Święta 2015: Quatuor Coloribus - Czerwony

176 20 0
                                    

Kolor czerwony.

Czerwień to krew. Czerwień to rozpacz i gniew.

Wściekłość rozrywała jego duszę, krew gotowała się w jego żyłach. Oddychał ciężko, jak gdyby cała złość, niczym kamień, spadła na jego klatkę piersiową. Po pooranym zmarszczkami czole spływały krople potu, ale nie przejął się tym, odgarnął jedynie siwo-słomiany kosmyk włosów.

Wyczerpany targającymi nim emocjami, opadł na stare, zakurzone krzesło, które cicho skrzypnęło pod jego ciężarem. Pod powiekami zapiekły go łzy, ale przełknął je z ogromnym trudem.

Nie. Nie, nie, nie! To nie może być prawda. Nie. Zawsze byli ostrożni. Za każdym razem był czujny; gdy ona zatracała się w jego pocałunkach, on zawsze czuwał i uważał. Był pewien, że nie zawinił. Nie mógł pozwolić sobie na pomyłkę, na choćby najmniejszy błąd. A jednak! A jednak zawiódł ją, jej rodziców, a przede wszystkim zawiódł siebie.

Stało się. Dora była w ciąży! Była z nim w ciąży, z mężczyzną z marginesu społeczeństwa, z bestią, potworem, wilkołakiem. Kimś, kto nawet nie będzie w stanie zapewnić swojej rodzinie stabilności finansowej.

Nie powinien był wkraczać do jej życia. Zaślepiła go miłość. Dureń. Idiota. Zakochany kretyn.

TO SIĘ NIE DZIEJE! – Krzyknął zrozpaczony, gwałtownie wstając z krzesła. Kopnął je z całej siły, a niewinny mebel uderzył w przeciwległą ścianę i roztrzaskał się na dwie części.

Upadł na kolana, łapiąc się za głowę. Zakrył oczy. Oddech miał przyśpieszony jak po kilkukilometrowym biegu.

– To... to się nie dzieje... to jakiś koszmar...

Jego ciałem targały dreszcze przerażenia, smutku i bezsilności. Być może skazał właśnie Dorę na wyrok śmierci. Jego dziecko będzie napiętnowane od początku swojego życia. Nie, nie, nie – powtarzał w myślach niczym mantrę, nie potrafiąc przyjąć do wiadomości tego, że zostanie ojcem. A nawet jeśli jakimś cudem Dora przeżyje ciąże, jeśli dziecko będzie zdrowe – jak ono będzie mogło żyć z ojcem wilkołakiem? Rówieśnicy mu tego nie odpuszczą, na każdym kroku i tak będzie wytykane palcami!

Jeszcze raz wracał do tej sceny, która zaledwie kilka godzin wcześniej rozegrała się w salonie jego domu. Wracał do tej chwili, jakby próbując doszukać się drugiego dna. Czegoś, co dałoby mu nadzieję. Absurdalnie liczył, że Dora żartowała, jednak wiedział, że nie ma na to najmniejszych szans. Ale to nie mogła być prawda!

Dora płakała. Ze szczęścia, ale także ze strachu. Bała się mu powiedzieć o ciąży. Gryzło go także to, że Dora się go bała!

– Remus, proszę – słyszał jej głos. Dudnił w jego głowie niczym echo w studni bez dna. – Poradzimy sobie. Zobaczysz. To nie twoja wina, to nie nasza wina. Stało się. Czasem tak bywa – mówiła drżącym głosem, spoglądając na niego z iskrami nadziei w oczach.

– Mylisz się. To moja wina... – wyszeptał wtedy, spoglądając w jej twarz. Chciał ją przytulić, ale nienawidził się w tamtym momencie tak bardzo, że gdyby nie bał się zostawić jej samej, od razu cisnąłby w siebie śmiertelną klątwą.

– Nie twoja! Nic nie jest jeszcze przesądzone. Błagam...

– Nie. Wybacz mi. – powiedział chłodno i wstał z kanapy. Zmierzył się z żoną wzrokiem. Wyglądała jak niewinne dziecko. Oczy miała wystraszone, ale gdzieś pod tym wszystkim kryło się szczęście. Nadludzką siłą powstrzymywał się, żeby nie porwać jej w ramiona. Wziąć ją w objęcia i chronić przed wszystkim, co złe.

Chciał ustrzec ją przed złem, a skazał na związek z samym sobą.

DUREŃ.

Klęczał na zimnej podłodze domu, który lata świetności już dawno miał za sobą. Prawdę powiedziawszy, nawet nie wiedział, gdzie się znajduje. Wybiegł z domu, trzaskając drzwiami i aportował się z początku do Dziurawego Kotła, ale gdy nie mógł już więcej pić - przeniósł się do starego, opuszczonego domu na skraju Londynu.

Klęczał i zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Wrócić do niej? Co mu pozostało? Czy Dora zechce go jeszcze zobaczyć? Opuścił ją. Ale skoro skazał ją na cierpienie, nie może jej zostawić z tym osamotnionej. Przejdą przez to razem.

Na dobre i złe. W zdrowiu i chorobie. Przejdą przez to razem. Koniec z użalaniem się nad sobą. Będzie silny – dla Dory i dla jego dziecka. Muszą się z tym zmierzyć. Razem będzie im łatwiej przetrwać. Dopóki mają siebie, nic im nie grozi.

Święta 2015: Quatuor Coloribus // ZakończoneWhere stories live. Discover now