Wbiegam po schodach na górę i idę do swojego pokoju. Dzisiejsze wydarzenia lekko mnie zmęczyły. Sama nie wiem czemu, ale odczuwam dziwne uczucie, nie wiem, jak to nazwać. Pomieszanie bólu, smutku i... Wszystkiego na raz.

***

Następny dzień zaczął się typowo. Pobudka, a później szkoła, która całkowicie odbiera mi chęci do życia. Z chłopakami też się nie odzywam, bo jakoś nie mam na to najmniejszej ochoty. Ale to chyba najmniej istotne w tym momencie.

Poważnie zaczynam się rozglądać za tym mieszkaniem. Na początku myślałam o tym, aby zamieszkać z Ethan'em, ale nie wydaje mi się, aby był to dobry pomysł. Potrzebuję samotności, a raczej odosobnienia od chłopaków. Muszę się po prostu usamodzielnić, bo za dużo jest wspólnego z nimi. Też pragnę mieć coś swojego.

Ale z drugiej strony, boję się tej upragnionej samotności. Nigdy nie byłam zdana sama na siebie. Jednak jest to jakaś odpowiedzialność, do której muszę się przyzwyczaić, bo przecież studia są już tuż tuż. Ostatnie pół roku tutaj.

Pytanie brzmi, czy ja chcę tego...

Z rozmyśleń wyrywa uderzenie w coś, a raczej kogoś, co wytrąca mnie z równowagi. Lekko chwieję się, ale nie upadam.

      — Patrz kurwa, jak chodzisz! — krzyczę, a następnie patrzę na sprawcę i zamieram.

      Stoi przede mną Matt. Mathew Black, który tak bardzo mnie zmienił. Ten, który wyjechał, zostawił mnie i po prostu uciekł od mojej miłości... Naszej miłości.

      — Witaj, sł... Renesme. — Słysząc tą seksowną chrypkę, aż czuję, jak wszystkie wspomnienia wracają, a ja sama nie jestem w stanie wydobyć z siebie słowa.

      Zmienił się. Stał się bardziej męski i taki... Poważny. Przystojny jeszcze bardziej, niż wtedy, gdy widziałam go ostatni raz.

      — O czym myślisz? — pyta, a ja patrzę na niego ze zdziwieniem. — Przygryzasz wargę.

      Cholera. Czemu zawsze, gdy on jest w pobliżu, ja tak bardzo się nie kontroluję.

      — Wybacz, myślałam akurat o dzisiejszej randce z Max'em i cię nie zauważyłam. — Na moje słowa, mina chłopaka drastycznie się zmienia. — Cieszę się, że cię widzę.

      — Ja też bardzo, ale powiem ci, że poznanie cię było ciężkie. — Uśmiecha się do mnie, a ja staram się być, jak najbardziej miła, ale nie jest to zbytnio łatwe. — Oczywiście uważam, że w dobrym sensie.

      — Średnio mnie interesuje twoje zdanie, no ale dzięki. — Nie mogę w żaden sposób pokazać mu, że tak na mnie działa. — A teraz wybacz, muszę już iść.

       — A moglibyśmy kiedyś iść na kawę? — pyta, gdy chcę już odejść, ale zgadzam się ostatecznie.

       Co to było?

       Jak najszybciej znikam z pola jego widzenia. Muszę usiąść.

      Cały czas wmawiałam sobie, że nic on dla mnie nie znaczy, że był i nie wróci. Zero uczuć i jakiejkolwiek empatii względem niego.

      Zmienił mnie, jak i całe życie. Uratował nie raz, ale też zniszczył.

      Jednak, gdy go zobaczyłam coś poczułam. Coś dziwnego. Ciężko to opisać, ale jedno jest pewne. Nadal coś dla mnie znaczy i jest ogromnie dla mnie ważny.

      A do tego tak bardzo przystojny.

***

      Po szkole jadę do firmy, bo jednak przydało by się trochę popracować. Tam też spędziłam cały wieczór.

      — Co ty taka nieobecna? — pyta Ann, a ja jedynie wzdycham. — Chciałabyś może iść z nami w weekend na kolekcję, bo będą moi rodzice i no stresuje się.

      — A z jakiej to okazji? — Patrzę na nią zdziwiona, bo wiem, że nie lubi takiej sztywnej atmosfery.

     — Ale nic nie mów swojemu bratu. — prosi, a ja przytakuję. — Bo widzisz... Jestem w ciąży.

       — Jejku! Ann to cudownie! — Gratuluję dziewczynie i razem z nią skaczę, jak wariatka.

      Już w sumie nie dziewczynie. Teraz to kobiecie, która jest w trakcie zakładania rodziny. Nie mogę im siedzieć na głowie, zawłaszcza teraz. Trzeba się wreszcie usamodzielnić.

      To moja ostateczna decyzja. Byle była słuszna.

To wszystko co nam zostało... Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz