Gniew bogów

27 2 0
                                    


VI wiek przed narodzeniem Chrystusa, Jonia

Wściekłość. Na początku swojego wygnania miałem wrażenie, że nie znał prawdziwej wściekłości ten, kto nie był mną. Kto w ciągu jednego wieczora nie utracił nie tylko zdobytej tyloma wysiłkami władzy na rzecz o wiele młodszego i mniej doświadczonego w wojnie przeciwnika, ale również kto nie został sprowadzony do nędznej, ludzkiej formy. Jednym słowem, tylko ktoś, kto z boga i Pana Świata stał się człowiekiem, zrozumiałby w pełni wściekłość jaka mną kierowała.

Spośród wszystkich moich ludzkich wcieleń moje pierwsze (kiedy to narodziłem się jako Diogenes, syn kupca osiadłego w jońskim Efezie) wspominam jako jedno z tych gorszych, już choćby przez sam fakt, że od samego początku targała mną wściekłość. Już od chwili wyjścia z łona swojej pierwszej ludzkiej matki byłem świadom tego, kim jestem i wydarzenia, które doprowadziły mnie do tego stanu, były wciąż świeże w mej pamięci. Wiedziałem również, że jestem tymczasowo uzależniony od opieki swoich ludzkich rodziców. Ja, który co noc pokonywałem Apopa, przemierzając niebo na barce Re, miałem poruszać się tylko przenoszony na rękach mej matki! Ja, który zdobyłem władzę nad Egiptem i utrzymałem ją przez ponad dwadzieścia lat, nie miałem władzy nawet nad własnym ciałem! Ja, który byłem bogiem i władcą pustyni i burz, miałem być zależny od tych dwojga śmiertelników!

Nie mogąc okazać wściekłości w żaden inny sposób, wykrzyczałem ją w bezradnym i pozbawionym sensu wrzasku. Później wielokrotnie wyobrażałem sobie, że moi sędziowie przyglądali się tej scenie z rozbawieniem, i moja wściekłość stawała się jeszcze większa. Zaiste widok niedawnego Władcy Świata w tak żałosnej, słabej formie musiał wydawać im się zabawny. Okres drugiego niemowlęctwa sam w sobie był już poniżeniem, a świadomość tego, że moi wrogowie mogliby się temu przyglądać i ze mnie szydzić, sprawiała, że musiałem coś zrobić ze wzbierającym we mnie gniewem. Szybko nauczyłem się, że im częściej i głośniej płakałem, tym większą frustrację wzbudzałem w mojej matce, która, mimo najszczerszych chęci, miała już dość odgadywania moich bieżących potrzeb. Wiele razy widok niezadowolonych twarzy rodziców przywodził mi na myśl moje własne dzieciństwo, a przecież teraz byłem jedynakiem! Nie było Geba, nie było Izydy i Neftydy, nie było Ozyrysa, na którym skupiała się cała chwała i miłość! W tej rodzinie byłem najważniejszym dzieckiem, każde następne miało być mi podporządkowane. Dlatego w końcu doszedłem do wniosku, że bezrozumna wściekłość – zwłaszcza w tej formie – w niczym mi nie pomoże.

Postanowiłem skupić się na swoim celu. Postanowiłem czerpać garściami z danej mi szansy i ułożyć plan powrotu do Egiptu i zdobycia należnego mi miejsca. Pozwoliłem swojej ludzkiej rodzinie wychowywać mnie na obywatela greckiego. Uczyłem się ich barbarzyńskiego języka, kultury, historii i zależności społecznych, układając w głowie swój plan powrotu do ojczyzny. Uczyłem się również palestry i po wielu latach pokazałem, że spośród wszystkich młodzieńców w mojej szkole, jestem najbardziej sprawny. Kiedy miałem pięć lat, moja ludzka matka zaszła w ciążę i urodziła kolejne dziecko, Ksenofonta. Przez ponad dwadzieścia lat byłem dobrym synem i bratem, czekając niecierpliwie na chwilę, w której wprowadzę w życie swój plan powrotu do mej prawdziwej ojczyzny. Dla kogoś, kto z niecierpliwości wyszedł na świat z łona bogini Nut, przebijając się przez jej bok, był to okres graniczący z wiecznością.

Pewnego dnia – a miałem wtedy bodajże dziesięć lat – usłyszałem jak wędrowny ajgur wygłasza Odyseję Homera. Tak oto odkryłem historię Odysa, którą jeszcze wiele razy w ciągu swoich wielu żywotów miałem usłyszeć i przeczytać, i to nie tylko w jej oryginalnym języku, ale również w językach innych narodów.

Tysiąc żywotów SetaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz