Część druga

2.2K 151 20
                                    

Wrzesień był jednym z tych miesięcy, których Louis nienawidził. Było zdecydowanie cieplej niż latem, a on musiał iść do szkoły. Nie cierpiał szkoły. Wstawanie rano było męczące i sprawiało, że chodził wyczerpany przez dziesięć miesięcy. Nawet w weekendy się nie wysypiał, bo jego organizm automatycznie budził się wcześnie, za wcześnie, jakby był przyzwyczajony do szkolnej pobudki. Później leżąc w łóżku nie potrafił już zasnąć, więc leżał tak w ciepłej pościeli z bolącą z niewyspania głową, dopóki jego mama nie wpadła do pokoju i kazała mu wstawać, bo leń przeleży całą sobotę. Dzień w dzień wstawał o głupiej, nieludzkiej godzinie, o szóstej rano, by dostać się do szkoły i tam męczyć się przez osiem godzin. Gdy wracał do domu nawet nie miał czasu na odpoczynek, bo musiał się uczyć, oczywiście. Jego mama była nad wyraz niewspółczująca, bo jeszcze zaganiała go do głupich obowiązków, a on naprawdę potrzebował chociaż godzinki snu. Rok szkolny naprawdę go dręczył i nic nie było go w stanie pocieszyć. No może, chociaż troszkę to, że za niecałe cztery miesiące były Święta Bożego Narodzenia, i mimo że nie był jakoś specjalnie wierzący to lubił te święta, lubił czas wolny od szkoły, lubił to, że mama jednak pozwalała mu poleżeć trochę dłużej, mógł jeść ciasteczka i ładnie ustroić dom. I to były też jego urodziny, a w tym roku miał się stać pełnoletni. Jego związek z Harrym już niedługo będzie legalny, pomyślał gdy powoli, całkowicie otępiały wydostawał się z łóżka.
Będąc szczerym, jakieś dwa tygodnie temu minął ich pierwszy miesiąc związku, Harry pamiętał, ale był zbyt zajęty sprawą rozwodu, by zorganizować cokolwiek, a Louis niestety musiał się uczyć. Nie mieli zbytnio dla siebie czasu, szczególnie młodszy, który wracał do domu po szesnastej i wkuwał na sprawdziany. Harry dzwonił do niego, ale dyskretnie, tak by nikt się nie zorientował. Obaj wiedzieli, że jeszcze nie mogli się zdradzić, nie dopóki Louis nie skończy osiemnastu lat. Nie powiedział nikomu prócz Niallowi dokładnie dzień później po spotkaniu Harry'ego. Harry po pracy zamiast odwieźć go do domu, zawiózł go do jego przyjaciela. Blondyn akurat wychodził i dokładnie widział jak Louis przyjechał z jakimś facetem czarnym Jeepem. Widział też, lekko oniemiały, jak ten facet całuje Louisa, w usta, i był pewien, że był to kurewsko mokry i ohydnie słodki pocałunek. Później Louis wysiadł z szerokim uśmiechem, dreptał w kierunku przyjaciela a potem uradowany wpadł w jego ramiona. Odsunął się, by móc pomachać odjeżdżającemu Harry'ego i następnie znów mocno objął przyjaciela.
- Louis, kto to był? - spytał Niall bardzo wolno i zmrużył oczy na chłopaka. Jego policzki były rumiane a oczy świeciły.
- To mój chłopak - mruknął cicho, tak by przypadkiem nikt go nie usłyszał. Niall otworzył szeroko usta i miał ochotę uderzyć Louisa.
- Jak to chłopak! On jest stary! - warknął łapiąc Louisa za ramiona, a ten szybko zakrył dłonią jego usta.
- Wcale nie! Jest starszy tylko dziesięć lat - poprawił go i spiorunował wzrokiem. Harry nie był jakimś dziadkiem, był bardzo młody. Trochę starszy od Louisa, ale to nic. To im w niczym nie przeszkadzało.
- Mhm - zanucił Niall i splótł ramiona na piersi. Spojrzał na Louisa w taki sposób, że ten tylko przewrócił oczami i chciał już odejść, ale potem Niall znów się odezwał - Od kiedy się znacie? - spytał jakby znał odpowiedź.
- Od wczoraj, ale..
- Pojebało cię - westchnął Niall zdenerwowany. Zobaczył jak Louis smutnieje i zrobiło mu się głupio, że zareagował w taki sposób. To było niegrzeczne. - Ech, okej. Znacie się od wczoraj i jesteście razem? Na pewno.
- To znaczy.. Harry powiedział, że bardzo mnie lubi. Bardzo. I dał mi swój numer i powiedział, że niedługo się spotkamy.
- To wcale nie oznacza, że jest twoim chłopakiem.
- Ale będzie - wymamrotał Louis, będąc całkowicie pewnym swoich słów. Niall pokiwał głową, odpuszczając i pozwolił, aby Louis opowiedział mu wszystko, dokładnie, ze szczegółami. Ani trochę nie popierał tego, co zrobił jego przyjaciel, w ogóle nie powinien się zgadzać na absurdalną propozycję tego faceta, przecież nie wiedział, jakie ma wobec niego zamiary i czuł, że to szybko się zepsuje, a Louis skończy ze złamanym sercem, jednak wspierał go. I prawda była taka, że powoli się przekonywał, że mylił się, bo nie wyglądało na to, że wszystko zmierzało w złym kierunku. Louis i Harry spotykali się już od miesiąca i Louis był szczęśliwy. Jednak mimo wszystko miał wątpliwości, ale szatyn powtarzał, że to dlatego, iż jeszcze go nie poznał.
Zrobiło mu się zimno, gdy stanął na chłodnych kafelkach w łazience. Szybko przemył twarz i wyszczotkował zęby, po czym wrócił do pokoju i ubrał puchaty kremowy sweter. Harry bardzo go lubił, bo mówił, że podkreślał jego opaleniznę. Na nogi wciągnął czarne, ciasne jeansy, gdyż podkreślały jego krągłe pośladki, a chciał dziś spotkać się z Harrym i podobać mu się. Ostatni raz widzieli się w zeszłą sobotę, dziś był piątek i liczył na miłą randkę, nawet u niego w domku, byleby spędzić razem czas.
Postanowił, że założy też jego zegarek, który dostał od Harry'ego. Brunet twierdził, że to tak po prostu, bez okazji, ale Louis wiedział, że to ze względu na ich miesięcznicę, mimo że dał mu kilka dni przed, pewnie dla pozorów. Zegarek wyglądał na nieco drogi, Louis zdecydowanie nie mógłby sobie na niego pozwolić. Był ładny, taki w jego stylu, tarcza biała ze złotymi godzinami i wskazówkami i złotym obramowaniem wokół szkła, a pasek był zrobiony z ekologicznej czarnej skóry. Bardzo ładnie prezentował się na jego drobnym nadgarstku i Louis lubił go nosić. Przypominał mu o Harrym i o tym, że wyraźnie dużo dla niego znaczy, skoro dostał coś takiego. Też chciałby mu coś kupić, może na święta, bo do urodzin jeszcze trochę daleko, ale miał zbyt mało pieniędzy. Musiał zacząć odkładać, by zrobić Harry'emu miłą niespodziankę.
Wziął swój ciężki plecak obładowany książkami i zszedł do kuchni, by zjeść śniadanie. Zrobił sobie płatki miodowe w czasie, gdy jego mama przygotowywała mu kanapki do szkoły. Już dawno pogodził się z tym jakie podejście mają jego rodzice do homoseksualistów. Nie planował już im powiedzieć, starał się unikać tego tematu, Lottie dała mu spokój, a on sam zauważył, że trochę zdystansował się od rodziców. Nie byli już tak blisko jak wcześniej, chociaż ich stosunki i tak nie były najlepsze. Teraz zdecydowanie mniej rozmawiał z ojcem, prawie nigdy, jeśli nie było potrzeby. Nie po tym, co usłyszał. Patrzył na niego i wyraźnie pamiętał ten dzień, który sprawił mu mnóstwo bólu. Ale tego samego dnia poznał Harry'ego, co sprawiało, że od razu czuł się lepiej. Harry sprawiał, że czuł się lepiej, że czuł się kochany i bezpieczny i najszczęśliwszy na świecie, gdy był obok.
- Będę dziś na mieście, więc mogę cię odebrać - zaproponowała Jay, kanapki owinięte w papier śniadaniowy położyła na stole i usiadła na wolnym krześle.
- Nie trzeba. Pójdę do Nialla - prawdopodobnie okłamał ją, bo ten dzień miał zamiar spędzić z Harrym. Ale nawet jeśli starszy nie będzie miał czasu, to zrobi tak jak powiedział. Ostatnio coraz rzadziej spędzał czas w domu, unikał go, gdy tylko mógł. Czuł się źle wśród ludzi, którzy go nie akceptują.
- Ostatnio często do niego chodzisz - uśmiechnęła się, upijając swoją kawę. Louis zmrużył na nią oczy.
- I co tego? To mój kumpel - burknął i wrócił do jedzenia płatków, jego ulubionych. Harry nawet kupił zapas takich, by Louis mógł jeść je gdy był u niego, kiedy tylko chciał. To było kochane.
Wyszedł z domu i poczekał zaledwie kilka minut, aż Niall pojawił się na horyzoncie, i gdy tylko blondyn zauważył przyjaciela zaczął machać do niego w zabawny sposób. Louis zaśmiał i podszedł do chłopaka, bo nie lubił czekać.
- Dziś piątek - zaświergotał Horan i szturchnął bokiem Louisa - Co robimy po szkole? - zapytał podekscytowany. W głowie już układał plan.
- Właściwie.. - mruknął Louis trochę niepewnie, ale uśmiechnął się, gdy Niall pokiwał głową z irytującym, wszystko wiedzącym szerokim uśmiechem.
- Spotykasz się z Harrym? - poruszył znacząco brwiami powodując, że Louis się zarumienił. Robił to prawie zawsze, gdy Niall wspominał o mężczyźnie.
- Mam taką nadzieję. Nie widzieliśmy się prawie tydzień, w środę dzwonił, że do końca tygodnia na pewno się spotkamy. Chcę dzisiaj - westchnął smutno - Tęsknię za nim.
- No jasne - mruknął Niall, bo wciąż nie był zadowolony z faktu, że jego przyjaciel spotykał się z facetem starszym o dziesięć lat.
- O co ci chodzi?
Louis zatrzymał się na środku chodnika, splótł ramiona i spojrzał wyczekująco na Nialla. Kiedy on do cholery przestanie się tak zachowywać i robić ogromny problem z tego, że Louis po prostu się zakochał, a Harry był wspaniałym człowiekiem i niezwykłym mężczyzną.
- On jest.. jest stary po prostu i nie wydaje mi się...
- Nie jest stary, Niall. Czemu ty jesteś taki głupi? - jęknął zirytowany. Miał ochotę przekląć i powiedzieć parę ostrych słów, przemówić blondynowi do rozsądku, ale przerwał mu dzwoniący telefon. Mając nadzieję, że to Harrym czym prędzej wyjął telefon z kieszeni i uśmiechnął się szeroko, gdy na wyświetlaczu zobaczył "Misiekx". Odebrał bez wahania kompletnie nie przejmując się naburmuszonym Niallem.
- Cześć króliczku - usłyszał po drugiej stronie, na co zakrył usta dłonią rumieniąc się. Harry był taki kochany. To było jego ulubione przezwisko i nazywał Louisa tak zawsze, jakby zapomniał jak miał na imię.
- Heej - westchnął mając ochotę wtulić się jego ciepłe ciało. Kątem oka zerknął na Nialla, który patrzył na niego spokojnie. - Tęsknię, Harry.
- Wiem, ja też. Dlatego pomyślałem, że spytam, co robisz po szkole?
- Nic, możesz zabrać mnie na randkę - pisnął szczęśliwy, a Harry zaśmiał się. Louis nie mógł zobaczyć jak czule pokręcił głową.
- Tak zrobię - odparł i zastanowił się przez chwilę gdzie mógłby go zabrać. - Urwę się wcześniej i przyjadę po ciebie.
Prace zawsze kończył o piętnastej, tak jak Louis szkołę, tylko że w piątki chłopak uczył się godzinę krócej. Zawsze proponował Harry'emu, że wpadnie do niego i spędzi ten czas razem z nim, w międzyczasie zobaczy jak mężczyzna pracuje. Ale Harry nigdy się nie zgadzał, bo bał się, że ktoś mógłby ich zobaczyć. Nie to, że miał żonę, bo personel wiedział, że się rozwodzi. Chodziło o to, że Lou był jeszcze niepełnoletni. Woleli nie ryzykować, tylko tyle.
- Harry, nie musisz. Mogę...
- Chcę. Chcę i tak zrobię. - odparł pewnie i zaborczo, co sprawiło, że serce Louisa spuchło w piersi. Uwielbiał go takiego, gdy dominował i był po prostu mężczyzną, o którym Louis zawsze marzył. - Przyjadę pod szkołę.
- Ale...
- Spokojnie. Nie pod same drzwi. Będę gdzieś niedaleko.
Oczywiście, z nauczycielami też nie ryzykowali. Tak naprawdę nikt nie wiedział o ich związku, tylko Niall. Harry nikomu się nie zwierzał, od zawsze. Trzymał się na uboczu, starał nie wyróżniać. Nie mówił o swoich problemach, na nic nigdy nie narzekał. Wszystko wolał zostawić dla siebie. Jego mama przestała już naciskać, jakiś czas po tym jak się wyprowadził i pogodziła się z tym, że jeśli jej syn o czymś nie chce powiedzieć to nie powie, ona tego z niego nie wyciągnie. Jednak Harry coraz częściej myślał o tym, że jeśli sie rozwiedzie, a ich związek z Louisem będzie miał się dobrze, będzie się rozwijał to tak czy siak będzie musiał jej powiedzieć. Nie tylko o tym, że ma chłopaka, ale też o wszystkim, co ukrywał. Ale nie teraz.
- Dobrze. Mam dziś sprawdzian z matmy, trzymaj kciuki - westchnął Louis, aż zrobiło mu się zimno na samą myśl, że to za dwadzieścia minut, a on pomimo ciężkiej nauki w ogóle nie czuł się przygotowany.
- Będę. Do zobaczenia później, króliczku.
- Do zobaczenia. - cmoknął jeszcze do słuchawki i rozłączył się.
Niall spojrzał na szatyna, jego brwi marszczyły się, ale nie potrafił ukryć rozczulenia, i tego, że jednak cieszył się, iż jego przyjaciel jest szczęśliwy z tym całym Harrym.
- Jakby co, to jestem u ciebie - zaśmiał się Louis a Niall pokiwał głową ze zrozumieniem. Zawsze go krył przed jego mamą, gdy Louis spotykał się z Harrym. Starał się być dobrym przyjacielem, jak tylko potrafił.
- Opowiesz mi wszystko ze szczegółami.
Niall wystawił mały palec w kierunku Louisa i kazał mu obiecać, co też między wierszami oznaczało, że Louis ma mu dać do zrozumienia, że wie co robi, a on nie musi się martwić. Chłopak bez wahania zahaczył swoim małym palcem o ten blondyna. Już nie mógł się doczekać randki, a przed nim aż siedem godzin nauki, sprawdzian z matematyki. Nie miał pojęcia jak to wszystko wytrzyma, myśląc tylko i wyłącznie o Harrym i jego silnych dłoniach.
Tak jak myślał, sprawdzian z matematyki był okropnie trudny. Starał się zrobić wszystkie pięć zadań z działu funkcji liniowych, ale ostatecznie zrobił tylko dwa w całości i to nawet nie wiedział czy dobrze. Czuł, że nie zaliczy tego sprawdzianu i pomyślał, że może spyta Harry'ego czy on to umie i trochę go poduczy. Byłoby miło.
Na dwóch godzinach geografii nie słuchał nauczyciela o tym jak obliczyć przyrost naturalny i jaka strefa klimatyczna panuje w Indonezji. Zamiast tego zastanawiał się, gdzie razem z Harrym mogliby pojechać na ich pierwsze wakacje. Nie gdzieś daleko, nawet nie zagranicę, bo mimo że Harry miał naprawdę dobrze płatną pracę, nie znaczy że stać go na wakacje na Majorce albo na Karaibach. Może najwyżej pojadą gdzieś nad morze. Louis zawsze chciał odwiedzić Gravesend, jego dziadek mówił, że jest tam bardzo ładnie latem i mają domki letniskowe. Zdecydował zapamiętać i powiedzieć kiedyś o tym Harry'emu.
Na chemii natomiast zastanawiał się czy to możliwe, czy można zakochać się w kimś już po miesiącu, jeśli nie pierwszego dnia poznania. Czuł coś wyjątkowego do Harry'ego i nie wiedział czy miał prawo nazwać to miłością. Lubił go, i bardzo, coś więcej niż lubił. Harry podobał mu się, pociągał go, nie tylko fizycznie, ale też psychicznie. Był niezwykle dobrym człowiekiem. Zawsze jeden procent swojego podatku przekazywał różnym fundacjom, raz na jakiś czas pomagał w schroniskach dla zwierząt jako wolontariusz, leczył przecież ludziom zęby! Taki człowiek musiał być wyjątkowy. Louis zauważył, że kiedy spędzali razem czas Harry całą swoją uwagę skupiał tylko na nim. Nie lubił rozmawiać o sobie, co świadczyło, że był dosyć skrytą osobą, ale niezwykle kochaną. Codziennie dzwonił do mamy, by tylko spytać, co u niej słychać, mało kiedy Louis słyszał, by mówił o sobie. Zawsze dbał, aby Louis dobrze się uczył, ale co najważniejsze, robił wszystko, by się uśmiechał. Mówił, że to dlatego, iż uwielbiał jego uśmiech, jednak Louis wiedział, że tu chodziło o coś głębszego, o czym Harry nie chciał najwyraźniej mówić, chyba chodziło o to, że po prostu chciał uszczęśliwiać Louisa, bo naprawdę mu na nim zależało. Więc jak Louis miał się w nim nie zakochać?
- Myślisz, że to możliwe, że go kocham? Albo że on kocha mnie? - spytał cicho Louis Nialla, gdy siedzieli na dziedzińcu podczas najdłuższej dwudziestominutowej przerwy. Blondyn spojrzał na niego zbity z tropu, nie wiedząc za bardzo co powiedzieć, bo skąd niby miał to wiedzieć. To Louis był z nim związku, Louis go znał i powinien wiedzieć, co sam do niego czuje. Niall nie miał nic do tego.
Gdy Louis ponaglał go wzrokiem, Horan wymyślił coś cudownego.
- A to nie tak, że on jest twoim tatusiem? - spytał zniżając głos i pochylił się bardziej w stronę Louisa. Szatyn zmarszczył na niego brwi. - Um, on kupuje ci ładne rzeczy w zamian za to, że.. no wiesz - jego usta uformowały się w literkę "o", po czym zachichotał gdy Louis spiorunował go wzrokiem.
- Pojebało cię! - warknął i uderzył przyjaciela w ramię, co jednak nie powstrzymywało go przed głośnym śmiechem. - Przecież my.. - ściszył głos i zakrył twarz dłońmi - my nawet nie uprawialiśmy seksu.. Czemu tak pomyślałeś?
- No bo.. masz ten fajny zegarek i myślałem, że kupił ci więcej rzeczy - Louis spojrzał na niego oszołomiony, w ogóle nie przypuszczał, że Niall może myśleć o nich w taki sposób - Dobra, żartuję. Chciałem cię wkurzyć - parsknął i pozwolił, aby Louis znów go klepnął w ramię.
- Jesteś serio nienormalny - odparł i zajął się swoim lunchem, kompletnie ignorując głupie miny Nialla.
Harry zadzwonił do niego dokładnie chwilę po dzwonku kończącym ostatnią lekcję, i poinformował Louisa, że już czeka koło jakiegoś czerwonego sklepu. Louis musiał iść jeszcze do toalety zrobić siusiu, ale potem szybko gnał do swojego chłopaka, jednocześnie mocno trzymając rękę Nialla. Chciał, aby Horan w końcu poznał Harry'ego i przestał gadać głupoty. Wyszli ze szkoły, prawie biegli, bo Louis tak bardzo śpieszył się zobaczyć bruneta. Po tak długim czasie rozłąki uważał to za normalne. Za to Niall wlókł się za nim i wręcz podśmiechiwał. Może faktycznie była w tym miłość, skoro Louis ciągle zachowywał się jak głupek.
Obaj już z daleka widzieli czarnego Jeepa i Harry'ego siedzącego w środku. Wysiadł, gdy dostrzegł Louisa i uśmiechnął się szeroko. Rozłożył ramiona i pozwolił, aby Louis w nie wpadł. Przytulił go mocno i uśmiechnął się czując jak nos chłopaka wciska się w jego szyję. Przymknął oczy i zaciągnął się wanilią. Brakowało mu go, bardzo. Praca trochę odciągała jego myśli od tego drobnego szatynka, ale w wolnej chwili myślał o nim nieustannie. Szczególnie, gdy spotykał się z prawnikiem i z Denise omawiając kwestie rozwodu i co zrobić, by to przyśpieszyć. Rozwód, więc zaraz będzie wolny, a później Louis stanie się pełnoletni i będą mogli być razem, tak naprawdę. Będzie mógł powiedzieć o wszystkim mamie i chodzić z Louisem za rękę po mieście, pokazać go wszystkim i chwalić się, jaki piękny jest ten chłopiec i jak bardzo jest w nim zakochany.
- Hej króliczku - westchnął i na chwilę mocniej ścisnął Louisa, a on zachichotał. Wypuścił go z ramion i od razu dużymi dłońmi chwycił ciepłą buzię, a ich wargi spotkały się w tęsknym pocałunku. Niall stał obok, lekko speszony, i obserwował jak jego przyjaciel całuje się z facetem starszym o dziesięć lat, ale obaj wyglądali na szczęśliwych.
Całowali się na początku trochę delikatnie, jakby nieśmiało, Harry korzystał z tego, że był wyższy i muskał usta mniejszego, ale potem pocałunek stał się bardziej obsceniczny, pełen ich języków i śliny i chyba zapomnieli, że stali niedaleko szkoły, na środku chodnika, w piątek po południu. Niall odchrząknął, bo powoli zaczął czuć się niezręcznie. Harry zadecydował, aby przerwać całowanie, powoli odsunął swoje usta od tych Louisa, a chłopak zachichotał i jeszcze ostatni raz cmoknął spuchnięte wargi, które tak bardzo kochał. Wyszczerzył się i dłonią sięgnął tym razem do ogolonego policzka, pogłaskał go, po czym zaczesał za ucho zabłąkanego loczka.
- Hej – mruknął, studiując piękną twarz jego mężczyzny.
Harry ulokował swoje dłonie na biodrach Louisa, ale po chwili cała jego uwaga spadła na blondyna stojącego kilka kroków przed nim, trochę zarumienionego. Obrócił Louisa w swoich ramionach, tak by chłopak stał przodem do przyjaciela, ale jego dłonie nie opuszczały bioder Louisa, palce mocno wciskały się w kości. Louis głowę oparł na piersi starszego, ręce automatycznie pokryły te jego. Uśmiechnął się do Nialla.
- Widzisz, to jest mój Harry. Harry, to ten głupek - zaśmiał się, gdy blondyn zrobił obrażoną minę.
- Cześć, Niall - westchnął Harry wymijająco, lekko szturchnął Louisa w bok, na co on pisnął. - Zabiorę Louisa na randkę, jeśli nie masz nic przeciwko.
- No nie wiem - Niall splótł ramiona na piersi i spojrzał dociekliwie na kochanków, nieco zirytowany.
- Zaopiekuję się nim - odparł obronnie Harry, ucałował szatyna w skroń dla podkreślenia słów i otworzył mu drzwi samochodu.
- Gdyby mama dzwoniła, to jestem u ciebie - powiedział Louis zanim pomachał Niallowi i wsiadł do samochodu. Harry okrążył go, również pożegnał się z blondynem przed uruchomieniem pojazdu, po czym odjechali.
Louis zauważył, że ostatnio wnętrze samochodu pachnie podobnie jak on, pachnie jak wanilia. Z jednej strony to było słodkie, że Harry kupował waniliowy odświeżacz, podobny do jego mgiełki do ciała, a z drugiej miał ochotę roześmiać się i powiedzieć, że to trochę patetyczne. Zostawił to bez komentarza.
- Gdzie mnie zabierasz? - spytał Louis, wciskając swój plecak na tylne siedzenie. Nie miał ochoty ciągać się z nim wszędzie, a chciał dziś nocować u Harry'ego, o ile on się zgodzi.
- Jesteś głodny? - mruknął Harry. Zmienił bieg, włączył kierunkowskaz i Louis spostrzegł, że jadą w kierunku przychodni, gdzie pracuje Harry, a niedaleko niej jest bardzo droga restauracja, to znaczy droga jak na zasoby finansowe Louisa.
- Harry, ale ja nie jestem ubrany - jęknął wskazując na swoje granatowe Vansy i sweter. Harry roześmiał się.
- Nie widzę, żebyś był nagi.
- Oj, wiesz o co mi chodzi.
- Przestań. Wyglądasz pięknie. I tak, tam gdzie jedziemy nikt nie zwróci na ciebie uwagi.
Louis pokiwał krótko i siedział już cicho. Nawet nie zdawał sobie sprawy, że jest głodny, dopóki nie zaburczało mu w brzuchu.
Tak jak się domyślał, Harry zabrał go do tej złotej restauracji, której wnętrze było krwistoczerwone a klientom towarzyszyła cicha muzyka skrzypiec. Louis nigdy nie zachwycał się nad tego typu miejscami, nie kręciły drogie klimaty, bo nic wspaniałego w tym nie widział. Jednak miło było spędzić czas i coś zjeść w takiej restauracji właśnie z Harrym. Liczył, że będzie romantycznie.
Kelner poprowadził ich do małego krągłego stoliczka i zebrał zamówienie na ich napoje. Na początek zwykły sok, jak powiedział Harry. Potem poprosili o danie dnia i dwa kieliszki wina. W pomieszczeniu było dość ciemno, i faktycznie nikt nie zwracał na nich uwagi. Louis czuł się trochę nieswojo, nigdy nie chodził w takie miejsca, nie wiedział jak się zachować. Natomiast Harry zachowywał się całkowicie naturalnie. Upił swój sok, wyłączył telefon, a potem chwycił dłoń Louisa przez stół i po prostu na niego patrzył. Louis zarumienił się pod intensywnością jego wzroku, ale zaraz się opanował. Przecież to nie była ich pierwsza randka, a z Harrym nie znali się od wczoraj, więc raczej nie powinien się tak zachowywać, nie powinien się przy nim peszyć. Jednak... był zakochany, a w takiej sytuacji motylki w brzuchu były naturalną reakcją na dotyk jego chłopaka.
Kochał te dwa słowa: jego chłopak. Tylko jego, teoretycznie. Praktycznie wciąż należał do Denise, jeszcze nie dostali rozwodu. Sprawa ciągła się od trzech miesięcy i Louis widział zmęczenie i irytację na twarzy Harry'ego. Osobiście nie rozumiał, dlaczego sąd tak to przedłuża, skoro oboje chcą rozwodu, chcą rozstać się w zgodzie, nie robią żadnych problemów, nie kłócą się. W takiej sytuacji powinni dostać rozwód już na pierwszej rozprawie. Jemu też się to nie bardzo podobało, bo Harry wciąż był żonaty, co Niall mu ciągle przypominał.
- Kiedy masz następną rozprawę? - spytał cicho, wiedząc, że ostatnia była tydzień temu i nie zrobiła żadnych postępów.
- Nie wiem, za jakiś czas - westchnął, oparł głowę na dłoni i spojrzał na Louisa. - Mój prawnik da mi znać - szatyn pokiwał krótką głową.
- Czemu to tak długo trwa? - jęknął Louis, swój sok wypił jednym duszkiem i zaczął rozglądać się za kelnerem.
- Aaron mówi, że to dlatego, że wszystko jest zbyt proste, co wydaje się być podejrzane, nie wiem. Bo chcemy się rozwieźć bez orzeczenia o winie, bez podziału majątku i chyba to im się nie podoba. Nie mówiliśmy nic o mojej bezpłodności, ale wychodzi na to, że będzie to konieczne. Może będzie łatwiej. Denise powie, że bardzo chce dzieci, a ja jej nie dam i tak dalej. Aaron mówi, że wtedy powinno się udać. - uśmiechnął się do Louisa, który nie potrafił tego odwzajemnić.
Nie lubił słuchać o tym, że Harry był bezpłodny. Albo raczej patrzeć, jak on mówi o tym tak spokojnie. Był pewien, że to pozory, że pewnie boli go to, że nie jest stuprocentowym mężczyzną i nie mógł spłodzić potomstwa. Może i był gejem, ale mimo wszystko, to nie jest przyjemna myśl. Harry nigdy o tym nie mówił, Louis wiedział już, że nie lubił mówić o swoich problemach czy zmartwienia, a on wiedząc, że to nie jest przyjemny temat, nie naciskał.
- Harry...
- Jest dobrze, Lou - Harry uśmiechnął się smutno, ale od razu poprawił - Jest dobrze. Zjemy obiad, pojedziemy do mnie, będziemy się całować, a potem pójdziemy spać, tak? Jest dobrze.
- No nie wiem.. – wymamrotał, trochę zmartwiony podejściem Harry'ego, w duchu za to cieszył się na stawiane przed nim wino. Nikt nie pytał, czy jest pełnoletni.
- Nie chcesz się całować? - oburzył się Harry robiąc przy tym śmieszną minę. Jak zwykle robił wszystko, by Louis się uśmiechał i był przy nim szczęśliwy.
- Chcę, oczywiście, że tak - zaprotestował szybko i ostatecznie się uśmiechnął.
- No właśnie, więc nie jęcz mi tu, tylko jedz. - powiedział całkowicie poważnie, gdy talerze pełne jedzenia wylądowały przed nimi.
- Co to? - spytał Louis widelcem szturchając jakieś śmieszne zrolowane mięso. Nie wyglądało zbyt apetycznie.
- Krewetki w sosie musztardowym - odparł Harry czytając z karty dań. - Nigdy tego nie jadłem.
- Ja też nie. Boje się! - westchnął dramatycznie, a brunet zaśmiał się.
- No to będzie zabawnie.
Obaj jednocześnie nadziali na widelec jedną krewetkę, zamoczyli w sosie i trochę niepewnie włożyli do ust. No cóż, smakowało nieco inaczej, ale prawie jak zwykłe mięso. Trochę gumowate, trochę jak ryba. Ale dobre, bardzo.
- Jeju - wymamrotał Louis z buzią pełną jedzenia, naprawdę mu smakowało - Ile to kosztuje?
- A czy to ważne? - zaśmiał się Harry. Za Louisa był gotów zapłacić każdą cenę. - Po prostu jedz.
Louis przewrócił oczami, ale nic nie powiedział.
Chwilę później ich talerze były prawie czyste, a żołądki pełne. Nie było tego za wiele, ale zdecydowanie było syte. Louis czuł się trochę senny, najedzony i bardzo szczęśliwy. Posiłki z ukochaną osobą były najlepsze. Harry opierał się na krześle i masował swój brzuch, w drugiej dłoni trzymał kieliszek wina, wyglądał jak jakiś hrabia i Louis zaśmiał się na tę myśl. Wyglądał naprawdę przystojnie. Mruczał, gdy popijał wino i rozglądał się po pomieszczeniu.
- Jak było w szkole? - spytał nagle, co zdziwiło Louisa.
Sięgnął po swój kieliszek i upił trochę. Powoli zaczynało kręcić mu się w głowie, a w swetrze było nieco zbyt gorąco. Pomyślał, że chciałby już do domu, do Harry'ego.
- Jak to w szkole. Kiepsko. Miałem sprawdzian z matmy i chyba dostanę szmatę. - jęknął, a Harry zmrużył na niego oczy.
- A to dlaczego?
- Bo to było trudne. Nie lubię funkcji liniowych. A naprawdę się uczyłem, dużo. Starałem się jak mogłem, a wyszło jak zawsze. - jęknął zmarnowany i zły na siebie. Było mu trochę głupio mówić o takich rzeczach facetowi starszemu o dziesięć lat, po studiach i ze świetną pracą. On nadal był głupim dzieciakiem, który musiał się uczyć i zmywać naczynia po obiedzie. Czasem czuł się niewystarczający dla Harry'ego, myślał o tym, że może Harry chciałby jednak kogoś starszego, że może był dla niego za dziecinny. Ale Harry nigdy nie powiedział żadnej z tych rzeczy, ani niczego innego, co świadczyłoby o tym, że uważa, iż Louis nie jest dla niego. Mówił coś zupełnie innego, mówił o tym jak bardzo Louis mu się podoba, jak bardzo lubi patrzeć, gdy się uczy, mówił, że uwielbia, gdy szatyn się wygłupia i go rozśmiesza, uwielbiał, gdy stawał się bezczelny, bo był wtedy uroczy. Zawsze był uroczy, był inteligentny i Harry adorował go zawsze, gdy tylko mógł.
- No nic, ważne, że się starałeś - odparł spokojnie i posłał Louisowi uśmiech.
- Mhm. A jak w pracy? - spytał wymijająco Louis. Wino mu się kończyło, więc kelner mu dolał, a jemu już naprawdę kręciło się w głowie. Harry wyglądał na niewzruszonego, może dlatego, że wypił niecały kieliszek, a musiał jeszcze prowadzić.
- Tak jak zawsze, wstawiłem trochę plomb, wyrwałem kilka zębów - zaśmiał się, widząc rozbawione spojrzenie Louisa - I przyszedł jeden ładny chłopiec na wybielanie - oczy Louisa błysnęły na te słowa.
- Jak ładny?
- Bardzo ładny. – wymruczał, mieszając bordowym alkoholem w szkle, opierał głowę na ramieniu i zerkał flirciarsko na Louisa.
- Ładniejszy ode mnie?
- Och, nie. Od ciebie nikt nie jest ładniejszy - pokręcił głową, ciesząc się, że wywołał słodki uśmiech Louisa. Szatyn kiwnął głową, ale nic już nie powiedział. Wyglądał na trochę zmęczonego, może zamroczonego alkoholem. Harry czuł się trochę winny. Chciał zgarnąć chłopaka na swoje kolana, ale w restauracji trochę nie wypadało. - Co powiesz na to, że wrócimy do domu i coś porobimy? – zagadnął, wyciągając swój portfel, w odpowiedzi Louis kiwnął głową i powoli wstał z krzesła. Harry zapłacił, po czym objął drobnego szatyna i wyszli z restauracji, od razu kierując się do domu.
Louis rozłożył się na siedzeniu i wyglądał, jakby przysypiał. Oczy miał zamknięte, a usta lekko rozchylone.
- Lou - mruknął Harry, na co Louis sapnął - Chcesz spać?
- Tak trochę. Zmęczony jestem - odparł sennym głosem, ledwo zrozumiale.
- Szkoda. Myślałem, że pomożesz mi zgrabić liście i schować krzesła.
Louis gwałtownie otworzył oczy i usiadł prosto. Harry zaśmiał się na jego zabawną reakcję.
- Och. Czyli teraz jestem twoją sprzątaczką - oburzył się i zmrużył oczy. Harry wzruszył ramionami.
- Niee.. Tylko już dawno myślałem, żeby to zrobić i pomyślałem, że skoro jesteś to mi pomożesz, jako mój chłopak. - odparł całkiem spokojnie, a Louis obserwował go przez dłuższą chwilę, niezbyt przekonany. - Ale jeśli nie to okej, odwiozę cię do Nialla i...
- No chyba sobie żartujesz! - warknął teraz naprawdę zły - Nie widzieliśmy się tydzień, a ty masz zamiar mnie porzucić i sobie sprzątać - obruszył się.
- Louis.. Mamy dla siebie całą sobotę i całą niedzielę, jeśli tylko chcesz. A jutro ma padać i nie chcę, żeby mi krzesła zalało a liście zgniły i zrobiły jedną wielką pluchę na podwórku. Naprawdę myślałem, że poświęcisz godzinkę i mi pomożesz, nic więcej. Zrobię to sam, a ty się położysz, pójdziesz spać czy co tam chcesz. - ponownie wzruszył ramionami i pozostał niewzruszony, może lekko urażony zachowaniem Louisa, ale starał się tego nie pokazać. Za to Louis poczuł się głupio, bo Harry tylko zaproponował a on wręcz rzucił się na niego. Przecież zgrabienie liści to nic strasznego, a mogłoby być fajną zabawą. Związek nie polega tylko na całowaniu, przytulaniu i jedzeniu obiadów w drogich restauracjach. Może trochę mu się zapomniało, że Harry był dorosłym mężczyzną z dorosłymi obowiązkami, i nie w głowie mu jakieś terefere, jak Louisowi. Powinien pokazać Harry'emu, że nie jest dzieciakiem, tylko że jest już dojrzały a nie oburza się na słowo sprzątanie. Przecież, kiedy już zamieszkają razem, to Harry i tak będzie chodził do pracy, i on też będzie musiał, podzielą się obowiązkami domowymi. Życie to nie bajka, Louis, do cholery, powinieneś przeprosić.
- Przepraszam - bąknął zarumieniony. - Nie jestem taki zmęczony, posprzątamy razem - westchnął i spojrzał na Harry'ego. Uśmiechnął się, widząc jego czuły wyraz twarzy. Harry jednak był idealny, był wyrozumiały, odkąd go znał to ani razu się nie rozzłościł, zawsze starał się być miły i opanowany. Poniekąd Louis za to też go kochał. Bo wiedział już, że go kochał.
- Dobrze - odparł zadowolony. Po omacku odnalazł dłoń chłopaka i kiedy wjeżdżał już na teren działek splótł razem ich dłonie. Z każdym dniem czuł do tego chłopca coraz silniejsze uczucie. Może to ta jego młodość tak pozytywnie na niego wpływała, może to, że był zawsze taki beztroski i spontaniczny, bardzo chętnie wyrażał swoje poglądy, może to dlatego, że gdy zrobił nawet najmniejszy błąd od razu przepraszał i starał się to wynagrodzić, a może to dlatego, że miał pasję dla której się poświęcał, bo gra na fortepianie była dla niego niemalże wszystkim i aktualnie tworzył coś dla niego. A może jednak chodziło o to, że Louis patrzył na niego tak, jak jeszcze nikt tego nie robił, a Harry to odwzajemniał i bał się, że może niewystarczająco i Louis nie odbierał tego jak powinien, co Harry musiał zmienić. Musiał mu pokazać, jak bardzo mu na nim zależy.
W małym drewnianym domku przebrali się w bardziej wygodne ubrania i przeznaczyli pół godzinki na wypicie kawy przez Harry'ego, mocnej czarnej, i herbaty przez Louisa, słodkiej z mlekiem. Siedzieli na materacu, bardzo blisko siebie. Ich uda dotykały się nieśmiało a ramiona opierały jedno o drugie. Taka bliskość naturalnie im wystarczała, jakieś pocałunki i inne pieszczoty, ale nie posuwali się dalej, nie potrzebowali. Louis dokładnie pamiętał, jak Harry mówił, że chce, aby jego pierwszy raz był wyjątkowy i czuł, że mężczyzna czeka na właśnie taką chwilę. W dodatku doszedł do wniosku, że jeszcze nie był gotowy, a Harry dbał o niego wystarczająco.
Telefon Louisa rozbrzmiał niespodziewanie w jego plecaku. Louis rzucił krótkie spojrzenie w tamtym kierunku, ale nie zrobił nic więcej. Był pewien, że to jego mama, ciekawa gdzie się podziewa, jakby do cholery nie wiedziała, że przecież jest u Nialla. Harry nie skomentował tego, w końcu to nie jego sprawa. Jednak szturchnął szatyn, gdy telefon zadzwonił drugi raz.
- No odbierz, to pewnie twoja mama. - powiedział ostrożnie, przewidując już reakcję jego chłopaka. Louis westchnął.
- No właśnie. To oczywiste, że to ona, zapyta gdzie jestem, a dokładnie jej mówiłem, że idę do Nialla. Jest jakaś przygłupia? - warknął, jakby obrażony na cały świat. Odłożył swoją herbatę i wtulił się w ramię Harry'ego. Naprawdę był zmęczony, ale obiecał mu, że posprzątają razem, więc nie mógł zasnąć.
- Louis - zbeształ go Harry. Zawsze powtarzał szatynowi, że do matki należy mieć największy szacunek, bo ona dała ci najwięcej, i nieważne, jaka jest czy co zrobiła, szanowanie jej i bycie wdzięcznym jest jego obowiązkiem, jako dziecka. Louis wiedział to, ale jego mama była wyjątkowo denerwująca i czasem miał jej dość. Co nie znaczy, że jej nie kochał, bo kochał, bardzo, i naprawdę szanował. Po prostu nie lubił się powtarzać, a jego łatwo było wyprowadzić z równowagi.
Telefon zadzwonił po raz trzeci.
- Odbierz - powiedział Harry, patrząc dosadnie na szatyna. Chłopak westchnął i ostatecznie podniósł się z materaca i wygrzebał swój telefon z plecaka. To oczywiście była jego mama.
- Co chcesz? - westchnął zirytowany do słuchawki.
- Gdzie jesteś? Zaraz szósta, Lou - powiedziała a w jej głosie dało się słyszeć zmartwienie.
- Mówiłem ci, że będę u Nialla - jęknął, wrócił na materac i wcisnął się pomiędzy nogi Harry'ego, plecy oparł o jego szeroką pierś.
- No tak, ale myślałam, że wrócisz na obiad.
- Nie wrócę, zostaję u niego na noc - powiedział już spokojniej. Nie chciał, aby się denerwowała i jeszcze bardziej dociekała.
- Ale jak to? Lou, nic nie mówiłeś, nie masz rzeczy..
- Mam, zostały jakieś, kiedy byłem u niego ostatnio, nie martw się. Przecież to tylko Niall.
- Wiem - westchnęła jakby z ulgą. - W porządku, w takim razie baw się dobrze. Pozdrów Nialla - dodała radośniej wywołując uśmiech u Louisa.
- Pozdrowię, pa - pożegnał się i rozłączył.
- Widzisz? - zagadnął Harry z pewnym siebie uśmiechem. Louis pacnął go w ramię i zaśmiał się, a Harry mu wtórował.
- Jak zawsze - mruknął, po czym wziął w dłoń kubek Harry'ego i odłożył na etażerkę i następnie wspiął się na nogi mężczyzny. - Za to pocałujesz mnie - mruknął obejmując twarz Harry'ego, kciukami gładził policzki i w duchu żałować, że Harry się ogolił. Wolał, gdy miał lekki, drapiący go zarost.
- To moje ulubione - odparł Harry równie cicho. Położył dłonie na udach chłopaka i pozwolił, aby to on złączył ich usta w miękkim pocałunku. Muskali się lekko wargami, Louis zdawał się być bardziej pewny podczas pieszczoty, a serce Harry'ego dudniło mu w piersi. Jeszcze nie przyzwyczaił się do wspaniałych pocałunków z tym drobnym chłopcem, który był jego. Cholera. Caluśki jego. Taki piękny, pachnący i mięciutki.
Westchnął w jego wargi, połykając ciepły oddech, zahaczył językiem o podniebienie uśmiechając się na sprośny jęk chłopca, po czym objął go mocno w pasie i przewrócił, tak, że zwisał nad nim i zaczął zachłannie całować. Wsunął dłonie pod miękką bluzę, która w rzeczywistości była jego, ale Louis pięknie w niej wyglądał. Sunął ciepłymi palcami po miękkiej skórze. Szatyn objął mocno jego szyję, a on wręcz wpychał język w jego buzię, chcąc poczuć go jak najmocniej, ponieważ uwielbiał to ciepło rozlewające się w jego piersi, podczas gdy się całowali. Kochał całować swojego chłopaka. Zsunął usta na pachnącą wanilią szyję Louisa i wyssał na niej malinkę, słuchając przy tym sprośnych westchnięć szatyna. Starał się powstrzymać swój organizm i buzującą w nim krew, więc poprzestał na jednym sinym śladzie.
- Taki wspaniały - westchnął wprost do ucha Louisa, po czym wyjął dłonie spod bluzy i wrócił spojrzeniem na szatyna. Uśmiechnął się do niego, szturchnął czubkiem nosa o jego, po czym złożył głośnego buziaka i podniósł się. - Wstawaj, zabieramy się do roboty.
- Ughh - Louis westchnął niezadowolony, ale posłuchał, wiedząc, że później będą mieli więcej czasu na takie rzeczy.
Na dworze powoli robiło się zimno, w końcu był już prawie październik. Słońce nadal świeciło ostro, było już bardzo nisko, ale wieczór był dość przyjemny, jeszcze jasny.
Harry wyprowadził taczkę ze składziku i dwie pary grabi. Jedną podał Louisowi i poprosił, aby zgrabił te liście spod płotu, gdzie było ich wyraźnie mniej. A on natomiast zajął się tymi spod drzew i wokół. Zerkali na siebie ukradkiem, jeden obserwował drugiego. Louis nie rozumiał jak to możliwe, że Harry'emu idzie tak świetnie, a Harry nie rozumiał, czemu Louis się tak ociągał.
- Kiepski jesteś w grabieniu liści - krzyknął Harry powodując, że Louis spiorunował go wzrokiem. Wytknął mu język, ale nic nie powiedział. Tym razem zachował ripostę dla siebie, chcąc jak najszybciej skończyć te całe porządki i wrócić do całowania. Harry najwyraźniej nie chciał tak tego zostawić. - Louis, postaraj się bardziej - pouczył go zatrzymując się, oparł się o grabie i spojrzał na szatyna, starając się ukryć rozbawienie.
- To ty starasz się za mocno, panie idealny - warknął Louis, nie przerywając swojej pracy. Nigdy nie grabił liści, bo na jego podwórku nie było drzew, więc to oczywiste, że nie umiał tego tak świetnie jak Harry. Głupek starał się go wkurzyć, a skoro tego chciał, to Louis mu to da.
- Myślę, że to jednak ty starasz się za słabo, panie niezdaro - Harry zaśmiał się na całe gardło, a Louis nie mógł tak tego zostawić. Chwycił w garść kupkę liści, którą zrobił, podbiegł do bruneta i z całej siły rzucił w niego liśćmi, które jak na złość od razu opadły, prawie nawet nie dotykając Harry'ego. Zaśmiał się jeszcze głośniej, wobec czego Louis nie potrafił obejść obojętnie i też się uśmiechnął, ale tylko trochę. - Niezdara - skwitował Harry, a Louis aż się w sobie zagotował. Ponownie z całej siły pchnął Harry'ego, ale ten ledwo, co cofnął się o krok a śmiech nie ustawał. - Loulou - mruknął i pokręcił głową z politowaniem.
- Przestań być taki idealny - Louis prawie krzyknął, ale zaraz zaczął się śmiać jak Harry, co jednak nie powstrzymało go od kolejnego ataku. Tym razem Harry mu się dał i opadł na ziemię, a Louis usiadł na nim - Nie lubię cię – jęknął, mocno trzymając dłonie Harry'ego, wciskał je w mokrą trawę starając się być obrażonym, ale nie umiał powstrzymać zakochanego uśmiechu. Harry uśmiechnął się delikatnie, i Louis myślał, że to już koniec. Rozluźnił więc uścisk, a wtedy starszy objął go, tak jak wtedy gdy całowali się na materacu, i obrócił go na ziemię, co spotkało się z zabawnym piskiem szatyna.
- Złaź ze mnie brutalu - zaśmiał się i krzyczał jednocześnie wierzgając nogami i rękami. Harry był zdecydowanie silniejszy, co mimo wszystko mu imponowało i kochał to w nim.
- A ja myślałem, że bardzo mnie lubisz - zaświergotał Harry wisząc nad Louisem, ich usta prawie sie dotykały. Szatyn dyszał już pokonany i jedyne, czego teraz chciał to buziak, zapomniał o głupiej przepychance.
- Bo lubię cię, bardzo cię lubię, Harry, naprawdę, uwielbiam, ale proszę zejdź ze mnie - Louis śmiał się boleśnie, czując duże dłonie starszego na jego bokach, drań łaskotał go.
- Bo co? - zaśmiał się Harry i przestał na chwilę łaskotać, by Louis mógł odpowiedzieć. Chłopak dyszał, ale uśmiechał się słodko.
- Bo mam mokry tyłek i będę chory - westchnął smutno, co przekonało Harry'ego, ale najpierw chciał buziaka, więc nachylił i złączył już spokojnie ich wargi. Louis westchnął zadowolony i wplótł brudne palce w loki starszego.
- Panie Styles? - obaj usłyszeli znajomy dla Harry'ego głos, gdzieś zza płotu. Harry niepewnie uniósł wzrok i oblał się rumieńcem widząc starszego pana Rossa. Nie powinien zobaczyć go w takiej sytuacji. - Dzień dobry - powiedział siwy mężczyzna powstrzymując się od uśmiechu.
- Dzień dobry - powiedzieli razem Harry i Louis. Brunet wstał z mniejszego, chwycił jego dłoń i pomógł mu wstać, zbyt mocno, bo Louis wpadł w jego ramiona, a on objął go szybko.
- Nie przeszkadzajcie sobie - dodał pan Ross, po czym uśmiechnął się i zniknął w swoim małym domku.
- Harry? - wyszeptał Louis spoglądając na zawstydzonego Harry'ego. Po raz pierwszy takiego go widział, i był cholernie uroczy, taki zakłopotany. Ucałował go w żuchwę, starając się zwrócić uwagę starszego.
- Jest okej - odparł Harry z głupkowatym uśmiechem i cmoknął Louisa we włosy. Mocno obejmował chłopaka w talii, a jego dłonie wciskały się w materiał grubej, roboczej koszuli. Harry cieszył się, że Denise nigdy tu nie było a pan Ross nie wiedział, że był żonaty. Cieszył się, że chociaż tu mogli z Louisem być naprawdę razem i nie musieli powstrzymywać swoich uczuć. - Naprawdę - dodał już pewniej i na potwierdzenie mocno cmoknął go w usta.
Dokończyli grabienie liści, tym razem porządniej, bez wygłupów i wrzucili je na kompostownik, o którym Louis nie miał zielonego pojęcia i nie miał najmniejszej ochoty korzystania z niego, by wzmocnić roślinki w małym ogródeczku Harry'ego. To brunet już będzie musiał zrobić sam.
Później złożyli drewniany stolik i dwa krzesła i schowali je do składziku. I to wszystko. Harry chciał zrobić tylko to, a Louis tak strasznie spanikował. Gdyby nie śmieszna kłótnia, zajęłoby im to nie więcej niż pół godziny.
- A co z huśtawką? - spytał Louis, siadając na dużej ogrodowej huśtawce, odepchnął się nogami i pozwolił, by lekko się bujała. - Jej nie chowamy?
- Nie. Jest tu zawsze i nic jej się nigdy nie stało, więc zostaje - odparł Harry i usiadł obok młodszego. Ten od razu przybliżył się i wtulił w bok bruneta.
Chwycił jego dłoń i przeciągnął przez swoje ramiona, by Harry ciasno go objął. Roześmiał się i ucałował go w głowę. Kochał, gdy był taką uroczą przylepą.
- Podoba mi się. Przyjdziemy tu jutro rano i wypijemy sobie herbatkę? Bo teraz jest już trochę zimno - zaproponował Louis i na potwierdzenie swoich słów szczęknął zębami i wcisnął się bardziej w ciało Harry'ego. Słońce już zachodziło i niebo zrobiło się pięknie pomarańczowo-czerwone. Louis uwielbiał zachody słońca, ale teraz kochał je, bo mógł je podziwiać z jego chłopakiem.
- Jutro możemy spędzić na niej cały dzień - zauważył Harry, a Louis pokiwał entuzjastycznie głową, co oznaczało, że się zgadzał.
- Jeśli tylko będziemy się dużo całować - powiedział cicho, sen ponownie brał nad nim górę. Chciał się już wykąpać i położyć razem z Harrym, wtulić się w nagą pierś i zasnąć.
- Oczywiście. - zgodził się Harry, po czym wstał z huśtawki, a Louis poszedł w jego ślady. Zgarnął go w ramiona i wrócili do domku, gdzie było miło i ciepło i zrobili tak, jak Louis sobie przed chwilą zamarzył.

MoonlightDär berättelser lever. Upptäck nu