Chciałem, by w końcu odpowiedziała. Zdecydowała, czy chce dalej ze mną rozmawiać, czy już zawsze będziemy się ignorować. Potrzebowałem tej pewności, by móc ruszyć dalej ze swoim żałosnym życiem. Byłem dorosły, samodzielny, wykształcony – ciężko na to pracowałem, łudząc się, że sukcesy w pracy dadzą mi poczucie stabilności i własnej wartości, ale wystarczyła jedna nowa osoba w moim życiu, by to wszystko zepsuć. Mydlana bańka złudzeń pękła i ujrzałem swoje życie takim, jakie było naprawdę, a to, co widziałem, zwyczajnie mnie dobijało.

Starzałem się, lata przeciekały przez moje palce, a jedyne, co udało mi się osiągnąć, to pozory normalnego życia. W rzeczywistości jednak byłem zakompleksionym, zagubionym dzieciakiem, który rozpaczliwie pragnął akceptacji, choć wmawiał sobie przez cały czas, że nie potrzebował ludzi.

W zasadzie nie potrzebowałem LUDZI, tylko CZŁOWIEKA. Kogoś, kto podobnie jak Michał, zrozumie mnie i zaakceptuje, ale w przeciwieństwie do Stawa, będzie miał bardziej stonowany charakter, szacunek do moich dziwactw i potrzeb. Pragnąłem prawdziwej, stuprocentowej akceptacji i z tęsknoty za nią chciałem upatrywać jej w pierwszej nowopoznanej, życzliwej osobie. Pech chciał, że była nią Katarzyna, która chyba jednak nie miała ochoty kontynuować znajomości. Czy w innym wypadku zwlekałaby tak długo?

— Ja ciebie nie. Czemu się nie przywitałeś? — zapytała, przerywając moje pogrążanie się w beznadziei.

— Byłaś z koleżankami.

— Ach, racja. Pomyślałyby coś — parsknęła kpiąco.

— Nie o to chodziło. Miałem zły dzień. — Nie chciałem, by miała mnie za tak małostkowego buca, jakim byłem na co dzień, wolałbym dać jej się poznać od tej strony, którą ukrywałem przed światem w obawie o niezrozumienie, ale to nie miało sensu.

Znów nastała chwila milczenia. Nie miałem pomysłu na żaden temat, który by ją przerwał. Chciałem wykpić się pracą i zakończyć to spotkanie. Oczekiwanie mnie wykańczało. Czułem, jak biodra i kolana zaczynają mi doskwierać, ale nie zamierzałem się wiercić, jeszcze by się domyśliła, że coś mi jest, a współczucia akurat wcale od niej nie chciałem. Chyba że miałaby kodeinę, wtedy przyjąłbym końską dawkę współczucia w postaci musującej tabletki zmieszanej z jakąś whisky.

— Jeśli mamy być… czymś — mruknęła po japońsku.

Poruszyłem się nerwowo i spojrzałem na nią, ale natychmiast spuściłem wzrok.

— Nie zamierzam być twoją tajemnicą. Jeśli jesteś w stanie po prostu się ze mną zadawać, możemy spróbować. Trochę mi cię brakowało…

Słysząc końcówkę jej wypowiedzi, poczułem przemożną potrzebę przytulenia się do niej. Zwalczyłem ją jednak, ograniczając się jedynie do ciepłego uśmiechu. Dotykając ją, tylko bym wszystko zepsuł.

— Spróbuję — odpowiedziałem, odstawiając kubek na stół.

To raptem jedno słowo, ale wiązało się z nim ogromne zobowiązanie i jeszcze większe ryzyko. Musiałem zapalić, chyba bym zdechł, gdybym tego nie zrobił.

— Tylko więcej mnie nie całuj, dobra?

— Wcale nie zamierzałem.

— Dobra. W takim razie jesteś mi winien jedno takie kretyńskie zachowanie, więc bądź gotów. Nie znasz dnia ani godziny. Na osobności lub w towarzystwie, jeszcze nie wiem. Zrobię coś podobnego, zobaczymy, jak ty się zachowasz — odparła walecznie i chociaż z przerażenia przeszły mnie ciarki, w jej głosie wybrzmiała nuta rozbawienia i zadziorności, które kojarzyłem z czasów, zanim zepsułem to coś, co było między nami.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Aug 15, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Dziwak z dyplomemWhere stories live. Discover now