Przed siebie

2 0 0
                                    


Ścieżka była prosta, solidnie utwardzona, lecz wąska i pełno było na niej gałęzi drzew. Mag nie odzywając się ani słowem parł niezmordowanie na przód tak, że Ava czasem zostawała w tyle i musiała podbiegać. Szli gościńcem przez stary las i wydawało się, że te często spróchniałe drzewa obserwują ich, wodzą za nimi wzrokiem. Jednak zawsze, gdy dziewczyna się odwracała nic nie dostrzegała.

Potężne konary rosnące po obu stronach ścieżki porośnięte były bluszczem, który w świetle magicznej kuli błyszczał złowrogo. Dochodziła północ, a jednak sklepienie misternie uplecionych ze sobą koron drzew nie przepuszczało promieni srebrnej tarczy księżyca.

Las ogarniała cisza, którą zakłócało tylko echo ich kroków, czasem pohukiwanie sów i trzask gałęzi, gdy zwabione światłem zwierze podchodziło aż do ścieżki. Ciężkie, bardzo wilgotne powietrze sprawiało, że ubrania przylegały do ciała, a włosy zwijały się w strąki. Nie po raz pierwszy Ava pożałowała, że ich nie związała zaraz po umyciu.

Dziewczyna podskoczyła, gdy kilkanaście metrów za nimi rozległo się wycie wilka, lecz mimo to Lupous pozostawał niewzruszony, a ciało Chrisa dalej za nim lewitowało. Jej przyjaciel wyglądał jakby spał słodkim, spokojnym snem, bez żadnych zmartwień. Ava westchnęła, zacisnęła ręce w pięści i z mocnym postanowieniem nie zwracania uwagi na ten dziwaczny las, wbiła wzrok w czubki butów i maszerowała za czarodziejem przed siebie...

* * *

- Stój – powiedział cicho Lupous zatrzymując się.

Ava zatrzymała się i podniosła na niego zdziwiony wzrok.

Czarodziej odsunął się w lewo i oczom dziewczyny ukazała się ścieżka prowadząca na szczyt wysokiej góry, na którym rosły tylko dwa stare dęby przypominające w srebrnym blasku księżyca bramę.

- Za chwilę znajdziesz się w miejscu, z którego nie ma odwrotu – patrzył na nią z powagą. – Jeśli chcesz się wycofać, to teraz masz ostatnią szansę. Więc pytam, czy idziesz dalej?

Ava uważnie rozejrzała się, a napotkawszy wzrokiem ciało Chrisa z determinacją spojrzała w oczy maga.

- Jedyna moja droga wiedzie w przód. Nie mogę się cofnąć, zrezygnować. Nie jestem tchórzem.

Lupous potaknął i ruszył ścieżką szybkim krokiem pnąc się coraz wyżej. Ava ruszyła za nim, by po godzinie wspinaczki, zdyszana stanąć przed drzewami. Mag odsapnął chwilę po czym przeszedł przez bramę i zniknął.

Ava zamrugała zdziwiona. Nadal stała przed tymi dwoma drzewami, podczas gdy Lupous, Chris i nawet magiczna kula rozpłynęli się. Jedyne, co przychodziło jej do głowy to to, że to zaczarowana brama. I ona musi przez nią przejść.

Odetchnęła głęboko i po chwili wahania zrobiła krok do przodu. Gdy znalazł się po drugiej stronie bramy jej oczom ukazała się kręta ścieżka wiodąca w dół zbocza i gdzieś w dole strumień, który bardziej słyszała niż widziała. Czarodziej stał zaraz obok niej i uśmiechał się posępnie.

- Witaj w Aranung. – Ruszył powoli ścieżką, a kula teraz nieco mniejsza oświetlała mu drogę.

- Czekaj! – zawołała po chwili Ava.

Czarodziej odwrócił się i uniósł prawą brew lekko zniesmaczony.

- Nie zapomniałaś o czymś? – zwrócił się do dziewczyny.

- Eee... – zamyśliła się na chwilę. – Mistrzu?

- O co chcesz mnie zapytać?

- Nie rozumiem, co to jest Aranung. To miasto, czy...?

Mag zaśmiał się cicho i założył ręce.

- To nazwa ziemi, na której się teraz znajdujesz. – Westchnął i odwrócił się. – Reszta pytań później.

Ruszył.

Ava z westchnieniem powlokła się za nim uważając, by nie przewrócić się, czy nie narobić zbyt wiele hałasu. Wolała nie rzucać się w oczy. Nawet zwierzętom.

Maszerowali jeszcze parę godzin w przyjemnym chłodzie nocy, by o świcie, za niewielkim pagórkiem dostrzec białe miasto skąpane w złotych promieniach wschodzącego słońca.

Ava przystanęła na szczycie patrząc na widok, który zaparł jej dech w piersiach. Przed nią wznosiło się jedno z najpiękniejszych miast jakie kiedykolwiek widziała. Wszystkie budynki były białe i nieskazitelne, a całość otaczał wysoki mur z białego piaskowca. Wejścia do miasta broniła wykonana ze stali, bogato zdobiona brama, na której wykuto liście, kwiaty i dzikie zwierzęta, a do której prowadziła kamienna droga łącząca się z ich ścieżką u podnóża zbocza.

W samym mieście każdy budynek wyglądał niesamowicie, ale najbardziej imponującą budowlą był znajdujący się w samym środku ogromny pałac z marmuru, z pięcioma wieżami i ogromnym ogrodem. Za miastem znajdował się port i duże jezioro. W przystani cumował czarny statek , o czarnych jak noc żaglach.

Wschodzące słońce sprawiło, że miasto raniło oczy swym blaskiem i Ava musiała mrużyć je, by zauważyć dwóch magów stojących przy bramie i ludzi biegających po ulicach. Dla nich właśnie zaczynał się nowy dzień.

- Po twojej reakcji wnioskuję, że miasto zrobiło na tobie wrażenie – powiedział Lupous z uśmiechem.

Ava obejrzała się na niego zdumiona i uświadomiła sobie, że przez większość czasu miała otwartą buzię i poczerwieniała ze wstydu.

- Jest piękne, Mistrzu – powiedziała cicho.

- Nazywane przez większość Białym Miastem jest jednym z trzech miast magów w tym kraju. Jego oficjalna nazwa to Lawrio. – Do jego głosu wkradła się duma. – Nikt nigdy go nie zdobył, a wielu już próbowało. Miasto to istnieje już prawie tysiąc lat.

Ava przeniosła wzrok z maga na miasto z nowym szacunkiem i pobożnością. „Tu będę bezpieczna. Przynajmniej przez jakiś czas" pomyślała i ruszyła na Lupousem, który już szedł w stronę drogi zgasiwszy magiczną kulę. Chris wciąż beztrosko za nim lewitował i dziewczynie z goryczą przyszło do głowy, że jest tak zmęczona, że byłaby w stanie się teraz z nim wymienić.

Strażnicy zatrzymali ich przy bramie pytając w obcym języku o coś jej Mistrza. Lupous odpowiedział z kamienną twarzą i dumnie podniesioną głową. Magowie wymienili ze sobą onieśmielone spojrzenia. Obaj byli w wieku Lupousa i po chwili jeden z nich uśmiechnął się zachęcająco do Avy. Jej mistrz się odwrócił zamaszystym ruchem.

- Witaj w Lawrio, Białym Mieście.

Zdobiona brama, która z bliska wyglądała jeszcze wspaniale otwarła się i Ava wkroczyła za czarodziejem do miasta.

PoszukiwaniaWhere stories live. Discover now