un.

5.6K 326 86
                                    

Pomyśleć, że robiłam to już tyle razy, ale i tak nie mogłam przyzwyczaić się do porannego wstawania... Kto to w ogóle wymyślił, kazać budzić się jeszcze praktycznie w nocy. To gryzło się z moją miłością do spania. Planowałam, że jak tylko wrócę z zajęć, pierwszą rzeczą jaką zrobię, będzie rzucenie się na moją prawdziwą miłość i przespanie całego weekendu.

- Komórka jest, klucze są, dokumenty też... - wymieniałam, przeglądając zawartość torebki. - Kasa! Gdzie jest kasa!? - krzyknęłam nagle, rzucając się na wszystkie strony w poszukiwaniach. - Walić, nie mogę się znowu spóźnić. Coś na pewno się znajdzie.

Wybiegłam z domu, widząc, że już zbliżała się ósma. Oznaczało to, że miałam równo pół godziny na dojazd.

- Może nie będę cisnęła się w ten tłum w tramwaju i złapię taksówkę...? - myślałam głośno.

Dokładnie w tym samym momencie ujrzałam pojazd, stojący niedaleko, za którego kierownicą siedział znudzony pan z wąsem. Od razu ruszyłam w jego stronę. I to w podskokach, bo w końcu miałam szansę przyjść na wykład sporo przed czasem.

- Dzień dobry, można? - spytałam cała w skowronkach.

- Dobry, młoda damo! Dokąd to?

- Na uniwersytet proszę.

Usiadłam wygodnie na tylnym siedzeniu i zaczęłam wpatrywać się w okno. Próbowałam zapomnieć o zmęczeniu.

- Studentka, tak? Kierunek jaki?

- Psychologia.

- Psychologia! Też kiedyś na tym byłem. Widzi panienka, jak skończyłem - zaśmiał się.

Ja również to zrobiłam, jednak czułam się strasznie niezręcznie. Nie wiedziałam, jak miałam odebrać ten "żart".

Po krótkiej wymianie zdań nastała cisza. Kierowca skupił się na drodze, a ja na mijanym krajobrazie. Nigdy tamtędy nie jechałam na uczelnie, więc byłam ciekawa gdzie się znajdowaliśmt.
Było już po ósmej, a miły pan zapewniał od dziesięciu minut, że niedługo będziemy. Moje nadzieje na dotarcie o czasie prysnęły, wiec zostało mi tylko obmyślanie najszybszej drogi do sali.

- Właściwie, to nie wiedziałam, że tą drogą można dojechać na uczelnię - przerwałam ciszę.

- Dzisiejsze pokolenie... Nawet nie wychodzą z domów.

Zawiało chłodem. Pomyślałam, że po prostu źle to odebrałam i ponownie zwróciłam twarz ku szybie. Minęło jednak kolejne dziesięć minut, a moim oczom pojawił się znak żegnający gości i zapraszający ponownie.

- Czemu wyjeżdżamy z miasta? - spytałam zaniepokojona, próbując ukryć przerażenie.

- Zaraz wrócimy, tak po prostu biegnie ta droga.

- Myśli pan, że jestem głupia? Proszę zawrócić, bo zadzwonię na policję.

- Niech panienka nie ocenia tak szybko sytuacji. Zaraz wrócimy.

Ton głosu mężczyzny był bardzo przekonujący, jednak wiedziałam, że to nie mogła być prawda. 

- Mam dwadzieścia lat, nie dwanaście. Nie ma mowy, żebym w to uwierzyła, kiedy właśnie wywozi mnie pan za miasto - powiedziałam, wyciągając z torebki komórkę.

Odblokowałam ekran i już miałam wykręcać numer, jednak mężczyzna puścił kierownicę jedną ręką i wyrwał mi urządzenie. Lekko zszokowana, próbowałam odzyskać własność, jednak brunet wyrzucił moja komórkę przez okno.

- No pan sobie żartuje w tym momencie! - wykrzyczałam, szukając wzrokiem mojej bratniej duszy przez tylną szybę.

Nie było po niej już jednak śladu. Jechaliśmy zbyt szybko, zniknęła mi z pola widzenia.

- Ma pan natychmiast się zatrzymać, bo wyskoczę z auta.

- Rób, co chcesz. Poobijasz się, a potem wpadniesz pod samochód, nadjeżdżający z naprzeciwka - powiedział ze spokojem, zamykając szybkę.

Odpięłam swój pas i próbowałam wymyślić plan działania. Facet ewidentnie chciał mnie gdzieś wywieźć, jednak nie mogłam panikować. Starałam się zachować spokój i myśleć racjonalnie. Zrobić mu nic nie mogłam, bo wylądowalibyśmy w rowie. Wyskoczyć też nie, bo równa się to samobójstwu.

- Myśl, myśl... - wyszeptałam.

Wtedy zobaczyłam jego komórkę, leżącą na siedzeniu pasażera. Spojrzałam na mężczyznę, jednak ten był całkowicie skupiony na drodze. To była moja jedyna deska ratunku, wiec dyskretnie sięgnęłam po nią tak, żeby kierowca nic nie zauważył. Już miałam urządzenie w rękach, jednak wystraszyłam się głośnego krzyku mężczyzny, który nagle usłyszałam obok ucha. Spowodowało to, że cofnęłam się na swoje miejsce.

- Nawet sobie nie wyobrażasz, ile musiałem tam stać, żeby w końcu ktoś mi do auta wlazł! - zaczął się głośno śmiać. - Nie sądziłem, że ktoś się na to nabierze. Kurwa, udana jesteś!

Skorzystałam z okazji i szybko zabrałam komórkę z siedzenia. Wtedy zaczęłam zastanawiać się, jak to rozegrać, bo przecież nie mogłam po prostu zadzwonić i zacząć składać zgłoszenia. Nie widziałam jednak innego wyjścia... Wykręciłam więc numer.

- Tu komenda poli-

- Zostałam uprowadzona przez jakiegoś mężczyznę, podającego się za taksówkarza! - zaczęłam mówić, jak najszybciej tylko umiałam, nawet nie dając dokończyć osobie po drugiej stronie. - Wywiózł mnie za miasto, jesteśmy w lesie, nie wiem-

- Ty mała suko! - wrzasnął, puszczając kierownicę, żeby złapać mnie za włosy.

Wykonał jeden szybki ruch, przez który uderzyłam głową o twardą powierzchnię. To jedyne, co zapamiętałam.

Senność || EldaryaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz