ROZDZIAŁ 9 (cz. 2)

767 100 58
                                    


Gdy wyobraźnia prezentowała mi we śnie upojne chwile, pełne niebiańskiej przyjemności, jakie mogłyby stać się rzeczywistością, nagły hałas wyrwał mnie brutalnie z marzeń. Nawet nie potrafiłam rozszyfrować rodzaju dźwięku.

Nie wiedziałam, ile czasu spałam. Wnioskując po muzyce, która jeszcze się nie wyłączyła, musiało to być krócej niż godzina. Byłam na pograniczu jawy i snu, rozmazywały mi się dwie rzeczywistości. Po chwili dotarło do mnie, w której aktualnie się znajdowałam, słysząc, jak mój telefon zawibrował.

Od Jackob:

Otwórz!

Wiadomość krzyczała do mnie z ekranu. Kompletnie zdezorientowana i delikatnie spanikowana zrozumiałam, że hałas, który mnie obudził to dość mocne pukanie. Owinęłam się szlafrokiem i skierowałam do drzwi zupełnie, jakby ktoś mną sterował. Zatrzymałam się u celu, zrobiłam trzy głębokie wdechy, aby się trochę uspokoić i niepewnie otworzyłam.

Gdy ujrzałam go w pełnej krasie, aż mnie zmroziło. Miał na sobie czarne proste spodnie i jasnobrązową, w kolorze kawy z mlekiem, koszulę z rękawami podwiniętymi do łokci. Ten odcień jeszcze bardziej podbijał i pogłębiał kolor jego oczu. Okulary w grubych czarnych oprawkach wywoływały u mnie wrażenie, jakby majtki same mi się zsuwały.

Uwielbiałam facetów w okularach. Przełknęłam ślinę. Był tak cholernie atrakcyjny. Wlepiał we mnie swój płomienny wzrok, a ja patrzyłam na jego usta, którymi tak umiejętnie mnie skonsumował.

Miał oczy w kolorze czekolady, którą kochała. Dłonie sprawiające ogromną przyjemność. Tajemniczość, którą roztaczał i coś mrocznego, to wszystko razem było uzależniające i zniewalające, sprawiało, że chciała więcej.

— Co tu robisz? — spytałam. Ledwo udało mi się wydobyć z siebie głos.

— Obiecałem, że będę. Nie rzucam słów na wiatr — jego głos sprawił, że kolana zaczęły mi dygotać i dostałam gęsiej skórki — Wczoraj byłaś niegrzeczna. Zignorowałaś mnie. Nieładnie.

Zdecydowałam, że nie polubię Jackoba. Poza względami fizycznymi, seksapilem i okularami nie było mowy.

— Nie jestem pewna, czy powinnam cię wpuszczać, skoro czujesz się sprowokowany — starałam się brzmieć pewnie, ale tak naprawdę cała dygotałam. — Obawiam się twojej reakcji.

— Słusznie, nie wiesz, co teraz nastąpi, choć możesz się domyślać — na dźwięk aksamitnej chrypki i słodkiej groźby poczułam rosnącą falę podniecenia.

Błysk w jego oczach mi wystarczył. Z zawadiackim uśmiechem, rozświetlającym jego twarz ominął mnie i wszedł do salonu. Zdezorientowana, grzecznie zamknęłam drzwi i niemal pofrunęłam za nim. Spojrzałam w jego oczy, w których błysnęły iskry, jak u drapieżnika. Znów poczułam się jak ofiara, czekająca na schwytanie i... skonsumowanie.

— Napijesz się czegoś — z całych sił starałam zachowywać się normalnie, pomimo że sytuacja nie była nawet odrobinę normalna, podobnie zresztą jak godzina — Woda? Sok? Wino? Whisky?

Co mi strzeliło do głowy, żeby proponować alkohol? Znałam odpowiedź. Cicha nadzieja i tęsknota za jego dotykiem na pewnych częściach mego ciała, które domagały się uwagi.

— Whisky — odpowiedział bez zastanowienia.

Zdeterminowana, żeby wyglądać na opanowaną, wyprostowałam się i raźnym, odważnym krokiem ruszyłam do kuchni. Nalałam do szklanki to, o co prosił, sama postawiłam na czerwone wino, delikatniejsze, czyli bezpieczniejsze.

Wyklęte przeznaczenieजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें