Wśród lepkości czarno-granatowego atramentu

62 17 7
                                    

Nie chcę się zbytnio rozpisywać o Niej, ale w minimalistyczny sposób przedstawię tę stronę Jej, z której chciałaby być przedstawiona. Imię ani nazwisko, ani wiek nie będą Wam potrzebne, dlatego będę na nią mówić... Altair. Jakbym opowiadała o jednej z gwiazd w kosmosie, którą możemy podziwiać na nocnym niebie.

Nie mogę powiedzieć, że to najtrudniejsza część do opowiedzenia Wam, gdyż wszystko w tej historii jest dla mnie możliwie najtrudniejsze. Jednak postać Altair jest tym, co wywołuje u mnie największą falę tego bólu, który opisywałam na samym początku. Za każdym razem, gdy o Niej myślę lub nawiązuję do Niej choćby pojedynczym, krótkim słowem, czuję, jak coś mnie parzy – moją skórę, gardło i serce. I to nie jest coś na styl delikatnego pieczenia, tylko mocnego żaru, że aż chwilami mam wrażenie, że czuję swąd mojego palącego się ciała i płonącej duszy. Mimo że to nie nienawiścią ją darzyłam. Ale z drugiej strony nie dam rady dłużej dusić tego w sobie. Czasami łapię się nawet na tym, że rozglądam się wokoło, próbując znaleźć lub natarczywie szukam jej wzroku, który niegdyś niebywale mnie drażnił. Jak już zaznaczałam, muszę w końcu to jakoś z siebie wyrzucić, wydrapać siłą, by w końcu zaznać spokoju.

Tak więc... Altair była osobą, która wzbudzała jednocześnie podziw, uwielbienie i niepewność. Przyciągała spojrzenia ludzi swoją uniesioną głową oraz zyskiwała ich zaufanie i przychylność, broniąc tych, których atakowano, mimo że nie zrobili niczego złego. Jednak jej charakter i jego prawdziwa siła stawały pod wielkim znakiem zapytania, co rodziło dezorientację. Mówię szczerze – nie bylibyście w stanie ich odszyfrować, dopóki sama nie zechciałaby ich Wam pokazać. Jeśli chodzi o jej wygląd zewnętrzny, widoczne były tylko grube golfy, czarne rurki i martensy. Pod tymi ubraniami kryła się kobieta o kruchych kościach i niedużej masie mięśniowej. Życzliwy uśmiech zasłaniała długimi, jasnobrązowym kudłami, których kosmyki opadały na delikatną twarz. W sumie, gdybym nigdy całkowicie Jej nie poznała, tylko kątem oka zerknęła na Nią na ulicy, jako na przypadkową osobę, zdecydowanie nie nazwałabym Jej ładną. Jednak miałam okazję liznąć czegoś więcej niż tylko jej wyglądu. Dostałam szansę, by poznać jej wnętrze, więc śmiało stwierdzam, że była piękna w sposób prawdziwie cudowny i niebanalny. Dodam jeszcze, że Altair bywała kreatywna, co wyrażała najczęściej w formie wierszy, ale to nie jest historia o jej twórczości. Przynajmniej nie na tę chwilę.

Poznałam w najmniej odpowiedniej sytuacji do poznawania kogoś nowego. To było zaraz po tym momencie, o którym wspomniałam wcześniej, choć zdecydowanie wolałabym udawać, że nigdy nie miał miejsca. Jednak pamiętacie fragment o kontraście między czymś słodkim a gorzkim, prawda? No właśnie. To było wtedy, kiedy przegrałam walkę z nocą i posunęłam się do czynu, który prawdopodobnie do końca moich dni będzie wirować wokół mojej głowy, gdy będę próbowała zasnąć. Dla spokoju własnej duszy, pozwolę sobie pominąć szczegóły. To, co jest istotne, to to, że gdyby nie Altair, teraz wspomnienie tamtej nocy wywoływałoby u mnie suchość w gardle, chęć płaczu, gęsią skórkę i odruch wymiotny. A tak zostały tylko dreszcze oraz obrzydzenie do samej siebie i własnych myśli.

Szpital – to tam spotkałam po raz pierwszy, w sposób niecodzienny, a przynajmniej w mojej opinii. Nie będę pisać, jak to przebiegło fizycznie, bo to by jeszcze wprowadziło do tej historii nutkę humoru, a mi wcale nie jest do śmiechu, a w tamtej chwili to już w ogóle miałam ochotę zniknąć. Mogę Was zapewnić, że ta chęć nie była też napędzana niezręcznością. Za to przedstawię Wam, co przeżywałam.

Ja to wspominam tak, że Ona wręcz wpadła do mojego życia, prawie wyłamując słabe drzwi z zawiasów, potknęła się o wycieraczkę tuż przed wejściem i upadła plackiem na podłogę, a ja tylko patrzyłam na nieznajome ciało leżące we wrotach, które otwierały drogę do mojego wnętrza – moich myśli, uczuć, żalów i pragnień, nawet tych niemoralnych. To było tak szybkie i niespodziewane, że nawet nie zdążyłam nic z tym zrobić. Gdybym otrząsnęła się wcześniej, może udałoby mi się stamtąd wyrzucić, ale byłam zbyt zszokowana. Altair zobaczyła tam to, do czego nikt prócz mnie nie miał wcześniej dostępu. W efekcie starała się być delikatna w stosunku do mnie, jakby obchodziła się z porcelanową laleczką, ale jednocześnie była na tyle stanowcza, bym się od niej nie uwolniła. Przez kolejne tygodnie żałowałam, że nie zareagowałam szybciej.

Jednak ostatecznie swoim irytującym podejściem i zaangażowaniem sprawiła, że ten atrament, którym zabrudziłam swój umysł, nagle przestał być lepki i ciężki. Ona zamieniła go w substancję ciekłą i lekką, którą mogłam z siebie wypłukać, oczyszczając myśli.

SzablonowoDonde viven las historias. Descúbrelo ahora