4

3 1 0
                                        

Wszyscy patrzyli się na mnie a ja dumnie szłam za szesnastolatkiem. Wilki usiadły w kręgu a reszta w ludzkiej postaci stała w jego środku. Starszy wepchnął mnie do środka co spowodowało groźne spojrzenia skierowane w jego osobę. Ech... przynajmniej nie chcą mnie zabić. Stoję między szesnastolatkiem a Ryjem. Czyli fajnie. Kurwa. Zaśmiałam się cicho na wspomnienie imienia czarnowłosego. Ryj spojrzał na mnie zły a ja od razu spoważniałam. Jednak tym razem na ten widok rudzielec zaczął się śmiać. Nie wytrzymałam i dołączyłam do niego.

-No nie no nie wytrzymam! Z tą dwójką nie można nic zrobić poważnego!

Na te słowa śmialiśmy się jeszcze głośniej.

-Nie przesadzaj jestem pewien Ryan że to twoje imię znowu ją śmieszy...

Kiedy usłyszałam imię młodego mężczyzny śmiałam się jak opętana. Ryj już chciał się na mnie znowu rzucić ale w ostatniej chwili dwa duże basiory złapały go mocno za ręce przez co nie mógł się ruszyć.

-Zabierzcie go stąd!

Krzyknął nagle jakichś wilkołak. Na oko ma dwadzieścia dwa lata. Czyli najstarszy. Chyba. A raczej oby.

-To ona?

-Tak.

Odpowiedział mu którychś z "ludzi".

-To na co czekacie?! Zabić ją!

Te słowa zmroziły mi kończyny bo krwi przecież nie mam. Odruchowo ze strachem spojrzałam na rudego niemożliwe że on mnie tak oszukał. niedawno razem z nim śmiałam się w najlepsze. Jednak on też był wystraszony. A więc nie wiedział. W jego oczach zobaczyłam nagle drogę prowadzącą do mojego domu. Tylko że tej nie znałam. Wilkołak mrugnął i wszystko zniknęło. Zanim ktoś do mnie podszedł podbiegł czy co tam jeszcze z zamiarem wykonania rozkazu za pewne alfy a już biegłam drogą wskazaną mi przez sojusznika. Przez chwilę biegli za mną a rudy utrudniał im mnie złapanie za co mu dziękuje bo wilkołaki są szybsze. Kiedy jednak przeskoczyłam przez płytki wąwóz stanęli jak wryci. Parę wilków warczało za mną. Rudego wilka atakował właśnie wielki czarny wilkołak. Bez zastanowienia wzięłam kamień wielkości mojej dłoni i rzuciłam nim prosto w atakującego wroga. Czarnuch upadł na ziemie ale otrząsnął się.

Rudy: Dzięki!

Kiedy starszy wilk chciał znowu naskoczyć na rudego zobaczył że go już dawno tam nie ma. Warknął na mnie i pobiegł w głąb lasu. Inne wilki poszły w jego ślady. Pobiegłam do domu. Po drodze myślałam o tym dlaczego oni chcieli mnie zabić i dlaczego rudy im to utrudniał a mi pomagał. Kiedy byłam na miejscu przeraziłam się bo tata wrócił. Mama pewnie powiedziała mu że znowu gdzieś uciekłam. Podeszłam bliżej. Mama od razu się na mnie rzuciła. Przytulałyśmy się bardzo długo. Nie wiem czemu mama zawsze się tak martwi przecież jestem wampirem i nic mi nie grozi.

-Mamo nic mi nie jest nie musisz się tak o mnie martwić.

-Hope! Nowonarodzeni zabijają wszystko i wszystkich! A ja mam się o ciebie nie martwić kiedy tak sobie gdzieś idziesz i nic mi nie mówisz!? Mogły cię znaleźć!

-Ale nie znalazły.-Wtrącił się ojciec.-Nie martw się tak o nią jak będzie w niebezpieczeństwie to się pomartwi...

-To radzę państwu już się martwić.-Wszedł mu w zdanie czternastolatek.

Mama i tata byli zdziwieni. Spojrzałam mu w oczy a on pokazał mi drogę taką którą pokazał mi ten wilkołak. Zaraz.. !

-Rudy!?

Rodzice spojrzeli na mnie już baaaardzo zdziwieni ale ja nie zwracałam na nich uwagi.

-Jako wilk może tak ale jako człowiek jak widzisz brunet.

Zaśmialiśmy się razem. Podbiegłam do niego i go przytuliłam szepcząc najciszej jak umiem "dziękuje za uratowanie mi tyłka". Znów się zaśmialiśmy. Tata przeszkodził nam dalsze śmianie się z siebie.

-Hope kto to jest?!

-Ech... wilkołak?

-To to ja czuje. Powiedz mi skąd on się tu wziął i kim on jest!

Chłopak do którego się przytulałam skrzywił się na samą myśl że dla wampirów śmierdzi. Zaśmiałam się w myślach. Jeśli dla innych wampirów wilkołaki śmierdzą na kilometr to ja jestem żaba bo mi nie śmierdzą tak paskudnie. Da się wytrzymać.

-Jest moim bohaterem i nie mam pojęcia skąd się tu wziął.

-Ach...! Dziewczyno powiedz wszystko co wiesz!

Odkleiłam się od Rudego i zaczęłam tłumaczyć ojcu i nadal zdziwionej matce jak poznałam mojego bohatera.

-No więc tak. Dzisiaj poszłam pozwiedzać las i natrafiłam na wilkołaki które wczoraj tu były. Oni chcieli mnie zabić a rudy... e to znaczy ten tutaj-Wskazałam na kolegę obok- pomógł mi uciec. Nie mam pojęcia dlaczego chcieli mnie zabić i za bardzo mnie to nie obchodzi.

Rudy: Ja wiem czemu mogę powiedzieć...

-Ale ten tu kolega wie i może wam powiedzieć.-Dodałam.

Mama popatrzyła się pytająco na mojego bohatera na znak aby zaczął mówić.

-Wasza córka jest postrzegana przez moją watahę za nieśmiertelne dziecko co uważane jest za niebezpieczne. Wilki chcą się jej pozbyć aby nie zwołała na nasze terytorium Volturi ponieważ nie mamy ze sobą a raczej oni nie mają ze sobą dobrych kontaktów bo ja zmieniłem się tydzień temu i nie jestem wmieszany w ich kłótnie.

Mama patrzyła oniemiała raz na mnie raz na rudego. A po chwili tata zabrał głos.

-Nie musicie martwić się o Volturi bo my akurat jesteśmy ich dobrymi znajomymi a Hope ma 348 lat i jest wyuczona tego że nie może się ujawniać.

Rudy przerażony patrzył na mnie tymi swoimi pięknymi oczkami.

Rudy: Że ile ty masz lat!?!?!?!!?!?!!? 348 ?!?!?!!?!!?!?!?!??!?!?!??!

Kiwnęłam głową na tak a chłopak trochę ochłonął. Bałam się że mnie znienawidzi albo coś za to że tak długo żyje... heh mam dwanaście lat i jestem stara. Jak to dziwnie brzmi. Kiedy moi rodzice i rudy wyjaśniali sobie pewne sprawy ja jak to ja wymknęłam się po cichu (inaczej nie umiem hehe) i usiadłam pod wielkim dębem przy rzece. Wyjęłam z dziupli szkicownik i ołówek który tam chowam żeby nikt go nie znalazł i zaczęłam rysować. Po trzech minutach skończyłam. Narysowałam wielkiego wilka a obok niego stała dziewczyna podobna do mnie tylko że starsza. potem naszkicowałam wiele innych wilków a następnie zaczęłam rysować mojego kota. I tak spędziłabym całą noc gdyby nie to że przyszedł po mnie rudy.

-Cześć. Tak właściwie to się nie przedstawiłem. Jestem Katom.

-Pasuje ci to imię. Jestem Hope.

Uśmiechnęłam się do niego. Odwzajemnił uśmiech a chwile po tym złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą. Poszłam nie opierając się. Odprowadził mnie pod dom. Weszłam do środka uprzednio żegnając się z Katom'em.

^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^^

Siemanko ołóweczki!

984 słów!

Nie lubie pisać na komputerze ale telefon mi się ładuje :c

No cóż...

Pa pa ołóweczki

Has llegado al final de las partes publicadas.

⏰ Última actualización: Oct 18, 2017 ⏰

¡Añade esta historia a tu biblioteca para recibir notificaciones sobre nuevas partes!

Być jak kot ^^Donde viven las historias. Descúbrelo ahora