jeden-NIEZDARA

1.3K 60 8
                                    



—Louis, do cholery! Spóźnię się do pracy! Wyjdź już!—chłopak usłyszał zza drzwi łazienki gdy układał swoje włosy. Miał na tym punkcie swego rodzaju obsesję, jego fryzura musiała zawsze wyglądać tak samo idealnie. A szczególnie dzisiaj. W końcu to był TEN dzień. Dziś wieczorem jest premiera sztuki w wykonaniu szkolnego koła teatralnego. Grał w niej główną rolę. Wiedział jednak, że w biegu i przygotowaniach nie będzie miał czasu i możliwości wrócić do domu przed spektaklem.

—Zaraz wyjdę!—odkrzyknął do matki i zajął się przesadnym spryskiwaniem włosów lakierem.
Już teraz miał niesamowitą tremę przed występem, nie chciał więc nawet myśleć jak zestresowany będzie później.

—Spokojnie.— szepnął sam do siebie i wyszedł z łazienki, po czym szybko skierował się do pokoju. W pośpiechu otworzył szafę i założył najbardziej zwyczajne ubrania jakie miał w szafie. Wdech. Wydech. Będzie dobrze. Bał się o to, że gdy wejdzie na scenę, nie będzie w stanie wydusić z siebie żadnego słowa.

Automatycznie przypomniało mu się przedstawienie z przedszkola, kiedy zapomniał tekstu rymowanki i uciekł. Gorzej niż wtedy i tak być nie może. Gdy zszedł na dół, najszybciej jak się dało wsunął buty i zarzucił na ramię plecak.

—Mamo, wychodzę! Nie spóźnijcie się na sztukę, pamiętaj!—nie czekając na odpowiedź trzasnął drzwiami i pospiesznie zbiegł ze schodów.

Wsunął klucze do kieszeni. Dawno nie był tak zabiegany. Miał jeszcze dziś tyle do zrobienia! Zabranie strojów z pobliskiego teatru, przypomnienie sobie tekstu, pomoc w przygotowaniu scenografii... z każdą chwilą przybywało mu coraz więcej zadań. Zmierzał w stronę szkoły i dziękował Bogu, że nie ma do niej aż tak daleko, bo prawdopodobnie codziennie byłby spóźniony. Przebierał nogami tak szybko jak mógł, wyliczając w głowie jak wiele rzeczy ma jeszcze na głowie. Wyciągnął telefon z kieszeni, by napisać do Liama z prośbą o pomoc, kiedy poczuł, że traci równowagę. Skarcił się w myślach, gdy upadł idealnie przed przejściem dla pieszych. Po chwili poczuł poczuł pieczenie w okolicy dłoni i kolan. Skrzywił się i syknął cicho, gdy podnosił się z szorstkiego betonu. Kiedy spojrzał na dół, zobaczył swoje podarte spodnie i poobdzierane do krwi kolano. Jego telefon był w równie opłakanym stanie, ekran utworzył piękną pajęczynę.

Ten dzień to porażka.

*************

Chodź już, Betty, błagam cię.—westchnął mężczyzna—Tak, misie zostają tutaj, nie dasz rady zabrać wszystkich do szkoły.
W pełni ubrany mężczyzna w kapeluszu stał przy drzwiach wyjściowych i ze zniecierpliwieniem spoglądał na dziecko.

—Tato, pozwól mi zabrać choć jednego!—droczyła się z nim dziewczynka, chwytając największego z nich za łapkę.

Harry jednak nie zwracał już uwagi, stał w progu otwartych drzwi ze zdenerwowaniem wypisanym na twarzy.

—Betty. Natychmiast.—powiedział ostrym tonem, a dziewczynka westchnęła i podążyła za nim do wyjścia.
Wsiedli razem do ciemnego samochodu, gdzie Harry włożył ciemne okulary i zdecydowanie zbyt szybko ruszył z podjazdu.

—Tato, tato, patrz! Ten chłopiec się wywrócił!—Betty zwróciła uwagę ojca, który również zmierzał wzrokiem Louisa.

—Nastolatkowie już nie widzą życia poza telefonem.—mruknął pod nosem i z piskiem opon przejechał obok przeklinającego swój dzień chłopaka.

**********

Louis wbiegł do szkoły z najbadziej wkurzoną miną na jaką było go stać. Przeczesał dłonią włosy i skierował się prosto do sali prób.
Już teraz było tam pięknie. Ogromna, bordowa zasłona, kurtyna przysłaniała lekko brązowy parkiet na scenie, a reflektory choć jeszcze nie były włączone, stały obok niej. Chłopak wiedział, że wieczorem wszyscy będą oczarowani tym widokiem — tak jak on był teraz. Wściekłość automatycznie zeszła z niego i uśmiechnął się nieznacznie.

—Loueh! Wreszcie jesteś!—usłyszał głos Liama i wzdrygnął się—Czekaliśmy na ciebie. Byłem już w teatrze, stroje są przygotowane. Tak jak dekoracje, wszystko leży tam. Trzeba je tylko powiesić. Wiesz coś o Niallu? Znowu się spóźnia. Czy on nie może choć raz zjawić się na czas? Mówiłem ci żeby go nie angażować w nasze koło teatralne. Może jest na lekcjach, bo zapomniał o próbach. Pójdę zapytać. Tak, już dziewiąta, zdecydowanie pójdę zapytać. Właśnie, Lou, Brooke cię szukał.—Zestresowany Liam zawsze gadał jak najęty, a teraz, gdy skończył już monolog, pobiegł prosto do wyjścia.

Chłopak był dla Louisa jednym z najlepszych szkolnych kumpli - tych których widuje się poza nią rzadko. Mieli różne towarzystwo. Liam raczej nie bywał na imprezach, wolał pojawiać się w galerii sztuki, kinie lub teatrze. Tak, teatr. To było to, co ich łączyło. To oni wpadli na pomysł utworzenia w szkole teatralnego, bo Louis raczej obracał się wśród popularnych głupków. Sam był też za niego uważany, lecz uwielbiał zaskakiwać ludzi tym, że poza śliczną buźką i niewyparzonym językiem ma też dosyć sporą wiedzę. Maniaków teatru jest zdecydowanie za mało w liceum, więc udało mu się zaangażować do jakiejś roli Nialla. Z początku nie był zmotywowany, lecz dobra ocena z angielskiego była wystarczająco przekonywująca. W chwili gdy Liam zniknął za drzwiami, Louis odetchnął z ulgą. Jak dobrze mieć kumpla, który wszystkim się zajmuje. Mógł teraz zająć się własnymi sprawami.

—Panie Brooke, szukał mnie Pan? O co chodzi?—spytał nauczyciela, jego spokojny wyraz twarzy zmienił się, gdy tylko zaczął on mówić.

—Tak, Louis, chodzi o Briana. Jego matka dzwoniła do mnie, że ma grypę żołądkową i nie będzie mógł wystąpić. Podobno paskudnie to wygląda, jego matka użyła określenia „katastrofa". Nie mam pojęcia co robić, przecież nie będę odwoływać spektaklu z powodu jednej roli. Może udałoby Ci się go kimś zastąpić? Proszę, spróbuj kogoś znaleźć, to dosłownie parę zdań tekstu...

—Ja mogę to zrobić. Co prawda musiałbym szybko się przebrać, ale dam radę, naprawdę.—mówił z przekonaniem, choć sam jeszcze nie przekonał siebie, że jest to możliwe. Występowali prawie dokładnie po sobie, dobrze tylko, że nie mieli wspólnych scen.

—O Boże, naprawdę? Zrobiłbyś to? Louis jesteś wspaniały, doceniam to. Byłem już bliski płaczu! Słodki Jezu, tyle przygotowań, a my nawet nie mieliśmy zastępczego aktora...—rudowłosy mężczyzna uśmiechał się szeroko i chodził nerwowo dookoła.

Louis wiedział już, że będzie ciężko, a dzień jest jeszcze pełen niespodzianek.

**********

• My friend's dad • LARRY /julietisababyWhere stories live. Discover now