Goreć sercem i duchem

7 0 0
                                    


Siedział na kamiennej, rozmytej przez deszcze i wychłostanej wiatrem kapliczce przedstawiającej słowiańskiego bożka, dawno zapomnianego przez wzgląd na postępującą chrystianizację. Ledwie widoczny w skalnej bryle wizerunek Swarożyca, przez ludzi mylony ze zwykłym głazem stał na rozdrożu zaraz na skraju ciemnego boru.Pod pomnikiem bożka leżały wianki uwite ze stokrotek i złocieni,ślad po ludności tajemnie miłującej to miejsce. On jednak wybrał tenże właśnie kamień z całkiem odmiennego powodu. Bezbłędnie wyczuwając podziemną żyłę wodną siedział na jej skrzyżowaniu oblizując białe futerko. Kocie oczy przeszywające najgęstszą nawet ciemność radziły sobie doskonale w letnim półmroku wieczora. Czując nęcący zapach mięsa dochodzący z pobliskiego zajazdu, śmiało podkradł się pod otwartą okiennicę. Oblizując pyszczek opanował instynkt i wyszukał wśród otaczającego go ziela veratrum lobelianum, ciemiężycę zieloną. Zakleszczając ząbki na łodydze urwał sporą część rośliny i wskoczył na parapet. Stając na tylnych łapkach dosięgnął źródła smakowitego zapachu i wrzucił ziele do garnca gulaszu pozostawionego do wystygnięcia. Nagle wibrysy wychwyciły zbliżające się zagrożenie. Zeskoczył miękko i zatopił się w wysokiej trawie.


*


Na trakcie wiodącym do tawerny, przed rozwidleniem na ciemny bór,zadudniły podkute, końskie kopyta. Metal szybkim i rytmicznym tempem, uderzając o piach, niósł charakterystyczny odgłos galopu.Gdy intensywność zmalała, konie słyszalnie przeszły w kłus. Podjeżdżając już na samo podwórze przed zajazdem, wyraźnie wybrzmiała przerwana nagłym zatrzymaniem stępa. Drewniana tabliczka zawieszona nad wejściem głosząca „Zajazd za Niedźwiedzim Piecem", przedstawiająca owego zwierza pociągniętego olejną farbą przez niezbyt zdolnego, miejscowego artystę zakołysała się pod wpływem podmuchu wywołanego wtargnięciem na placyk kilkunastu konnych. Drzwi rozwarły się z impetem.

- Zaczynamy hulankę! - Machnął szablą człowiek z podgoloną czupryną i rudym wąsem przyczepionym do okrutnej twarzy,wpuszczając za sobą uzbrojonych towarzyszy. - Przybył Otto Brahimz kompanią! Chłopy łapy z ostrych przedmiotów, baby i dzieciaki pod ścianę!

Zapadła cisza przerywana gniewnymi pomrukami. Zapał wieśniaków wymieniających porozumiewawcze spojrzenia rychło został zgaszony przez krążących między stołami mężczyzn prezentujących wysłużone szabelki.

- Gospodarzu, daj piwa. Ugość jak wypada – rzekł Otto Brahim przystawiając karczmarzowi sztych miecza do gardła.

Rychło spełniono polecenia najeźdźców, ustępując stołów i ław,podając jadła i napitku. Kompania Ottona pożywiała się głośno i swawolnie, wnet drzwi zajazdu znów rozwarły się. Wszystkie głowy odwróciły się w ich stronę.

- Resbach, wspaniale – zatarł dłonie Otto Brahim. - Siadać i prawić, w tejże kolejności.

Zakapturzona postać weszła do środka siadając istotnie naprzeciw Ottona.Rabusie z łyżkami w dłoniach obsiedli ławę przywódcy dookoła.

- Jakie wieści?

- Chodzi o to, że...

- No? - Przerwał zakapturzonemu z pełnymi ustami.

- Więc...

- Wyduś to z siebie.

- Ktoś przeszkodził w naszym planie.

- Słucham?!

- Cóż...

- Gadajcież! - Trzasnął w stół rudy herszt.

- Nasi robili co im kazaliście...

- Pozorowali nawiedzenie kamienicy w Rosnowie, właściciel schodzi z ceny, my przejmujemy budynek – wyliczył na palcach Otto proste czynności.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Jan 19, 2018 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Ja, żywyWhere stories live. Discover now