PROLOG

641 44 13
                                    

Podział na dobro i zło istniał od zawsze. Każda kultura posiadała swój własny etos postępowania. Wyszczególniono w nim, co wolno, a co jest zakazane. Wpajane od dziecka wartości formowały niezliczone pokolenia. Uczono, że dobro zawsze zwycięża, a zło skazane jest na porażkę. Czarno-biały podział, który dla każdego był czytelny. Wynikało z niego bowiem jedno- potwory należy unicestwiać. Czy jednak zawsze tak jest? Co jeśli role się odwrócą? Co jeśli bohater zamieni się w potwora, a potwór okaże się bohaterem? Czy świat jest w rzeczywistości czarno-biały? Czy może pełen zmętnienia i odcieni szarości?

Ziemia była zimna niczym lód. Zadziwiające, ale nie przeszkadzało mu to. W sumie dlaczego miałoby przeszkadzać, przecież umierał. Nie czuł strachu. Wiedział, że kiedyś to nadejdzie. Myślał jednak, że odejdzie walcząc, jak na łowce przystało. Stał się za to ofiarą, niezdolną do obrony. Był świadomy, ale nie czuł nic, nie mógł poruszyć żadną kończyną. Pozostało mu tylko leżeć na tej zimnej ziemi i czekać na śmierć. Wiedział bowiem na pewno, że jego życie dobiegło końca. Czuł się jak zwierzyna schwytana w sidła, co tylko potęgowało jego wściekłość. Wściekłość na swoją własną głupotę. Jak mógł być tak nierozsądny i dać złapać się w pułapkę?

- Popatrzcie tylko- odezwała się postać w cieniu.- Teraz już nie jesteś taki waleczny? Co się stało? Siły cię opuściły starcze?

- Dobrze wiesz, że gdyby nie trucizna, którą mi podałeś, leżałbyś zamiast mnie ze sztyletem wbitym w to parszywe serce- odparł, leżący na ziemi mężczyzna.

- Przezorny zawsze ubezpieczony, dobrze wiesz. A może jednak nie? Leżysz przecież tutaj niezdolny do obrony- powiedział szyderczo oprawca.

- Czego ty chcesz?

- Chcę napawać się widokiem twojego cierpienia, twojego strachu. Chce widzieć w twoich oczach świadomość, że jesteś słabą, nic nieznaczącą ofiarą. Wiesz jakie to może być uzależniające. Patrzyłeś w tysiące takich oczu. Jesteś przecież Cedrik- wielki łowca klanu Słońca.

- Chcesz zobaczyć strach, to zbliż się- powiedział Cedrik, z zadowoleniem stwierdzając, że zabójca nachyla się nad nim.

- Za nic nie przegapiłbym takiego widoku.

- Chcesz zobaczyć strach?

-Jakżeby inaczej.

-To spójrz w lustro tchórzu!- odpowiedział łowca, ostatkiem sił podnosząc głowę i chwytając tamtego szczękami za odsłonięte lewe ucho.

Oprawca krzyknął z bólu łapiąc się za ucho. Poczuł na swojej dłoni krew. Nie mógł uwierzyć w to, co się stało. Myślał, że dał temu starcowi wystarczająco środka znieczulającego, aby powalił konia. Jak on mógł to zrobić? Cedrik wypluł kawałek ucha, a zaraz po tym zaczął zanosić się śmiechem.

-Naprawdę nie wiem czy jesteś taki głupi, czy tylko udajesz. Myślałeś, że będę skomleć jak pies o łaskę? Nigdy nie bałem się takich jak ty. Tym bardziej nie zacznę teraz.

- Zamilcz- powiedział, uderzając łowce pięścią w twarz.- Pożałujesz tego.

-I co mi zrobisz? Zabijesz mnie?

-To więcej niż pewne- odparł zabójca.- Pamiętaj jednak, że mogę cię skrzywdzić na wiele sposobów. Na przykład zajmując się twoją ukochaną córeczką.

-Zostaw moją córkę w spokoju- odpowiedział.- To sprawa między nami. Nie mieszaj w to nikogo innego.

- Przykro mi to mówić- odparł ironicznie.- Ale na tym etapie nie masz nic do gadania.

-Naprawdę chcesz w to mieszać kobietę?

-Obaj dobrze wiemy, że nie jest zwykłą kobietą. Jest łowcą, jak ty. Podejrzewam, że zabiła już niejednego potwora. Nieodrodna córeczka tatusia, krew z jego krwi.

-Masz rację- odpowiedział z dumą w oczach Cedrik.- Ona dowie się prawdy. Dowie się kto mnie zabił. A kiedy to zrobi, mam nadzieję, że wyrwie ci to zdradzieckie serce.

-Obawiam się, że to się nie stanie- powiedział oprawca.- Jedyne co będzie wiedziała to fakt, że zginąłeś z rąk jedynego potwora jakiego zna- wilkołaka. Co zawsze jej powtarzałeś? Nigdy nie ufaj wilkołakom, to bardziej zwierzęta niż ludzie.

-Nigdy w to nie uwierzy, ona nie jest głupia.

-Wiem, że nie będzie jej łatwo zadowolić- odparł zabójca, wyciągając sztylet.- Ale gdy zobaczy, że wyrwano ci serce, nie będzie miała żadnych wątpliwości. Czas skończyć z tą szopką.

Uniósł sztylet i pchnął z całych sił w klatkę piersiową Cedrika. Łowca wciągnął gwałtownie powietrze. Nie minęło wiele czasu, gdy poczuł krew napływającą do płuc i przełyku. Zaczął dławić się, walcząc o każdy oddech. Oczy zaszły mu mgłą. Wiedział, że umiera. W ostatnich sekundach życia nie widział już zabójcy, ale twarz swojej córki. Swojej kochanej Amelii. Ostatkiem sił powiedział:

- Wiem, że dowiesz się praaaa...prawdy. Kooo...kocham cię.

Klatka piersiowa Cedrika uniosła się jeszcze kilka razy spazmatycznie, a następnie znieruchomiała. Łowca zmarł. Zabójca bez ociągania przystąpił do dalszej części swojego planu. Wepchnął sztylet głębiej i zaczął powiększać otwór. Nie było to łatwe. Żebra skutecznie zasłaniały serce. Do tego Cedrik był postawnym mężczyzną, co nie ułatwiało sprawy. Po kilkunastu minutach wyłamał wystarczającą ilość żeber. Sięgnął w głąb klatki piersiowej po serce i przy pomocy sztyletu wyciął je bez wahania. Później zaczął wbijać sztylet na oślep, rozszarpują bez litości tors łowcy. Musiało to przecież wyglądać na atak wilkołaka.

Niejednokrotnie widział ofiary takich napaści. Patrząc na ciało łowcy, był zadowolony z efektu swoich starań. Nikt nie pozna prawdy. Nawet Amelia, nieważne jak dobrym jest łowcą. Szkoda tylko, że dał się zaskoczyć przez tego starca. Nie spodziewał się, że ten go zaatakuje. Trudno, nic straconego. Po ranie niedługo nie zostanie żaden ślad. Już on się o to postara. Nikt nie będzie go podejrzewał. Musi być tylko cierpliwy i się nie zdradzić. Kiedy jego plan się ziści wszyscy pożałują. Pożałuje również Amelia i cały klan Słońca.

Dziękuję za przeczytanie wstępu do mojego opowiadania. Mam nadzieję, że zainteresował on Was na tyle, że będziecie chcieli przeczytać więcej. Dawno nie pisałam nic własnego, więc z góry przepraszam jeśli wyszłam z wprawy. Z chęcia przeczytam co sądzicie na jego temat... krytyka również mile widziana.

Zapraszam na ciąg dalszy...

KREW Z KRWI: DZIEDZICTWOWhere stories live. Discover now