Rozdział 4

207 9 1
                                    


-Rusz się -krzyk mężczyzny wypełnił całe pomieszczenie jednocześnie zrywając z chłopca cieplusią kołdrę - Masz się ubrać,maksymalnie 5 minut i widzę cię przy froncie -spojrzał na niego srogo wychodząc pomieszczenia. Harry nie miał nawet sekundy na rozbudzanie się, mlasnął kilka razy ustami prostując się, wstając. Przyciągnął do siebie mały karton otwierając go z nadzieją na znalezienie tam prezentu, czy czegokolwiek innego. Ale nie znalazł nic takiego, czyste ubrania, lekko pachnące kwiatami.Więc sięgnął po ubrania z nieco mniejszym uśmiechem zauważając, że to nie jest zwykła bielizna. Zobaczył tam błękitną koszulę z lekko odkrytymi ramionami, zapinaną małymi, białymi guziczkami po samą szyje a także ładne spodnie z dziwnymi falami przy tajemniczych schowkach. Nie wiedział jak dokładnie się nazywały lecz były bardzo ładne, podobały się chłopcu a do tego dostał swoje ulubione, wygodne majteczki bez żadnych wycięć. Po prostu były wygodne. Był więc zadowolony, miał do tego powód. Ładne ubrania, wygodne majteczki a do tego to wszystko w jego urodziny.Szybko się ubrał czując dalsze osłabienie swoich mięśni a gdy skończył ledwo miał siłę by zajść na górę. Potrzeba zachowania czystych ubrań okazała się być silniejsza niż zmęczenie więc z trudem do kulał się do mężczyzny patrząc na niego z małym uśmiechem 

-Harry nie umieć buty -wskazał lekko zakłopotany na nogi. 

Miał ubrane dziwne buty, przypadkowo a może nieprzypadkowo w jego rozmiarze. Tak mu się wydawało. Doprawdy nie zdawał sobie sprawy, że mokasynów się nie wiąże co spotkało się z rozbawieniem potężnego faceta. Chłopiec dalej stał będąc lekko zakłopotany. Nie wiedział co powinien zrobić, czy może powinien może poprosić o pomoc czy zamilknąć aby nie oberwać. To był trudny dylemat i doprawdy Harry niemal zemdlał z poziomu stresu gdyby nie odpowiedź mężczyzny 

-Głupi jesteś, nie wiąże się ich. Po prostu ubierasz -spojrzał na małe stopy nastolatka, który już zdążył lekko umorusać nowe a do tego bardzo bardzo bardzo drogie obuwie. Osoba, która mu je kupiła była z pewnością bogatą, bardzo bogata. Bogatych ludzi się ceni, zawsze tak było a szczególnie gdy ta bogata osoba to klient twojego burdelu. Chociaż to nie był burdel Barry'ego, i tak kochał tak nazywać to miejsce. Chwalić się nim wręcz prześladować dumę innych. Na rękę było mu to, że nikt nie znał prawdziwego właściciela. Nikt poza jego prawej ręki, który pojawiał się rzadko, bardzo rzadko tutaj. Raz na miesiąc było żywym szczytem czy nawet wygraną. 

-Harry mieć urodziny. Harry niespodzianka? -odezwał się nagle niższy powodując kolejną fale zdenerwowania u niego. Doprawdy nie lubił tego jak chłopak się odzywał, i tego że w ogóle się odzywał. Chciał mu przyłożyć, chciał tego z calutkiego serca ale niestety nie mógł. Pociągnął go lekko za kark prowadząc w stronę czarnego jeepa. Wepchnął go siłą na tylne siedzenie nie mogąc sobie pozwolić na przewózkę w bagażniku. Ubrudzony skazałby go w najlepszym wypadku na zwolnienie. W najlepszym. Takie nie istnieją. Nie w świecie w którym on żyje 

-Bez pytań -trzasnął drzwiami nie pozwalając na ponowne odezwanie się. Usiadł za kierownicą od razu ruszając.Reszta go mało interesowała, miał dostarczyć towar pod adres,ewentualnie dostać premie i wrócić do pracy. Krótkie proste zadanie dlatego może pół godziny później zaparkował pod wielkim domem, o ile tak mógłby kiedykolwiek nazwać wille, której sam król mógłby pozazdrościć. Wielkie okna od strony wejścia, potężne drzwi  z zdobieniami, balkon wielkości tarasu na piętrze,elewacja w stylu jednego z najlepszych włoskich architektów. Tego co ostatnio widział w telewizji. Tak mu się zdawało. Do tego z średniej wielkości muru było widać ogród. Ogromny ogród, który za pewnie był jeszcze piękniejszy gdy się na nim stało. Skrywał za pewnie również wiele tajemnic, nie odkrywalnymi dla zwykłego obserwatora z zewnątrz. Ktoś definitywnie się postarał, nie tylko w projekcie, również w wykonaniu domu, całej reszty, tej całości.Czy wspominał o tym, że chciałby tak mieszkać? Nie? To teraz mówi. Dochodził do tego także idealnie przystrzyżony trawnik,kilka zasadzonych kwiatów pod oknem, pnące się róże do tarasu.Wszystko wyglądało tak dobrze, a może nawet lepiej nim dobrze.Przed domem stało jeszcze jedno, czarne auto, perfekcyjnie czyste jakby dopiero wyjechało z najdroższego salonu. Barry nieco zdziwił się, że nie stoi w garażu. Chociaż.. Kto trzymałby takie auto w garażu? Podczas szerokiego zachwytu starszego, chłopiec nie zwracał nawet krzty swojej uwagi na żadne szczegóły czy detale. Cały czas myślał o swoich urodzinach. Czy przestały być ważne? A może to on przestał być ważny? Czuł się zapomniany, nieważny a to wszystko tylko ze względu na tą głupią chorobę. A może ona była dobra? Przez kilka dni mieszkał w ciepłym, przyjemnym pokoju. Nie w piwnicy. Miał pod dostatkiem jedzenia, kołdrę, nawet kogoś do rozmowy. Teraz czuł się dziwnie, wywieziony w obce miejsce. Nawet za bardzo się nie przyglądał temu miejscu, ani trasie. Po prostu był gdzieś, nie bardzo go interesowało gdzie. Był gdzieś.Gdziekolwiek. Mógł to być nawet zaginiony świat. Bez znaczenia,żadnego zupełnie. Szedł posłusznie za Barrym, nie słyszał nawet kiedy drzwi się otworzyły, stanął w nim dobrze ubrany mężczyzna.Nie słyszał również prowizorycznej rozmowy. Rozmowy, którą starał się prowadzić Barry z właścicielem posesji. Lekko gburowatym, warto dodać. Gdy znowu zaczęli iść nawet nie zdał sobie sprawy z progu potykając się o niego. Niemal zaliczył poważnie nieprzyjemnie spotkanie z podłogą gdyby nie silna dłoń,która go złapała. Jego kolana nie zdążyły dotknąć lśniącej wręcz podłogi nieruchomiejąc. Minęły co najmniej trzy minuty zanim odważył się unieść wzrok za wybawce krzyżując onieśmielony wzrok z tym bacznym, wręcz skanującym jego małe ciało. A to był dopiero początek 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Dec 19, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Still Got Time ||Where stories live. Discover now