~II~

68 5 3
                                    

Zadzwonił dzwonek na przerwę, a ja zaczęłam krążyć po korytarzach szkoły. Pewnie jesteście ciekawi co robię w szkole po swojej śmierci, No cóż tutaj strzeliłem sobie w łeb i.... chyba mam sentyment do tego miejsca, choć nie raz stąd wychodziłam to czuje jakby ta szkoła była moim domem, co za ironia zabiłam się przez tą szkole a po śmierci i tak w niej siedzę. Może zainteresuje was dlaczego postanlwiłam ukraść od ojca pistolet i zrobić to na oczach całej szkoły ?

*siedzę na stołówce z Emmą i Scottem moimi przyjaciółmi ze starszej klasy. W pewnym momęcie podchodzi do nas Alice, dziewczyna mojego brata. Mówiąc szczerze to nienawidzę tej kurwy ale jak to ja, zawsze staram się być miła dla innych ludzi.
- Heeeej Zoa - pipa zawsze przekręca moje imię.
- Co?
- Bo widzisz Josh ma jutro urodziny - Boże ten jej wzrok kiedy udaje, że wszystko wie i jest taka „inteligenta", po prostu bezcenne.
- No i co - odpowiedziałam jej od niechcenia.
- No jak to co?! Zapomniałaś?! Jak mogłaś zapomnieć o urodzinach brata?! - zaczęła się wydzierać robiąc co zdanie 5 sekundowa przerwę, zastanawiam się dlaczego mój brat z nią jest? Nie widziałam większego tępaka od niej.
- Nie zapomniałam, spytałam cię tylko co z tego że ma jutro urodziny.
- Bożeeee jaka ty jesteś głupia!
- Yhm - jakoś się tym nie przejęłam za bardzo.
- Kupiłaś mu coś? - zaczęła się uśmiechać jak idiotka.
- Tak.
- A co?
- A co ci do tego?
- Yyyy jestem jego dziewczyną - powiedziała z wyższością.
- A ja siostrą.
- No iiiii? Mnie kocha bardziej.
- Aha fajnie, możesz już odejść zasłaniasz mi wszystko to co jest ważniejsze od ciebie - czemu ona jest taka irytująca?
- Że co, obrażasz mnie?! Jak śmiesz mały robaku?! - wzięła moją tace z jedzeniem, na której było spaghetti i kompot z truskawek i wszystko wyładowało na mojej koszulce i głowie. Jebana suka zaczęła się śmiać i zgadnijcie co zrobiłam? Uciekłam do łazienki, taaa wiem bardzo oryginalnie. Rozpłakałam się i zaczęłam wybierać makaron z włosów. Po chwili przybiegli do mnie moi przyjaciele.
- Zobaczysz zemszczę się na tej pizdeczce! - krzyczała Emma - niedoczekanie kurewki będzie tak sobie pogrywać. Oooo ja jej już dam, 5 lat chodzenia na box się wreszcie przyda.
- Dziękuje, ale to niepotrzebne.
- Zoe co ty wygadujesz?! - wrzasnąć Scott - ona zasługuje na wszystko co najgorsze!
- Wiem, tyle że ona i tak będzie miała na nas wywalona.
- Tak ale z połamanym nosem - powiedziała cicho Emma a ja zachichotałam.
- Ja chyba idę już do domu - powiedziałam - mam dość siedzenia w tym patologicznym więzieniu.
- Odprowadzić cię? - zaproponował Scott. Pokręciłam głową i wyszłam z łazienki.

Dwie godziny później

Do mojego pokoju nagle wchodzi Josh.
- Hej
- Hej? - odpowiadam niepewnie.
- Słyszałem co się stało w szkole.
- I co z tym faktem?
- Dlaczego ją sprowokowałaś? - zaczął z lekką nutką irytacji w głosie.
- Ja?! - nie mogłam uwierzyć w to co słyszę, ten gnój oskarża że ja?! JA?! Sprowokowałam tą zdzirę.
- Tak! Powiedziała mi, że zaczęłaś ją obrażać, popchnęłaś i wylałaś na nią zupę! Myślałem, że jesteśmy rodzeństwem i możemy na sobie polegać i się wspierać w ty robisz takie rzeczy mojej dziewczynie? Równie dobrze możesz nie być moją siostrą!
- Wynocha z tond!
- Taa, zachowujesz się jak...
- Wypieprzaj z tond - przerwałam mu, podeszłam do drzwi i je otworzyłam. Jego wzrok wyrażał złość ale mnie to nie obchodziło.

PÓŁNOC

Wyszłam z pokoju i poszłam do gabinetu ojca i wzięłam pistolet z zamierzeniem strzelenia do Alice.
Pewnie myślicie, że jestem rozwydrzoną nastolatką i robi problem z niczego ale moja matka nie żyje a ojciec pije, z bratem postanowiliśmy trzymać się zawsze razem, na dobre i na złe a on teraz ją broni.

Następny dzień

Idę pewnym krokiem korytarzem w szkole, jest godzina 9.46 pod bluzą mam broń jestem gotowa ją zabić. Już tu idzie, jest coraz bliżej, zaraz tu będzie, stoi już przede mną.
- Co się tak patrzysz Zoa?
- Zoe patałachu! - zaczęłam wyjmować czarną odbijającą światło broń z pod mojej bluzy i wymachiwać nią przed jej twarzą.
- I co teraz szmato! - krzyczałam, wpadłam w jakiś amok nie mogłam się powstrzymać.
- Przez tyle czasu wytrzymywałam twoje komentarze
- Hej chwila poczekaj! Nie musisz tego robić, wszystko da się....
- Nie! - przerwałam jej i wycelował w nią
- Proszę! Nie rób tego ! - zaczęła krzyczeć gdy nagle zaczął dzwonić alarm i w moją stronę zaczęli biec ochroniarze. Odwróciłam się do jednego z nich i wycelowałam. Oddałam pierwszy strzał. Odwróciłam głowę i usłyszałam huk a potem krzyk. Otworzyłam oczy, które zamknęłam chwile temu. Wszystko działo się jakby w zwolnionym tępie, spojrzałam na uciekających uczniów, potem na ochroniarzy jeden był postrzelony w udo, pierwszy raz widziałam tyle krwi. Zrobiło mi się trochę słabo i się rozpłakałam. Zacisnęła rękę na broni była tak ciężka, że myślałam że zaraz wypadnie mi z rąk, spojrzałam na nią i za nim cokolwiek pomyślałam, ze łzami w oczach przyłożył ją do skroni i strzeliłam.

26 stycznia godzina 10.03 czas mojej śmierci, mojego samobójstwa.

*************************************
Hej witajcie w drugim rozdziale życie po życiu :) Jeżeli ktokolwiek to czyta to bardzo dziękuje i przepraszam za wszystkie błędy jakie mogły się pojawić :/

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Nov 06, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Życie po życiu Where stories live. Discover now