Luty

Już po przekroczeniu progu szkoły wszystko wydawało jej się ponure. Wiedziała co ją dziś czeka. I definitywnie nie chodziło teraz o sprawdzian z matematyki, którego prawdopodobnie nie zaliczy. Nie lubiła matematyki. Więcej. Ona jej nienawidziła. Te cyfry, obliczenia... to wszystko wydawało jej się irracjonalne. Przepadała za to, jak sama uważała, za humanizmem. Potrafiła pięknie pisać, a jeszcze piękniej się wypowiadać. Każde jej słowo wydawało się dogłebnie przemyślane, a to wszystko podkreślała opanowana przez nią już dawno zdolność retoryki. Znała też mnóstwo innych sztuczek. Pokierowała się w stronę szatni wyjmując powoli słuchawki z uszu. Nawet po ich wyjęciu jednak słychać było grającą szybko muzykę. Lubiła te klimaty. Lubiła rock&rolla. Schodząc po schodach spostrzegła lustro stojące przy drzwiach, których powołania nigdy nie było jej dane odkryć. Mogła jedynie przypuszczać. I przypuszczała, że to właśnie tam szatniarki użalały się wzajemnie nad swoim losem, popalając papieros za papierosem. Rzuciła okiem na szatnię, i tak jak przypuszczała, nie było tam nikogo kto mógłby odebrać jej kurtkę i powiesić na jednym z tych, jak się wydawało, miliona wieszaków. Podeszła bliżej lustra i zaczęła się sobie przyglądać z nieznanym jej dotąd zaciekawieniem własną osobą. Była niska, miała jedynie 165cm wzrostu, a mimo to ledwo mieściła się w lustrze. Widziała jednak wystarczająco, by móc dopatrzeć się rozpiętego rozporka w spodniach. Poważnie? pomyślała. Uświadomiła sobie, że całą drogę ludzie musieli się na nią gapić. Musieli. Jednak widocznie nie zwróciła na to uwagi. Nie zaprząta sobie głowy ludźmi. To ludzie zaprzątają głowy nią. Jest ładna. Wielu uczniów powiedziałoby nawet, że jest piękna. Znaleźliby się również i tacy, którzy twierdziliby, że zjawiskowa. Potencjalni poeci ze szkolnego kółka literackiego określiliby ją mianem bóstwa i prawdopodobnie porównali do jakiejś greckiej czy rzymskiej boginii. Pyzate policzki miała zaczerwienione od zimna, a blond kosmyk nieelegancko sterczał, wyróżniając się z burzy gęstych włosów sięgających za ramiona. Przybliżyła się do lustra. Teraz dzieliło ją od niego jakieś piętnaście, może dwadzieścia centrymetrów. Spojrzała najpierw na swoje oczy, w których jak zawsze tliły się iskierki, a następnie na usta, które pokrywała warstwa szminki w kolorze karminowym. Automatycznie na jej twarzy zagościł zalotny uśmiech, właśnie ten, który chłopcy tak chwalili. Definitywnie nie wyglądała jak bogini. Miała uroczą urodę bezbronnej dziewczynki, której nikt nie ma serca skrzywdzić. Niczym bezpański piesek. Masz ochotę go głaskać, choć wiesz, jak niebezpieczny może się okazać. Jeszcze raz zerknęła na swoje oczy, a raczej na purpurę pod nimi. Spodziewała się jej- była stałym bywalcem na jej twarzy. Od jakiegoś czasu dziewczynie doskwierała bezsenność. Uważała to za wyrok, który nie wadził jej zanadto. Jednak to nie dana dolegliwość przeszkodziła tej nocy w śnie Yasmine.

Przeniosła swoje przenikliwe spojrzenie na drzwi tuż obok.

-Przepraszam? -zapytała głośno.

-Idę!- Odpowiedział jej miły, kobiecy głos.

I nagle z nieznanego pomieszczenia wyłoniła się kobieca sylwetka, a wraz z nią odór tytoniu ulotnił się, zanieczyszczając powietrze smrodem, którego Yasmine nienawidziła

(tak bardzo).

Rudowłosa kobieta w podeszłym wieku rzuciła jej spojrzenie, jakie to zazwyczaj osoby pełniące jej rolę rzucają młodym ludziom. To było jedno z tych, które można zatytułować kwestią ''czego znów ode mnie chcesz?'' lub ''powinnam być już na emeryturze, a tymczasem kiszę się tu, wśród głupich gnojków nieszanujących mojej pracy, której sama nie szanuję. Trzeba było jednak słuchać matki i nie rzucać szkoły dla chłopca o długich blond włosach z gitarą. Boże, za jakie grzechy?''. Ubrana była w typowy dla profesji strój- luźne spodnie i bawełniany sweterek o bliżej niezidentyfikowanej barwie. Włosy miała splecione w dość długiego warkocza, który zarzucony był aktualnie na jej prawą pierś. Czoło kobiety pokrywały liczne oznaki starości, ze znaczną przewagą zmarszczek. Była postury adekwatnej dla swojego wieku- lekko zgarbiona i dość niska. W tym momencie na twarzy uczennicy pojawił się przyjazny uśmiech, a wraz z nim zniknęło gniewne spojrzenie szatniarki. Chmury w jej oczach rozeszły się momentalnie, przepuszczając nawet niepewne pierwsze promyki słońca.

-Dzień dobry- odezwała się Yasmine swoim miłym

(tak bardzo)

głosem.

-Dzień dobry, dziecino. Zmarzłaś, widać to po tobie. Daj kurtkę i leć na stołówkę ogrzać się herbatą. Pani Zelda z pewnością chętnie poczęstuje taką uroczą laleczkę jak ty. -Mówiąc to otwierała drzwi prowadzące za ladę, która co dzień po lekcjach oddzielała zdziczałych uczniów pchających się bez kolejki by odebrac swoją własność, a szatniarki, stale pośpieszane w swojej pracy, bo w końcu ''autobus ucieknie''.

-Z pewnością tak zrobię -przytaknęła, choć wiedziała, że to nieprawda. Na stołówkę nie było miejsca w jej planie, a zresztą wcale nie zmarzła aż tak.

Kobieta stała już za ladą z wyciągniętą po kurtkę i szalik ręką. Yasmine pospiesznie rozebrała się z zimowej warstwy, a następnie oddała swoje rzeczy w zamian za numerek do wieszaka i ruszyła w stronę schodów, gdy nagle...

-Poczekaj.

Zatrzymała się, jednak pozostała plecami do rozmówczyni. Zmrużyła lekko oczy, jednak tamta nie mogła tego spostrzec. I dobrze. Nie dane jej było widzieć, jak pogodny uśmiech z twarzy Jasmine znika równo w momencie, gdy już pole widzenia kobiety go nie dosięgało. Rudowłosa przez chwilę przyglądała się z uwagą i nieskrytą zazdrością jej zgrabnym nogom i idealnym kształtom, które jej obcisłe spodnie dodatkowo podkreślały.

-Słyszałaś o tym? Słyszałaś na pewno...-rzekła bez specjalnego przekonania w głosie- W końcu wy słyszycie wszystko. A przynajmniej wszystko co chcecie -kąciki jej ust delikatnie podniosły się, lecz uśmiech ten zniknął równie niespodziewanie, jak się pojawił.

Dziewczyna obróciła się lekko, pod kątem około czterdziestu pięciu stopni. Tak, by mogła obserwować twarz szatniarki. Z wzajemnością.

-Ponoć jest tylko jedna prędkość szybsza niż prędkość światła. A osiągalna jest właśnie poprzez komunikację międzyuczniowską, mam rację?-ciągnęła temat, próbując złagodzić go nieco żartem.

Próba rozluźnienia atmosfery. Liczy na to, że zaraz wyśpiewam jej wszystko co wiem. Następnie znów zniknie za tymi drzwiami, jednak teraz to już nie będzie to samo. Bo teraz będzie wiedziała. Będzie wiedziała, więc będzie mogła powiedzieć. Mylisz się, kobieto. I to nie w jednej kwestii. Wiesz, jaka prędkość naprawdę jest najszybsza? Śpieszę z odpowiedzią- ta, z którą wbiłabym ci palce w oczy, byś przestała w końcu analizować każdy mój ruch. Wtedy dopiero miałabyś o czym opowiadać, popalając nonszalancko papierosa w tajemniczym pomieszczeniu. Dyrekcja z pewnością również zainteresowałaby się sprawą takiej, jak to się w kręgu nauczycielskim mawia, smarkuli. Zrobiłabym to. Ale nie wypada. Nie tak uroczej laleczce jak ja.

Teraz już patrzyła jej prosto w oczy z obojętnym wyrazem twarzy.

-Przepraszam panią, ale naprawdę się śpieszę. Muszę jeszcze oddać książkę do biblioteki. Zalegam z nią już parę dni, a zapewne znajoma jest pani dokładność jaką ceni sobie bibliotekarka z terminami oddawania szkolnych książek. Każdemu w tym miejscu jest ona znajoma, czyż nie?

Zmusiła się do uśmiechu, którego kobieta za ladą jednak nie odwzajemniła. Przepływ informacji został przerwany, więc nie było sensu dalszej dyskusji. Tak jak myślała Yasmine. Rzadko kiedy sie myliła. Czasem była to kwestia intelektu, czasem najzwyczajniejszej intuicji. Ruszyła więc w stronę schodów, czując, jak szatniarka odprowadza ją wzrokiem pełnym rozczarowania, a zarazem wściekłości. Pokonała pierwsze trzy stopnie, po czym na skutek dochodzących z góry kroków podniosła głowę. Jej oczom ukazała się znajoma sylwetka. Przez chwilę starała się uświadomić sobie, skąd właściwie zna tego chłopaka. Miała w szkole wielu znajomych. Było w niej coś z lolity. Nie starała się jednak eksponować wdzięków, nie musiała tego robić. Jej urok osobisty ściągał na siebie uwagę wszystkich na korytarzu, ulicy, czy dyskotece. Zawsze była w centrum uwagi, nawet jeśli nie zależało jej na tym. Chłopak minął ją w połowie schodów, zerkając ukosem swoimi nieświadomymi

(tak bardzo)

oczyma.

Nathaniel Hilfgrad. Jego przyjaciel.

Przystanęła na chwilę i przyglądała się mu. Temu, jak podchodzi do lady, wita szatniarkę niskim głosem, rozbiera się, a następnie odwraca w stronę nastolatki, by rzucić jej kolejne spojrzenie, którego nie była w stanie zinterpretować. W momencie gdy zadzwonił dzwonek informujący uczniów o przerwie, Yasmine odwróciła się powoli i rzuciła w wir chaosu i krzyków panujących na korytarzu już chwilę po opuszczeniu klas przez wszystkich uczniów.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 29, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

KARMINWhere stories live. Discover now