O krok od śmierci

2 0 0
                                    

Szła ciemną uliczką przez Weranę odwracając się nerwowo przy najmniejszym szeleście, czy szmerze. Ubrana w czarny płaszcz z kapturem na głowie, w słabym świetle księżyca była prawie niewidzialna. Wiedziała, że Chris idzie ulicą równoległą i przy najbliższej okazji spotkają się
i pobiegną dalej, ale miała bardzo złe przeczucia. Coś nie dawało jej spokoju, jak gdyby to co się działo było tylko iluzją, grą. Tylko z kim miała grać?

Przyspieszyła kroku, gdy nagle usłyszała krzyk przerażenia. Włoski zjeżyły się jej na karku. Spojrzała w boczną uliczkę z której dobiegał hałas walki i ujrzała Chrisa walczącego z czterema żołnierzami, których stroje nie pozostawiały wątpliwości co do tego, kim byli. Najemnicy.

Chris walczył dzielnie mając ranę na plecach, od której jego czarny płaszcz stopniowo przemakał. Jeden z żołnierzy ciął go przez brzuch i zarechotał złowrogo, podczas gdy Chris osunął się na kolana.

Ava patrzyła na walkę i porażkę przyjaciela jak zaczarowana. Nie mogła wykrztusić słowa, nawet się poruszyć, ale miała pewność, że to już kiedyś się zdarzyło. I wiedziała, co będzie dalej.

Z przerażeniem przyglądała się, jak żołnierz o coś pyta, ale Chris nie odpowiada, za co najemnik uderza go w twarz, a po chwili drugi z nich kopie go w brzuch i roześmianą gromadą ruszają

w przeciwnym kierunku.

Dziewczyna szybko podbiegła do Chrisa, nie dbając, czy żołnierze ją zobaczą. Pochyliła się nad nim i wzięła w dłonie jego posiniaczoną twarz.

- Chris... – załkała cicho.

Otworzył powoli oczy, które napełniły się trwogą spoglądając przez jej ramię. Ava z radości,

że jeszcze żyje nie zwróciła na to uwagi i przytuliła go. Chris jednak nie poruszył się tylko szepnął: uciekaj. Dziewczyna odwróciła się powoli bojąc się tego, co tam zobaczy.

Błysnął platynowy miecz z wysadzaną brylantami rękojeścią i król zaśmiał się potwornie, patrząc w oczy Avy, która zobaczywszy swoją krew na ostrzu tkwiącym w jej piersi krzyknęła przerażona. Lecz ktoś trzymał ją za ręce i powtarzał coś w kółko. Obraz powoli zaczął się zamazywać, nawet ból ustąpił, tylko natarczywy głos wołający ją z oddali został i ciągle przybierał na sile.

Ava obudziła się gwałtownie siadając na łóżku i zderzając się głową z Lupousem.

- Ałć... – jęknął odsuwając się i puszczając jej ręce.

Dziewczyna oddychała niespokojnie z przerażeniem patrząc na swoją pierś, na której prawie nic nie było, oprócz maleńkiej blizny w kształcie miecza.

- Co to było – zapytała cicho patrząc na maga.

Lupous wbił wzrok w podłogę bawiąc się rąbkiem swojej szaty.

- Co to do cholery było! – krzyknęła rozjuszona. – Natychmiast masz mi to wyjaśnić!

Westchnął przeciągle.

- Sen. Albo raczej koszmar.

- Kłamiesz – wycedziła. – Po snach, a nawet koszmarach nie zostaje to!

Pokazała mu bliznę na piersi dokładnie w tym miejscu, w którym znajdowało się jej serce, teraz bijące jak oszalałe z trwogi i wściekłości.

Spojrzał na nią ze smutkiem przeszywając ją spojrzeniem swych zimnych, błękitnych oczu.

- Ciesz się, że tylko tyle z tego zostało – szepnął. – Gdyby nie ja, już byś była martwa.

Pokręciła gwałtownie głową, a z oczu popłynęły łzy.

PoszukiwaniaWhere stories live. Discover now