rozdział 1

11 4 1
                                    

   Była ciemna noc gdy Lottie wracała do domu. Miała późną próbę orkiestry młodzieżowej, a jej obecność wiele znaczyła, ponieważ grała jako jedyna na skrzypcach.

Szła aleją, która była pusta. Niekiedy mijała ludzi, nie wzbudzających zaufania.
Byli to głównie pijący, narkomanii i klubowicze.

   Weszła w uliczkę gdzie kręciły się same śmieci miasta. Mieszkała po drugiej stronie, być może dotrze i nikt jej nie zaczepi.

W razie czego miała przy sobie 5 dolarów, które odda za spokój. Nie raz czytała opowiadania, gdzie dziewczyna wpada w kłopoty z gangiem i jakiś Romeo pomaga jej z nich wyjść, lecz ona była samodzielna. Przynajmniej tak uważała jej rodzina.

Słyszała szmery zza krzaków, lecz nie odważyła się podejść. Wiedziała co tu się dzieje, gdy człowiek zobaczy gwałt, morderstwo czy inną zbrodnię.

   Minęła dom Blacków, więc wydawało jej się, że znajduje się w bezpiecznej ulicy, cóż myliła się.

Usłyszała przeraźliwy krzyk kobiety oraz płacz dziecka. Było to błaganie o litość, które było dla niej pewnością, że musi interweniować.

Nie miała telefonu, a do komisariatu miała jakieś piętnaście minut.

Złapała jakiś metalowy pręt i podeszła w stronę płotu.

Zza płotem było pięć osób, dzieci, kobieta oraz jakiś mężczyzna. Kobieta bała się i krzyczała, lecz nikt prócz Lottie jej nie słyszał.

Podeszła blisko, prześlizgła się pod płotem, gdzie była dziura stworzona przez psa i niespodziewanie uderzyła mężczyznę metalową tyczką.

— Cholera! — Zajęczał mężczyzna. — Calum, do jasnej cholery kto tu jest? — Ale Lottie już nie było, uciekła czym prędzej, aby jej nie złapali.

Biegła co sił w nogach, lecz czuła czyiś wzrok na swojej sylwetce. Nie zatrzymała się, aby spojrzeć w tył lub bok.

Bała się, a chciała dotrzeć do domu przez zmierzchem.

Minęło pięć minut, gdy wparowała do domu, padając na podłogę. Rodzice byli zdziwieni, że dziewczynka była padnięta.

— Co się stało? — Spytał młody Tomlinson, widząc siostrzyczkę.

— U-uderzyłam jakiegoś faceta m-metalowym p-rętem, ponieważ znęcał się nad k-kobietą.. — Wydusiła z siebie ledwo, ledwo. — Oni mnie widzieli.

— Lottie, mówiłem, żebyś zadzwoniła z budki telefonicznej, bym przyszedł — burknął niezadowolony Louis.

— To była chwila, Lou — mruknęła. — Ta kobieta krzyczała, a po drugie były tam dzieci.

Twoja odwaga cię zgubi.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: May 19, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Zostaw | l.hWhere stories live. Discover now