To był deszczowy, pochmurny dzień. Krople wody ciężko uderzały w dach domku położonego głęboko w lesie. Mała dziewczynka, siedząc przy oknie, jeździła palcem od kropli do kropli tworząc kształty na zaparowanej szybie. Pochłonięta rysowaniem, myślała o tym, że jej rodzice od rana zachowywali się dziwnie. Biegali po domu, na przemian chowając i wyciągając rzeczy. Jej młodsza siostra siedziała obok niej i bawiła się klockami. Jasne loczki śmiesznie sterczały we wszystkie strony, a niebieskie oczy dziwnie pusto wpatrywały się w zbudowaną wieżę. Wiedziała, że jeden niefortunny ruch może ją zburzyć, lecz mimo wszystko machnęła rączką i zaczęła budować od nowa. Trwała w tym niekończącym się kole od kiedy matka uderzyła drewnianym drążkiem w skrzynkę z bezpiecznikami, pozbawiając ich prądu. Kazała dziewczynkom czymś się zająć i nie przeszkadzać jej i ojcu w tym co robią.
Mimo zapewnień matki, że wszystko jest w porządku i nie ma czym się martwić, starsza z sióstr czuła ogromny niepokój. Coś przecież musiało się stać skoro się tak zachowują. Ktoś zaczął wiercić. Dziewczynka odwróciła głowę, spoglądając w stronę kuchni. Przez szparę w drzwiach dostrzegła ojca coraz bardziej powiększającego dziurę gdzieś w głębi szafki pod zlewem. Ściany domu były puste. Kiedy mężczyzna skończył wiercić, zaczął wciskać w przestrzeń między ścianami koce. W efekcie końcowym wyglądało to trochę jak legowisko dla kota. Dziewczynka znów spojrzała na okno. Patrzyła na ciemną linię lasu. Wiatr brutalnie targał gałęziami co chwila je łamiąc. Niebieskie oczy dziecka ześlizgnęły się z drzew na krzewy, które równie gęsto otaczały polanę. Przejechała po nich wzrokiem. Jeden wydał jej się dziwny. Coś raz po raz błyszczało między targanymi przez wiatr liśćmi.
Dziewczynka oparła ręce o parapet i podniosła się nieco, żeby móc lepiej widzieć. Nagle w krzakach zapaliło się czerwone światełko. Obserwatorka zmarszczyła brwi. Widziała je już kiedyś. Szybko skojarzyła fakty. Zauważyła kropkę lasera przesuwającą się po szybie, tak jak w filmach akcji, które oglądała z ojcem. Wytrzeszczyła oczy i rzuciła się w stronę siostry. Upadły na podłogę w chwili, gdy okno rozsypało się w drobny mak. Dzieci zbombardowały odłamki zbitego szkła, kalecząc ramiona i twarz starszej, która zakryła siostrę swoim ciałem. Krzyki matki wypełniły cały dom. Pokaleczona dziewczynka poczuła silne ręce ojca i po chwili siedziała na kocach, w dziurze pod zlewem, trzymając na kolanach niczego nieświadome, roczne dziecko. Miała siedzieć cicho i zmusić siostrę do tego samego, jeśli zajdzie potrzeba, tak powiedział ojciec.
Drzwiczki szafki zamknęły się ze skrzypnięciem, pogrążając kryjówkę dzieci w ciemności. Przez jakiś czas słyszały przyciszone głosy rodziców. Coś załomotało, a trzask który rozległ się po chwili, świadczył o tym, że ktoś wyłamał drzwi. Zapadła cisza, przerywana ostrożnymi krokami ciężkich butów. Drzwi do kuchni otworzyły się ze skrzypnięciem. Zaszumiała krótkofalówka i kroki przyspieszyły. Ktoś uderzył w jedną z szafek, przez co starsza dziewczynka mocniej przytuliła do siebie dziecko siedzące na jej kolanach. Podejrzewała co zaraz się stanie, jeżeli filmy akcji nie kłamały. Zasłoniła siostrzyczce uszy.
Broń odpaliła. Huk poniósł się po lesie echem. Po raz drugi zaległa cisza. Wydawało się, że niebezpieczeństwo minęło. Że deszcz przestał uderzać w dach. Wiatr nie łamał gałęzi. Że rodzice stoją w kuchni z uśmiechem i czekają, aż córki wyjdą z ukrycia. Jednak chwilę później odezwała się krótkofalówka i odgłosy kroków znów wypełniły cały dom. Zbite szkło chrzęściło pod ciężkimi butami. Ciche nawoływania i rozmowy powoli oddalały się od dzieci.
Zmarznięte dziewczynki słyszały tylko szybkie bicie swoich serc. Starsza z nich szybko wygramoliła się z kryjówki. Bose stopy plasnęły przy zetknięciu z podłogą. Czerwona ciecz wylewająca się z leżących na podłodze ludzi ubrudziła całą kuchnię. Zauważywszy ciała, dziewczynka cofnęła się o krok. Przygryzła wargę i wpatrywała się w leżących przed nią rodziców, dopóki jej siostra nie zaczęła gaworzyć. Wyciągnęła ją spod zlewu i posadziła na kanapie znajdującej się w następnym pokoju. Nie mogły tu zostać. Ubrała małą w płaszczyk, czapkę i szalik, po czym sama opatuliła się ciepłym swetrem. Zauważyła przy tym, że jej sukienka ubrudziła się czerwoną cieczą. Nie miała czasu, żeby coś z tym zrobić. Musiały uciekać.
Wzięła siostrę na ręce i wymaszerowała przez framugę, w której niedawno znajdowały się drzwi. Uciekały przed nieznanym wrogiem. Musiały szybko oddalić się od domu. Tylko na tym skupiała uwagę starsza dziewczynka. Liście cicho szeleściły, kiedy pewnym krokiem maszerowała coraz głębiej w las. Nikt nie mógł im pomóc. Nikt nie mógł powiedzieć im co mają robić. Zostały same.
