Rozdział pierwszy. Wyrok już zapadł.

2.6K 151 32
                                    


Magda.

Nie chciałam wstawać. Leżenie w ramionach mojego narzeczonego, to chyba najlepsze zajęcie na świecie. Wsłuchiwałam się w jego spokojny oddech. Spał tak słodko. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że jeśli poruszę się choć odrobinkę to się obudzi. Mój ukochany. Mój cały świat. Promnie słońca delikatnie pieściły jego piękną twarz. Uśmiechnęłam się łagodnie. Chciałam pogłaskać go po policzku. Chciałam go całować. Przez ostatnie cztery lata bardzo zmężniał. Cóż. W końcu skończył już dwadzieścia dwa lata. Mimo, iż wydaje się to niemożliwe urósł. Wyrzeźbił mięśnie. No i niestety golił się tylko raz na dwa tygodnie, by mieć lekki zarost. Strasznie denerwowało mnie to przy całowaniu, jednak robił to tak bosko...

- Długo jeszcze masz zamiar się na mnie gapić mały trollu? - spytał sennie.

- Obudziłam cię? Przepraszam.

Otworzył oczy. Miał tak ciepłe spojrzenie. Przepełnione miłością. Do mnie. Odsunęłam się od niego by mógł wykonać swój poranny rytuał. Najpierw przeczesywał palcami swe brązowe włosy, potem przeciągał się by na koniec puścić głośnego bąka. 

- Jesteś obrzydliwy - mruknęłam zatykając nos.

- Ale cały twój - wyszczerzył zęby w złośliwym uśmiechu.

- Szczęściara ze mnie..

- Nawet nie wiesz jaka.

Wyskoczył z łóżka i pogwizdując zanurkował w łazience. Mieszkaliśmy razem zaledwie dwa miesiące a powoli miałam dosyć sprzątania po nim toalety. Po jego pobycie tam czułam się jakby przeszło tornado. Westchnęłam ciężko i sama zwlokłam się z wyra. Podeszłam powoli do dużego lustra wiszącego na szafie. Moim oczom ukazała się piękna dziewczyna. A raczej już kobieta. W końcu już za pół roku kończyłam dwadzieścia lat. Złapałam za szczotkę i zaczęłam czesać swoje długie, czarne, gęste włosy. Sięgały mi już do pupy. Były moim drugim wielkim atutem. Pierwsze miejsce zajmowały oczy. Duże, w kolorze nieba. Tak błękitne, że wydawały się świecić. Odziedziczyłam je po moim ojcu.

Ach tak! Miałam do niego wpaść. Nadal dąsał się na mnie, za to że przyjęłam oświadczyny Damiana, ale nie mógł żyć bez swojej ,, malutkiej córeczki ''. W szczególności, iż mój starszy brat wyjechał trzy lata temu by szukać  syna. Tęskniłam, a jakże ale rozumiałam go. Julie, jego narzeczona pojechała wraz z nim. Szukali tropu Hubert, potężnego wampira, który dokonał tego strasznego czynu. Gdybym tylko go dorwała... Udawał naszego kompana, walczył wraz z nami... Ba! Uratował życie Damiana tylko po to by kiedyś wykorzystać to na swoją korzyść. Miałam nadzieje, że mój siostrzeniec jeszcze żyje.

- Mój sensie życia? - zawołał Damian - Pamiętasz, że dziś wrócę dość późno? Będziemy organizować zawody na nowe Alfy w naszej osadzie.

- Jakbym mogła zapomnieć.

Na mojej twarzy zabłądził uśmiech na samo wspomnienie moich zawodów. Pokonałam tę wredną pindę Marcelinę, która notabene również zniknęła. Od momentu gdy okazało się, iż współpracuje z wrogiem zaszyła się pod ziemię. W sumie dobrze. Nie musiałam oglądać jej farbowanych kłaków.


Adrien.

Obudziło mnie pragnienie. Nim wyswobodziłem się na dobre z objęć snu zastanawiałem się,które tym razem. Zwykle chodziło o głód. Chęć spożycia krwi zdawała się sprawiać fizyczny ból w samym środku głowy. Czasami odczuwałem jednak chęć czegoś zupełnie innego. To cholernie deprymujące, ponieważ sam nie potrafiłem określić czego. Nie lubiłem pozostawać w niewiedzy. W zasadzie, nie wiedziałem wielu rzeczy.

Na przykład jak wyglądała moja mama. Podobno pięknie śpiewała, i to po niej odziedziczyłem jasne włosy. Po ojcu nie dostałem nic. Różniliśmy się jak ogień i woda. Był potężnym wampirem. Podobno to on sprawił, iż mogę przeobrażać się w wilka. Przecież zarówno on jak i matka byli wampirami. Mieszkała z nami również moja macocha, Amanda. Mało kiedy się odzywała, przemykała się po domu. Nie lubiła na mnie nawet patrzeć. Kiedyś słyszałem jak żaliła się naszej jedynej służącej, że mam przerażające oczy. Cóż. Były złote. 

Nie wiedziałem również czemu czułem się i wyglądałem na siedemnaście lat, gdy miałem ich zaledwie cztery. Od czterech miesięcy nie urosłem nawet o centymetr. Jeśli umiałbym się cieszyć, pewnie bym to robił.

Usiadłem na łóżku. Jak zwykle wstałem z wraz pierwszymi promieniami słońca. Chciałbym się na nich spalić. Chciałbym obrócić się w pył. Moje całe jestestwo na tym świecie już dawno przestało mieć jakikolwiek sens.

Usłyszałem powolne, wręcz leniwe kroki na korytarzu. Czyżby śniadanie? Nie. Ojciec. Wstałem, by powitać go jak należy. Tak mnie uczył.

Kiedy tylko wszedł do pokoju, zaczął emanować swoją potęgą. Prawie białe włosy ulizane gładko na głowie, ostre rysy twarzy, ciemne oczy. I ten dziwny uśmiech. Hubert we własnej osobie.

- Ojcze?

- Już czas.

Otworzyłem szeroko oczy, a moje ciało aż zadrżało. Pierwszy raz czułem się wręcz podniecony. W końcu? Mogłem wyruszać?

- Uważasz, iż jestem gotów?

- Sprawdźmy. Co zrobisz, gdy dorwiesz zabójce swojej matki?

- Odbiorę mu życie  - odparłem chłodno, głosem wręcz wypranym z emocji.

- Wiesz kogo szukasz?

- Wielki Alfa Osady Lasu. Patryk.

- Doskonale, nie widzę żadnych przeciwwskazań. Możesz ruszać natychmiast. I nie patrz na mnie jak wygłodniałe zwierze. Zjesz coś po drodze. Polowałeś już na ludzi.

- Tak jest, ojcze.

- Na co czekasz? - warknął.

Rzuciłem się do szafy, by w plecak spakować kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Włożyłem wygodne ubranie a w kieszenie spodni wsadziłem broń. 

Stanąłem u progu swojego domu i ostatni raz spojrzałem na podwórko. Zamknąłem oczy i złapałem powietrze do płuc. Doskonale wiedziałem, w którą stronę mam się udać. Jakbym już kiedyś tam był. 

Władco wilków, twój wyrok już zapadł. 

Tylko tyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz