Rozdział 6

6.3K 251 44
                                    

Śniadanie, szkoła, dom, obiad, lekcje, kolacja i sen. Tak to wygląda praktycznie zawsze. Czyż nie? Moja odpowiedź brzmi nie. Po prostu nie. U mnie nigdy tak nie jest. To że inni to tak widzą nie znaczy że ja widzę to tak samo. Mam rację? Dla mnie każdy dzień jest inny. Nawet chyba gorszy od poprzedniego, ale w nie do końca zrozumiały i łatwo wytłumaczalny sposób. Ale spróbuję , postaram się przedstawić Ci to jak najlepiej.
Czuję jakby dzień po dniu odpadał kawałek mnie. Mojej duszy. Czuję jakbym przestawała czuć...cokolwiek. Szczęście, miłość, zadowolenie, smutek, złość czy nawet zazdrość. Staję się obojętna na to co mnie otacza. Owszem jestem ciałem ale na pewno nie duchem.
Ta "przemiana " jeżeli mogę to tak nazwać nie następuje tak nagle. To nie działa na zasadzie że ktoś pstryknie palcami i nie ma mojej duszy. Nie.
W pewnym momencie poprostu czujesz się wybrakowana bardziej niż tydzień, miesiąc czy rok temu. A najgorsze jest to że tak późno to zauważasz. Można to porównać do chorego pacjenta który choruje na raka płuc ale ignoruje objawy do momentu aż jest za późno na cokolwiek. Musisz pogodzić się z tym że nie jesteś tą samą osobą co wcześniej, choć inni tego nie zauważają. Albo nie chcą tego zauważyć. A może nawet ja nie chce tego zauważyć i ukrywam to przed samą sobą? Może nie chce czuć się tak, jak się czuję i próbuje to maskować mówiąc:
- " Tak u mnie wszytko dobrze." albo " Nie, nic mi nie jest. "
Człowiek się zmienia, ja się zmieniam, coś mnie zmienia a ja chyba wiem co.

************************************

Sen. Sen to coś dobrego i złego. Dobrego w momencie gdy jest...dobry, miły, przyjemny. A zły w momencie kiedy...nie chcesz o czymś śnić ale nie kontrolujesz tego.
Dobrze byłoby panować nad tym co Ci się śni. Mógłbyś wybierać pomiędzy tym czy następnej nocy będą Ci się śniły jednorożce czy wielka fontanna z czekolady. Ale wtedy nie istniałyby te złe sny. Zazwyczaj w tych " złych " snach odczuwamy strach, niepokój lub inne negatywne emocje. Nie chcemy doświadczać ich w prawdziwym życiu, dlatego mamy je w snach. Pewnie sobie teraz myślisz:" Ha ! Ale kto się boi snów....w końcu to tylko sen. Nie ma się czego bać"- a co by było gdyby sny mówiły o tym co się stanie za kilka dni, miesięcy bądź lat? Dalej byś się ich nie bał? Bo ja zaczęłam się bać snów a szczególne tych złych, od momentu kiedy zaczęły się spełniać. Ale nie te dobre. Bo wtedy byłoby za pięknie. Tylko te złe.
Chcesz się dowiedzieć co się stało? Zaraz Ci opowiem. Nie martw się.
Mój sen zaczął się niewinnie. Mała
" imprezka" u jednego z przyjaciół Andiego. Nie pamiętam jak wyszłam z domu. Ani w zasadzie dlaczego tam poszłam bo w sumie należę raczej do tej grupy ludzi która nie lubi, a w zasadzie nie umie poznawać nowych ludzi. Ale nie ważne. Byłam na tej imprezie. Było pełno ludzi, głośnej muzyki i alkoholu. Niektórzy byli upici do nieprzytomności. Ja wypiłam tylko jedno piwo. Nic więcej. Przysięgam.
Pamiętam że dołączyłam do grupki ludzi grających w butelkę. Oczywiście nie zapomnieli pominąć w zasadach dużej ilości wódki. Zaczynał nie jakiś Zayn. Potem była Amanda, Carlos, Angelika, Suzan, Maks, Jess, Andie i ja. Taka była kolejka zaczynając od najstarszej osoby, potem według wskazówek zegara (czyli tak jak wymieniłam). Graliśmy, ja nie wypiłam nic bo odpowiedziałam na wszyskiego zadane mi pytania, bądź wyzwania. Inni wypili przynajmniej po jednym kieliszku.
Ale zaczekajcie. Nie odchodźcie. Dopiero teraz akcja się " rozkręca" bo nie ważne jest to co dzieje się teraz. Ważne jest to co stało się potem. Posłuchajcie.
Spojrzałam na wielki zegar powiększony w domu organizatora zabawy. Dochodziła północ. Gra się skończyła i wszyscy poszli w swoją stronę. Ja wiedząc że Andie jest już na tyle upity że nie mogłabym z nim porozmawiać stwierdziłam, że pozwiedzam dom, alby uciec od tłumu. Obeszłam parter i weszłam na 2 piętro. Było tam cicho. Wszyscy byli na dole. Zajrzałam do pierwszego pokoju - nic, sypialnia. Potem do drugiego gdzie była łazienka. W trzecim był kolejny pokój. I w końcu otworzyłam czwarte i zarazem ostatnie drzwi. Zobaczyłam starą, drewnianą drabinę prowadząca na górę, na strych, w ciemność. Bez wahania wspięłam się po niej. Nie czułam strachu. Po prostu weszłam na górę. Było ciemno. Przez zakurzone okno wpadała tylko jedna, mała stróżka światła rzucana przez księżyc. Wokoło widziałam jak kurz spokojnie poruszał się w powietrzu, opadając na stare drewniane meble tworząc kolejna warstwę osadu. Było spokojnie, nie słyszałam już muzyki. Byłam tylko ja i moje myśli. Zaczęłam rozglądać się po strychu. Kartony, wiklinowy fotel, konik na biegunach, łóżeczko dla lalek i zabawki. W pewnym sensie czułam się tam dobrze. Usiadłam na fotelu i zaczęłam bujać w obłokach. Odcięłam się od świata. W pewnym momencie usłyszałam trzask kuszącej się szyby. Wstałam z fotela i podeszłam do okna. Na podłodze nie było widać nic co mogłoby wybić szybę. Spojrzałam przez otwór. Zauważyłam drzewo, z którego zwisał..... Zayn. Otworzyłam szeroko usta, lecz nie krzyknęłam, odruchowo cofnęłam się kilka kroków i przez przypadek stanęłam na kamieniu. Byłam pewna że wcześniej go tam nie było. Sięgnęłam po niego. Podeszłam do okna jeszcze raz ale nie po to alby spojrzeć na chłopaka, b o nie byłabym wstanie, ale po to alby przyjrzeć się znalezisku. Obróciłam kamieniem i wtedy dostrzegam te same słowa wypisane markerem co słyszałam lub widziałam wcześniej -"Pamiętasz mnie?"
Koniec snu. Tak wiem że pewnie chciałbyś wiedzieć co było dalej lecz obudziłam się. Nie wiem co działo się potem. Ale wiem jedno, tamtej nocy już nie zasnęłam. Czułam jej obecność, czułam że gdzieś jest.

************************************
7 DNI PÓŹNIEJ

Dziś wpadł do mnie Andie z zapytaniem czy nie chciałabym iść z nim na imprezę. Miała się odbyć jutro. Powiem szczerze. Nie chciałam iść. Nie lubię imprez ani innych wyjść gdzie jest ktoś więcej niż Andie i Jess. Po prostu nie lubię. Ale poszłam. Dla niego. Widziałam w jego oczach ze mu zależy na tym żebym była, a późnym rodzice też byli szczęśliwi że idę do Jess na noc. Przecież nie mogłam im powiedzieć że idę na imprezę gdzie będzie pełno alkoholu i narkotyków. Dlatego wymyśliłam bajeczkę z notowaniem u niej.

Impreza jak impreza. Wszyscy się dobrze bawili oprócz mnie. Ja modliłam się żeby wyjść. Jacyś dwaj pijani " rozluźniacze atmosfer" wcisnęli mi puszkę piwa i powiedzieli że mam się zacząć dobrze bawić. Opróżniłam zawartość puszki ale co do tego ze będę się lepiej bawiła to nie byłam pewna. Stałam i " podpierałam ściany " do momentu kiedy nie zawołał mnie Andie do gry w butelkę. I w tym momencie dostałam dejavu. Byłam już na tej imprezie wcześniej lecz tego nie pamiętałam. Byłam pewna. Szybko odstawiłam tą myśli zajęłam się grą.

Wszystko potoczyło się jak w tym śnie. Gdybym...gdybym tylko sobie go przypomniała może nie poszłabym na ten durny strych i nie rozpoczęłabym tego wszystkiego. Ale czasu nie cofne. Byłam tam, zobaczyłam martwego Zayna i wiadomość na kamieniu.
Stach opętał całe moje ciało, sparaliżował mnie, nie pozwolił abym zeszła na dół i zawiadomiła policję. Kiedy sobie to uświadomiłam zaczęły lecieć mi łzy po policzkach. Bo praktycznie nie znając tego chłopka mogłam uniknąć tego wszystkiego. Może gdybym nie przyszła na imprezę by się to nie wydarzyło. To była moja wina. To ja go zabiłam. Siedziałam i płakałam nawet nie wiem jak długo. Kiedy zeszłam na dół policja już tam była a karetka zabierała zwłoki chłopaka. Kazali się rozejm wszystkim do domu a na przesłuchania wzięli organizatora i kilka przyjaciół nieżyjącego.

Przez resztę nocy chodziłam po drogach płacząc i obwiniając siebie za śmierć tej osoby. Bo byłam pewna że to przeze mnie. Usiadłam na krawężniku i wyjęłam kamyk z kieszeni, odwróciłam go napisem w górę i zatopiłam wzrok w literach składających się w słowa już dobrze mi znane pozwalając na to alby ogarnął mnie mrok.


Pamiętasz mnie?Where stories live. Discover now