~2~

42 5 0
                                    


Podszedłem do tajemniczego pojazdu i uniosłem brew. No jak wół na drzwiach był wielki napis ,,TAXI'', więc to musiało być po mnie. Po chwili ktoś wysiadł i podszedł do mnie płynnym krokiem.

- Pan Bill Kaulitz? – zapytał dźwięcznym głosem, a ja uniosłem brew. Boże, byłem na tyle pijany, że aż miałem zwidy? A może to Georg robi sobie ze mnie jaja? Nie, niemożliwe.

- Przepraszam bardzo, ale chyba zaszła pomyłka – podrapałem się po głowie, starając się ogarnąć jakoś całą tę sytuację. – Ja zamawiałem autonomiczną taksówkę. Bez kierowcy. Już nawet powiedziałem przez telefon adres, więc wszystko powinno być wprowadzone.

- Ale jest pan szczęśliwcem, który będzie lecieć naszą nową taksówką. Wprawdzie przeszła wszystkie badania i testy, ale została dopiero wprowadzona i w ramach bezpieczeństwa firma postanowiła, że przez pierwszy okres będziemy państwu towarzyszyć w podróży.

- Jesteś robotem – stwierdziłem, niemalże z obrzydzeniem.

- To problem? – no i dlaczego w jego głosie słychać jakiś smutek? Boże, one są zaprojektowane tak, jakby naprawdę były żywe. No, chociaż Georg mi teraz nie zarzuci, że nie rozmawiałem z żadnym androidem prywatnie! Robot otworzy mi drzwi, a ja rozsiadłem się na wygodnym siedzeniu i już po chwili ruszyliśmy.

- Chyba coś ci się pomyliło. Mówiłeś, że będziemy lecieć, a jakoś nie widzę, byśmy byli specjalnie wyżej – uśmiechnąłem się z wyższością. Widzicie? Nawet pijany potrafię logicznie myśleć.

- Ależ lecimy. Ten pojazd nie ma kół. Może nie unosimy się nie wiadomo jak wysoko, ale dzięki temu pojazd jest w stanie udźwignąć więcej – prychnąłem, bo rzeczywiście nie odczuwałem żadnych telepań, jakbyśmy wszystkie nierówności omijali.

Czy ja w ogóle wspomniałem o tym, jak on wyglądał? No... Trzeba było przyznać, że naprawdę nie był zły. Oj nie... Włosy były czarne, dłuższe, ale spięte w góry w kucyka. Był mniej więcej mojego wzrostu, może o kilka centymetrów wyższy? Szczupły i przystojny. Pod cienkim materiałem koszulki mogłem dostrzec w okolicach przedramienia lekko zarysowane mięśnie. Ach, i zapomniałem o najważniejszym - dwa małe kółeczka błyszczące w jego dolnej wardze, tuż obok siebie. Cholernie przyciągały wzrok, a przynajmniej mój. Tylko tyle spostrzegłem, bo nie chciałem wyjść na debila, który wlepiał się w niego przez cały czas.

- Trochę nudna praca, co? – zagaiłem, bo nie miałem zamiaru całej drogi przebyć w milczeniu. Szczególnie, że dla mnie ta cisza była cholernie krępująca, przez co przejazd dłużył mi się niemiłosiernie.

- Nie, dlaczego? Lubię latać, jeździć też. Zawsze można spotkać kogoś ciekawego, zobaczyć nowe miejsca.

- No w porównaniu do was ludzie raczej nie są ciekawi – skrzywiłem się, na co robot się zaśmiał. – Wy po jednym przeczytaniu, zapamiętujecie całą książkę. Zresztą już na starcie macie większość wiedzy w sobie. Więc raczej nie trafiasz na ,,kogoś ciekawego'' – zrobiłem cudzysłów w powietrzu i kontynuowałem swój monolog. To pewnie przez procenty nie potrafiłem się zamknąć. – Ja na pewno nie jestem nikim ciekawym, szczególnie, gdy weźmie się pod uwagę to, że w ogóle nie interesuje mnie świat tych całych nowinek technicznych, czy tam technologicznych. I jeśli mam być szczery, to bronię się przed nimi rękoma i dłońmi. Znaczy... miałem na myśli rękami i nogami. Po raz pierwszy gadam teraz z robotem. Tak prywatnie, bo zamawianie czegoś w pubie się nie liczy, no nie? Jesteście tak podobni do nas, choć jednocześnie zbyt idealni na to. Macie odpowiedź na każde pytanie!

- Chyba pan nas trochę przecenia – uśmiechnął się delikatnie i spojrzał na mały kokpit urządzenia.

- No nie wydaje mi się – skrzywiłem się. – Boże, niedobrze mi... - zacząłem szukać w drzwiach jakiegoś guziczka, którym otworzyłbym sobie okno.

Automatic heartWhere stories live. Discover now