Po pewnym czasie zaczął kropić deszcz. Nie zajęło to wiele czasu, zanim zmienił się on w okropną ulewę. Świata nie było zza niego widać, dlatego też kobieta przestała wyglądać za okno. Spod siedzenia na przeciwko niej wyciągnęła zawiniątko, które okazało się być sporych rozmiarów paczką. Położyła sobie ją na kolanach, aby później już nie szamotać się po powozie. Długą podróż przerwało mozolne zatrzymywanie się powozu. Gdy już kompletnie stanęli w miejscu dziewczyna otworzyła skrzypiące drzwiczki, wychylając na zewnątrz swoją mysią czuprynę upiętą w niski kok. Zimne krople deszczu przyprawiły ją o dreszcze, więc z paczką pod pachą a drugą ręką nakrywając sobie głowę wyskoczyła z powozu na brukową ulicę. Okolica była ciemna oraz bardzo nieprzyjemna. Kompletnym przeciwieństwem pięknych rezydencji można było tak nazwać East End. Najbiedniejszą, a zarazem najniebezpieczniejszą okolicę w Londynie.

  Szybkim krokiem kobieta zaczęła odchodzić od powozu na dość sporą odległość. Spojrzała się na znak, który dokładnie pokazywał jej numer budynków. W poszukiwaniu budynku numer pięć znak poprowadził ją w ślepą uliczkę, na której końcu było właśnie owe mieszkanie. Jeszcze sprawniej podeszła do drzwi, do których jeszcze w biegu zapukała. Nie słysząc odpowiedzi kobieta podbiegła do okna, aby zobaczyć cokolwiek. Nie było jej to jednak dane przez ciemność, która w środku kompletnie wszystko spowiła.

  -Mary! To ja, Morticia! -zapukała ponownie, wołając swoją znajomą... prostytutkę. Co tydzień o tej samej porze młoda hrabina przynosiła jej paczkę z podstawowymi rzeczami. Jedzenie, mydło, trochę grosza. Było tak odkąd poznały się przy promie. Młoda kobieta chętnie pomagała zagubionej duszyczce w tak brutalnym kraju. -Szlag... Że tez musiała się tutaj przeprowadzić -syknęła pod nosem wciąż pukając do drzwi.

  Nawoływanie i pukanie nie przyniosło żadnych skutków. Z niemałą irytacją hrabina chwyciła klamkę, która bez problemu przechyliła się w dół. Drzwi okazały się być otwarte, także z tego skorzystała. Powoli stawiała kroki w ciemności, po omacku szukając świecy. Odetchnęła z ulgą kiedy poczuła pod palcami śliski wosk świecy, a zaraz obok niej leżało pudełeczko z zapałkami. Kierując się w słabe źródło światła odpaliła jedną z zapałek, po czym małym ognikiem zapaliła knot świecy. Mary była wdzięczna Morticii, że pozwoliła jej osiągnąć coś w nowym mieście. nawet, jeżeli było to coś tak kontrowersyjnego jak prostytucja. Nie miała zatem problemu w tym, aby hrabianka swobodnie wchodziła do jej mieszkania. Sama wytłumaczyła nawet, że jeżeli nie będzie jej w domu to niech pozostawi paczkę na stole w kuchni.

  Tak też Morticia chciała zrobić, lecz kiedy podeszła do obdartego stołu zauważyła, że jest on zajęty. Uniosła jedną brew w górę podchodząc coraz bliżej mebla. Świecąc tuż nad nim zobaczyła na stole dziwną, otwartą walizkę. Zawierała ona różnego rodzaju narzędzia chirurgiczne. Nic nie rozumiejąc chciała obejść stół, lecz prawie wylądowała na ziemi przez przeszkodę na podłodze. Spojrzała w dół, a na jej bladej twarzy malowało się przerażenie, jakiego dotąd nie doznała. Pod jej stopami leżała Mary... pocięta do tego stopnia, że ledwo widać było jej kasztanowe włosy i owalną twarz. Morticia cofnęła się kilka kroków, lewą dłonią zakrywając twarz. Czuła jak powoli podwieczorek zbliża się do jej gardła. Paczka zaś wylądowała obok brutalnie zamordowanej prostytutki. Z ciemności wyłonił się za chwilę wysoki mężczyzna. Niemal od razu rzucił się na hrabinę niczym dzikie zwierzę. Złapał on kobietę za szyję dusząc ją. Drugą ręką zakrył jej usta, aby ta nie wydusiła z siebie żadnego dźwięku. Obraz przed jej oczami zaczął rozmazywać się, a jedyne co zobaczyła przed omdleniem, to jasno zielone oczy swojego oprawcy.

III

  Hrabianka mozolnie zaczęła otwierać swoje oczy. Obraz wciąż był rozmazany, jednak nie to było najważniejsze. Czuła, jakby jej ciało rozszarpywane było przez stado dzikich zwierząt. Powoli rozglądając się zauważyła, że bezwładnie leży na podłodze, a góra jej granatowej sukni jest rozerwana. Dolne okolice brzucha wręcz paliły ją od bólu. Bezszelestnie sięgnęła tam dłonią, co bardziej nasiliło jej cierpienie. Unosząc palce do góry, w bladym świetle wciąż żarzącej się świecy widziała na nich jedynie krew. Jasno czerwona posoka kapnęła jej na policzek, przez co oczy szlachcianki otworzyły się jeszcze szerzej. W momencie odzyskała na tyle siły, aby zacząć łkać a później wydać z siebie przeraźliwy krzyk wypełniony strachem. 

Dotknięta przez Diabła [Kuroshitsuji]Where stories live. Discover now