- Będziesz się tu jeszcze długo rozczulał? - Usłyszał warknięcie Hux'a tuż za jego plecami. Ren nie reagował. - Przez twoją lekkomyślność nam uciekli! Gdyby nie ty... Ech, nawet nie chcę się produkować.

- Mówisz do Najwyższego Przywódcy - przypomniał mu Kylo, wstając z zimnej podłogi. Strzepał kurz z kolan i wściekle spojrzał na generała. Hux zmarszczył czoło i prychnął pod nosem.

- Musimy współpracować. Ja mam taktykę, opanowanie, plan, a ty... masz Moc i tych swoich przydupasów z zakonu. - Rudowłosy podrapał się po podbródku. Poczuł, jak na jego twarzy pojawia się lekki zarost. Musi w końcu doprowadzić się do Porządku. Ten dzień był zdecydowanie za długi. Kylo nadal stał bez słowa, wpatrując się tępo w swoją dłoń. - Ogarnij się! - Podniósł głos i szarpnął nowego Przywódcę za ramię. Ten spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem.

- Phasma nie żyje... Wyczułem to już wcześniej - wyszeptał, spuszczając wzrok. Hux'owi przyśpieszyło bicie serca. Jego twarz zrobiła się bledsza. - Byłem jednak zbyt zajęty innymi sprawami, żeby ci o tym powiedzieć...

- Cholera! - Zaklął Hux, kopiąc krzesło, stojące tuż obok niego. Pomimo, że się wywróciło, nie przestawał się na nim wyżywać. Czuł się rozdarty. Jego krew buzowała w żyłach. Wydarzenia z dzisiejszego dnia wpieniły go doszczętnie, jednak to... to był ostatni gwóźdź do trumny. Spojrzał wściekle na Rena, który nie wyrażał żadnych emocji. - Zajęty innymi sprawami?! I co? Jeszcze powiedz, że się z tego cieszysz! Do jasnej cholery, spójrz mi w oczy, Ben! - Krzyczał Hux. Ren wściekle podniósł wzrok na dźwięk swojego imienia, ale jedyne, co dostrzegł to głębokie, ciemne oczy pewnej dziewczyny z Jakku.

*

- Dlaczego wciąż się widzimy, pomimo śmierci Snoke'a? - Zapytała Rey, stojąc twarzą w twarz z Kylo Renem. Jego sylwetka pośród reszty rebeliantów nie była zbyt pozytywna. Miała nadzieję, że nie zobaczy, dokąd zmierzają. O ile mają już jakiś plan na dalszą podróż. 

Oczy Bena zdradzały wszystkie jego emocje. Dziewczyna poczuła, że mężczyzna także jest tym zdziwiony. Dostrzegła, że ten wysuwa swoją dłoń w jej stronę. Na jego gest od razu odsunęła się gwałtownie do tyłu.

- Nie dotykaj mnie! - Warknęła, wciąż mając przed oczami wizję swoich rodziców. Brudni, biedni, pijani, martwi. Rey już było po nic ich szukać. Ich ciała gniją gdzieś na zbiorowym cmentarzysku na Jakku. Nic więcej nie trzeba jej wiedzieć. Nie kochali jej. Sprzedali ją Plutt'owi za marne grosze, żeby potem wszystko przepić i tak skończyć swój nędzny żywot, zostawiając po sobie dziecko z nadzieją na ich powrót. Wolałaby od razu to wiedzieć, niżeli żyć w złudzeniu przez te wszystkie lata, gnijąc w paskudnej nadziei.

Rey zauważyła, jak członkowie Ruchu Oporu przyglądają jej się z zaciekawieniem. W końcu z ich punktu widzenia kłóciła się z powietrzem. 

- Wciąż o tym myślisz - westchnął ciężko Ben, nerwowo ruszając palcami. Pomiędzy nimi panowała taka cisza, że idealnie było słychać skrzypienie skórzanych rękawic mężczyzny. - Twoi rodzice byli nikim. Musisz się z tym pogodzić. Ja już to zrobiłem...

- Co ty wiesz o byciu nikim - wyszeptała Rey, odwracając wzrok. Nie dostrzegła jednak tła wnętrza Sokoła Millenium, za to bazę na planecie Crait. - Ty miałeś rodzinę. Kochającego ojca i matkę. Wujka, który popełnił błąd. Ja nie miałam niczego. Co dzień budziłam się z nadzieją, że do mojej rudery w końcu wejdą rodzice. Myślałam, że przytulą mnie i powiedzą, że mnie kochają. Łudziłam się przez całe osiemnaście lat. Płakałam nocami, bałam się zasnąć. A teraz nie pozostała mi już nawet ta cholerna nadzieja.

Ren wsłuchiwał się w każde jej słowo. Były one jak ciąg nieznanych mu nut, które sprawiały, że pragnął więcej jej melodii. Niemrawo uśmiechnął się pod nosem.

Obiecałeś - ReyloWhere stories live. Discover now