Rozdział III

88 6 11
                                    

Siedziałam obok umięśnionego mężczyzny, napawając się królującą wokół ciszą. Król o kruczoczarnych, lekko pokręconych włosach pochylał się nad pożółkłą mapą. Elegancka, biała koszula zdobiona złotą nitką opinała rozbudowane mięśnie. Po raz kolejny przymrużył oczy, a szkarłatne tęczówki uważnie skanowały wzory na papierze. 

- Znalazłaś go? - mruknął, ale każde słowo odbiło się z echem od gładkich ścian.

- To tylko kwestia czasu.

- Który ucieka - podniósł i skrzyżował swoje krwistoczerwone tęczówki z moimi.

- Jakbym nie zauważyła - prychnęłam i uniosłam ku malinowym ustom posrebrzany kieliszek.

- Na pewno chcesz polecieć tam sama? - zapytał bezbarwnym głosem lecz gdzieś tam w głębi czarnej otchłani źrenic zabłysła troskliwość.

- Zawsze byłam skazana tylko na własne działania - wstałam i skierowałam kolejne kroki do mahoniowych, zdobionych drzwi.

- Teraz już nie musisz - westchnął, a ton głosu znacznie się ocieplił. Nie obracając się za siebie, wyszłam z sali. Oparłam się plecami o zimą ścianę i westchnęłam, przymykając powiekami zmęczone gałki.

***

Stąpał po gruncie, którego nie widział. Szedł drogą, o której nikt nie wiedział. Patrzył na otaczające go rzeczy lecz nic nie potrafił dostrzec. Mówił, ale żaden dźwięk nie wydobywał się ze spierzchniętych ust. Poruszał się ostrożnie, a mimo to cały czas potykał się. Wyciągał rękę przed siebie, a jedyne na co natrafiał to była nicość.
Powoli otworzył oczy, a pierwsze co zobaczył to kurtynę rzęs, a między nią przebłyskiwało białe światło. Szybko zamknął je, dając ukojenie podrażnionym nerwom. Poczuł szarpnięcie, a ból rozszedł się wzdłuż całego ciała. Znów uniósł powieki w celu odszukania przyczyny, ale otaczała go tylko ciemność.
Tępione myśli czekały na promyk nadziei, w najdalszych czeluściach umysłu prowadziły bratobójczą walkę uczuć, nadaremnie licząc na wypuszczenie z więzów zapomnienia. Dusza mroczna, niegdyś władająca nocą, całkowicie wyblakła. Wspomnienia pulsowały i przelatywały przed oczyma lecz na tyle wyraźnie, by nic z nich nie mógł zrozumieć. Był więźniem własnego ciała, choć wokół nie było krat. Towarzyszyła mu grobowa cisza, która zdmuchnęła iskry złudzeń, zostawiając tło łudzącej nadziei.

***

- Raven, czy ty mnie słuchasz?!

- Oczywiście - a widząc w jego oczach jeszcze nie wypowiedziane pytanie, odpowiedziałam - powtarzasz po raz dwudziesty siódmy: jak mam się tam dostać, co mówić, do kogo się kierować i zwracać, tak by nie wzbudzić podejrzeń.

- Na pewno pamiętasz o... - ciągnął swój monolog ojciec Christophera, ale moje myśli zakrzątały ważniejsze sprawy - i nie zapomnij, że zawsze obok będzie mój syn.

- Którego jeszcze będę musiała niańczyć - dokończyłam, a w oczach generała zatańczyły iskierki rozbawienia.

- Wie co ma robić, o ile nie zmienisz taktyki, nikomu o tym nie mówiąc - przymrużył oskarżycielko oczy.

- Tak mówisz, jakby kiedykolwiek coś wyszło spod mojej kontroli - skrzyżowałam ręce, intensywnie wpatrując się w niebieskie tęczówki.

- Nigdy tak się nie zdarzyło władco - spuścił wzrok i przygryzł wewnętrzną stronę policzka - ale lepiej być ubezpieczonym.

- Zawsze jestem - tego nikt, nigdy nie mógł podważyć, bo jeszcze się nie zdarzyło bym nie miała przynajmniej kilku zapasowych planów.

- Wiem pani, po prostu się martwię - westchnął i przeczesał włosy przyprószone siwymi, ledwo widocznymi kosmykami. - Doskonale zdajesz sobie sprawę, że jesteś dla mnie jak córka - a jedną już straciłem - westchnął w myślach, do których tak często zaglądałam.

- Niestety mnie się nie pozbędziesz. Nieśmiertelność ma to do siebie, że nie daje się od niej uwolnić - mrugnęłam do niego, co spotkało się ze szczerym śmiechem starszego mężczyzny.

~~~

Pojawił się kawałek z mężczyzną w roli głównej i nieoficjalnie złączam losy bohaterki z nim. Ale w jaki sposób... Do następnego czwartku :D 

Immortalis - NieśmiertelnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz