Prolog

44 6 1
                                        

Mam nadzieję że ktoś to przeczyta....

****************************************
Mercy's POV

-Chyba kpisz Dorien! - wrzeszczałam bez opamiętania. - W życiu nie pojadę z tobą do zasranej Ameryki! To podli, złośliwi maniacy!

Czarnowłosy skrzywił się nieznacznie. Lecz to nie uszło mojej uwadze. Zbyt dobrze go znam by był w stanie ukrywać przede mną takie rzeczy. Przeczesałam ręką włosy, starałam się uspokoić. Cholera. Co ja mówię? Nie dam rady być spokojna gdy mój chłopak mi mówi żebym przeprowadziła się z nim do Ameryki od tak! Na pstryknięcie palcami. Szczególnie że doskonale wie jak nienawidzę tego kraju. Jestem z Francji i nie wstydzę się tego. Za to ich - owszem. Mam gdzieś że Dorien z tamtąd pochodzi. Nie obchodzi mnie on w tym momencie. Jak zareagują znajomi? Nie mogę przenieść ich ze sobą! I co gorsze - on o tym wie! Prychnęłam.

-Chociaż się zastanów, kochanie. Proszę - nie patrzył mi w oczy.

Czasami odnoszę wrażenie że się mnie boi. Tak jak wszyscy. Zapewne to przez to że łatwo wybucham a potem jestem zbyt uparta. Nie pozwalam sobą pomiatać. To ja pomiatam innymi. Jestem liderką. I nawet mój chłopak nie potrafi o tym zapomnieć. Westchnęłam ciężko.

Może chociaż rodzice się nie zgodzą na wyjazd ich jedynej, ukochanej córeczki...

-Dorien... wiesz doskonale że muszę to omówić z rodzicami, prawda? - zapytałam spokojnie - Nie pozwolą mi tak po prostu wyjechać na zawsze.

-Wiem. Chcieliby byś zrobiła wielką karierę, a ja nie zamierzam tego zepsuć - oznajmił. Coś jednak było nie tak. Nie mówił mi o czymś.

-Coś się stało? - zmarszczyłam brwi.

-Nic. Nic godnego twojej uwagi.

Zagryzłam wargę. Okej. Nie to nie. Nie będę wywierać na nim presji. Poddałam się. Odpuściłam choć to nie w moim stylu. Trzask drzwi frontowych wyrwał mnie z letargu. Mama wróciła do domu. Pierwsze co zwróciło moją uwagę to to że założyła spódnicę. A zawsze mówiła jak bardzo ich nienawidzi. Oh. Chyba rozumiem. Szef jej kazał. Czasami nie rozumiem układu między moimi rodzicami. Mój ojciec to szef dla mojej mamy. Czy ona nie czuje się z tym trochę niezręcznie? Gdy tylko zauważyła jak siedzę wraz z Dorienem na kanapie, posłała nam ciepły uśmiech. On go odwzajemnił. Ja nie byłam w stanie.

-Witaj mamo. Kupiłaś mi to o co cię prosiłam? Te buty chciałabym założyć na najbliższe spotkanie z panem Newmanem - nawet nie pofatygowałam się by pomóc jej z ciężkimi siatami.

-Jasne skarbie. Chodziło o... - poszperałam chwilę w torbie po czym wyciągnęła śliczne czarne buty na koturnie - te?

Pokiwałam twierdząco głową. Dorien nie wtrącał się w relacje pomiędzy mną a moją matką. Albo miał to gdzieś albo jego regulamin domowy na to nie pozwalał.

-Kiedy wraca tata? - rzuciłam mimochodem.

Mama momentalnie się skrzywiła. Jasne. Znowu wyczaił w biurze jakąś bogini seksapilu i zapewne teraz ma co robić. Jak ona to wytrzymuje? Żyje z nim tylko dla kasy? Idiotyzm.

-Późno - wymamrotała pod nosem. A przynajmniej tyle usłyszałam zanim zniknęła w kuchni.

Spojrzałam ponownie na Doriena.

-Dam ci znać do jutra. Okej?

Chłopak nie protestował. Zafundował mi przelotny pocałunek w usta po czym wyszedł z naszej posesji. Po raz kolejny tego dnia upiłam łyk wina. I kolejny. Aż opróżniłam kieliszek.

Nathan's POV

Po raz kolejny grałem tą samą piosenkę. Jednak ciągle coś było nie tak. Myliły mi się dźwięki i byłem już na maksa wkurwiony. Nigdy mi się to nie zdarza. A teraz? Od godziny klepie te same akordy modląc się by tym razem wyszło. Zatroskana mama zajrzała do mojego pokoju.

-Przynieść ci herbaty, soku, coli? - zapytała - Na stole jest obiad.

Popatrzyłem w jej zmartwione oczy. Byłem strasznie głodny. Ale chciałem zostawić ten posiłek siostrze. To jej się należy ostatnia porcja.

-Nie mamo. Zachowaj wszystko dla Florence, proszę - powiedziałem stanowczo.

Wróciłem do grania tego samego utworu. Tym samym dałem rodzicielce znak do odwrotu. Delikatnie zamknęła za sobą drzwi. Usłyszałem jeszcze jak woła Flo by ta zjadła ostatni kawałek pizzy. Mój brzuch zaburczał na samo wspomnienie o tym posiłku. Nie. Nie tym razem. Moja siostra potrzebuje tego bardziej niż ja. Odłożyłem gitarę na stojak. Nie mam telefonu. Nie mamy komputera. Nie mamy kablówki. Jedyne co mamy to domowy telefon na który dzwonią ludzie do mamy. Nie mamy na to pieniędzy. Lub jak kto woli - czasu. Po co zajmować się tymi głupotami?

Ułożyłem się na swoim łóżku. Muszę znaleźć prace. Pomóc matce. Po śmierci ojca... jej świat się zawalił. Walnąłem pięścią w ścianę. Za słaby. Jestem zbyt słaby by zrobić co do mnie należy. To nie moja wina... chyba. Zamknąłem oczy. Pozwoliłem sobie odpłynąć w objęcia Morfeusza. Nie ważne co będzie jutro.

*********************************

Rozdziały będą się pojawiały gdy tylko będę miała czas. Zostawiajcie gwiazdki. Komentujcie. Oceniajcie. Wiecie że to kocham.

Wasza,
muffins_to_shawn

Lie by lieWhere stories live. Discover now