Rozdział 1.

77 10 4
                                    

- Kończ tego drinka Bianka, pamiętaj, że masz się jeszcze ze mną napić.

Alicja macha mi przed twarzą butelką wódki, a ja nie czekając na więcej zachęt z jej strony upijam duży łyk whisky z colą z czerwonego, plastikowego kubeczka.

Krzywię się trochę, ale tylko trochę, bo alkohol robi swoje i z każdym kolejnym łykiem czuję, że mogę wypić jeszcze więcej. Z doświadczenia wiem jednak, że nie wróży to nic dobrego. Wyobrażam sobie minę mojej mamy i wyraz rozczarowania w jej oczach, ale szybko odganiam ten widok. Jest koniec tygodnia przed rozpoczęciem klasy maturalnej i dopiero co dostałam kosza od chłopaka, więc staram się jak najlepiej zapić smutki. Mam do tego prawo, jestem w końcu dorosła.

Wraz z Alicją znajdujemy się w najciaśniejszej kuchni na świecie. Z każdej strony otaczają mnie ludzie, którzy zamiast wyjść na zewnątrz, urządzają pogawędki w dusznym środku. Alicja znajduje nam skromny kącik i opierając się o ścianę, wychyla następny kieliszek wódki. Podejmuję decyzję, że dzisiejszego wieczoru to ja będę tą rozsądną, bo z ostatnich imprez moja przyjaciółka wynosiła mnie półprzytomną. Ale to tylko przez wzgląd na moje złamane serce, ostatecznie do pijaczki dużo mi brakuje.

Duszność okazuje się nie do zniesienia, więc ciągnę Alicję za rękę i wyprowadzam ją z tłocznej kuchni do salonu, gdzie imprezowicze powoli rozkręcają się na parkiecie. Alicja wyrywa mi się i dołącza do tańczących, chociaż jej tańcowi bliżej jest do striptizu. Widzę błysk w oczach bruneta tańczącego przy niej i od razu dociera do mnie, że zostawienie jej może skończyć się źle. Zgodnie z moimi przypuszczeniami, chłopak zbliża się do niej, a jego ręce niebezpiecznie znajdują drogę do jej tyłka, którym zawzięcie wymachuje.

- Łapy precz – warczę, odpychając go lekko. Alicja nie zwraca na nas uwagi i tańczy dalej, a jej taniec przyciąga wiele spojrzeń.

- Po co ta agresja ślicznotko? – Pyta mnie chłopak, którego imienia nie znam, łapiąc za nadgarstek i przyciągając bliżej.

Nosi szarą, obcisłą koszulę z dekoltem w serek. Widzę okrągłe plamy potu pod jego pachami, a do mojego nosa wdziera się nieprzyjemny zapach, pomijając już ten cały odór alkoholu.

Nie boję się, umiem sobie radzić z natrętami. Poza tym, chodziłam na lekcje samoobrony przez ponad pięć lat, więc wiem, jak powalić delikwenta na ziemię bez zbytniego wysiłku. Ten przede mną nie należy do siłaczy, co można stwierdzić na pierwszy rzut oka.

- Radzę ci mnie puścić – ostrzegam go.

Zamiast tego przysuwa się bliżej.

- Bo co? – czuję, jak jego nieświeży oddech muska mi ucho. Zbiera mi się na wymioty i nie jest to wina alkoholu.

- Doigrałeś się - mówię tylko, wykręcając mu rękę w powietrzu. Robię to dosyć niespodziewanie, więc z gardła chłopaka wydaje się zaskoczony krzyk. Mięczak.

Następnie podcinam mu nogi, tak, że pada na kolana. Posyła mi zdziwione spojrzenie. Nie złe, czy oburzone, jak to się nieraz zdarzało. Po prostu jest zaskoczony. Niemal nie wybucham śmiechem.

Słyszę pojedyncze gwizdy i chichoty. Kilka osób klaszcze w ręce, ale większa część społeczności nie zwraca na nas uwagi i po prostu tańczy.

Odciągam Alicję na bok i zaglądam jej w oczy. Są szarego koloru i w tym momencie błądzą po mojej twarzy.

- Jest początek imprezy, a ty już ledwo stoisz na nogach – informuję ją łagodnie. – Chyba będzie lepiej jak wrócimy do domu.

Nie odpowiada, wciąż się na mnie patrząc. Unosi rękę i dotyka mojego policzka. Niemal się wzdrygam, ale na szczęście powstrzymuję jakiekolwiek oznaki awersji.

Byłeś moim słońcemOù les histoires vivent. Découvrez maintenant