Rozdział 2

175 14 1
                                    

                        Wędrówka przez las, a właściwie labirynt pułapek Triple H nie była łatwa. Zwłaszcza, że szło za mną trzech potężnych wilkołaków. - Nadal nie wiem czemu nas uwolniłaś - powiedział do mnie Roman. Spojrzałam na niego obojętnie - Mam swoje powody - odparłam tylko, a za mną rozległ się cichy śmiech. - Z doświadczenia wiem, że nie ma nic za darmo.. Koledzy - odezwał się wreszcie Dean. - Co prawda to prawda - odezwałam się i w tym samym momencie zatrzymałam bardzo szybko.

                                               Wnyki. - Stójcie - odparłam głośno, a oni w jednym momencie zatrzymali się patrząc na mnie z zaciekawieniem. Schyliłam się i ostrożnie podniosłam z ziemi spore polano. Rzuciłam je przed siebie, a gdy to dotknęło trawy z pod ziemi wyskoczyły ogromne metalowe zęby i zacisnęły się rozgniatając kawałek drewna niczym rekin chwytający ofiarę. Kupa żelastwa była teraz na ziemi, a za mną słychać było ciche szepty wilkołaków nie mogących się nadziwić temu - Miała rację Seth, lepiej dla nas, jeśli jej nie zabijemy - odezwał się wreszcie Dean, a ja cicho się zaśmiałam. Spojrzałam na niego, a on na mnie. Uśmiechaliśmy się do siebie tylko przez chwilę, a potem szybko odwróciłam wzrok. - Wyjdziemy za te góry i tam się zatrzymamy na noc. Tylko bez pośpiechu, to jeszcze nie koniec niespodzianek - odparłam.

                       Znałam układ tych pułapek na pamięć. Czekały nas jeszcze gorsze rzeczy niż wnyki wychodzące z pod ziemi. Pokonaliśmy góry i powoli zaczęło się ściemniać. U podnóża ostatniej góry była jaskinia. Tam chciałam się z nimi zatrzymać. - No, to może powiesz w końcu czego od nas oczekujesz w zamian za uwolnienie? - zapytał znudzony tym wszystkim Seth. - Najpierw rozpal ognisko - odparłam tylko i zaczęłam szykować sobie w kącie miejsce do spania. Dean siedział pod ścianą na przeciwko mnie. Ręce miał całe we krwi. Widziałam jak krzywi się, kiedy niechcący dotknie głębokich rozcięć i oparzeń na nadgarstkach. Mój plecak był ciężki, ale za to miałam w nim sporo przydatnych rzeczy.

                         Wyjęłam specjalne opatrunki na tego typu rany. Miałam też maść na oparzenia od srebra. Podeszłam do niego i usiadłam całkiem blisko. - Pokaż dłonie - bardziej rozkazałam niż poprosiłam. - Po co? - zapytał, a ja nie miałam zamiaru z nim gawędzić. Po prostu szaepnięciem przyciągnęłam jedną z jego rąk i zaczęłam najpierw smarować maścią, a potem owijać ją opatrunkiem- Może od razu buzi co? - odezwał się Seth. Spojrzałam na niego i uśmiechając się wrednie odparłam - Zaraz dam ci mocnego buziaka moją pięścią - odparłam przybierając najbardziej oschły wyraz twarzy na jaki było mnie stać.

                             Dean zaśmiał się cicho, a Seth ruszył w moją stronę. Wstałam wciskając opatrunek w otwartą rękę Deana. Seth stanął przy mnie patrząc na mnie z góry jak na małe dziecko. Irytował mnie ten koleś - No i co teraz gówniaro? - zapytał, a ja posłałam mu wredny uśmiech i kopnęłam w krocze. Upadł na kolana jęcząc z bólu. Wyjęłam z pod płaszcza maczetę i stając za jego plecami odchyliłam mu głowę w swoją stronę energicznie szarpiąc za włosy. Przyłożyłam do jego szyi wielkie ostrze, a w jaskini zapanowała nagle cisza. Pochyliłam się do jego ucha i szepnęłam - No i co teraz kundlu? - nie odpowiedział. - Teraz cię nie zabiję, ale dobrze zapamiętaj ten moment i lepiej mnie nie prowokuj- odparłam i puszczając go usiadłam na powrót obok Deana. Patrzył na mnie i się uśmiechał. - A ty co się tak szczerzysz? - zapytałam, a on wzruszył ramionami - Fajna jesteś - odparł tylko, a ja spojrzałam na niego i po chwili po prostu zaczęłam się śmiać. Kiedy opatrzyłam mu dłonie wróciłam na przygotowane dla siebie miejsce. Każdy z nich mierzył mnie nieufnym spojrzeniem. - No co? - zapytałam w końcu, a oni tylko odwrócili wzrok w stronę ognia - Wiesz, że kiedy nas wyprowadzisz w bezpieczne miejsce to twoje bezpieczeństwo się skończy? - zapytał nagle Seth, a ja spojrzałam na niego obojętnie - Myślisz, że się boję? - zapytałam, a on tylko wzruszył ramionami - Ja nic nie mówię tylko stwierdzam co oczywiste - odparł. - Układ jest prosty ja was wyprowadzę z tego bagna, a wy pomożecie zrealizować mój plan - odparłam - A jaki jest plan? - zapytał Dean - Pomożecie mi zabić Triple H - odezwałam się po chwili milczenia. - No, jeśli o to chodzi to z przyjemnością - odparł Dean, a Seth i Roman spojrzeli po sobie - To nie będzie takie proste - odparł zamyślony Roman.

                                    Westchnęłam. - No i właśnie dlatego potrzebuję Was- odparłam patrząc im w oczy. - No dobra, tylko niby czemu mamy ci ufać? - zapytał Seth - Nie wymagam tego od Was. Wychodzimy z tego bagna razem, zabijamy tego dupka razem i nasze drogi się rozchodzą, zgoda? - zapytałam, a oni spojrzeli po sobie i równocześnie skinęli głową - Zgoda - odparli jednogłośnie. Uśmiechnęłam się do nich i poprawiając swój kocyk, który miałam w plecaku ułożyłam się na boku i spróbowałam zasnąć.

# Od Autorki

SierraShield ostatnio podpowiedziała mi, że zostawiam sporo błędów. Ma rację, więc teraz sprawdziłam i mam nadzieję, że nie ma już tak dużo błędów jak ostatnio.

Jeśli się podoba dawajcie gwiazdki i komentarze

Pozdrawiam
Roxi

The shield - Zbuntowane wilkiWhere stories live. Discover now