2

92 6 1
                                    

Miałam wrażenie, że kiedy ja męczę się, aby przedostać się z walizką na górę cała społeczność zamieszkująca ten akademik gapi się na mnie jak na endemit, który zamieszkiwał zupełnie inny teren. Nie cierpię być obserwowana. Czuć ten przepalający na wylot wzrok na ciele. Już mi się tu nie podoba. Ciekawe, czy gdybym jeszcze dzisiaj poprosiła dyrektora o to aby powiadomił moich rodziców, że chcę wracać do domu, to by się zgodził? Przekonam się o tym, gdy pójdę po odbiór planu lekcji. Na ten moment muszę dostać się z moją bordową walizką wypchaną ubraniami i wszystkimi innymi niezbędnymi rzeczami na sam szczyt tego budynku. Bez niczyjej pomocy. Miłością, przyjaźnią, czy też dobrym sercem to ten budynek nie promieniuje. Lecz, kto jeśli nie ja dałby sobie z tym radę? 

Prawidłowa odpowiedź: prawie wszyscy, co mówi mi mózg: tylko ja.

Gdy dostałam się już do środka budynku, otwierając wcześniej niezmiernie ciężkie wrota, zauważyłam przed sobą uśmiechniętego od ucha do ucha dyrektora. My to się chyba nie zrozumiemy. 

Był ubrany w staromodny zielony garnitur przeplatany jakąś żółtą nicią.

- Anastazjo - otworzył swój narząd mowy - witamy cię w murach naszej szkoły. Mamy nadzieję, że pobyt w niej sprawi ci wiele przyjemności, a także nauczymy cię wielu pożytecznych rzeczy. 

- Dzień dobry panie dyrektorze, wie pan, przyjęcie do tej szkoły bardzo wiele dla mnie znaczy, ale przed wejściem do szkoły uświadomiłam sobie, że jestem zbyt młoda, aby jej surowe zasady mnie dusiły - odpowiedziałam nieśmiało. - Miałabym do pana prośbę, czy mógłby pan zadzwonić do moich rodziców, aby mnie stąd odebrali? Nie czuję się na siłach, aby kontynuować tutaj moją naukę.   

Dyrektor westchnął ciężko i spuścił wzrok na bladoróżowe kafelki, którymi była wysadzona podłoga. W sumie jest tu nawet ładnie. Zaraz przy drzwiach z prawej strony stoi zbroja rycerska, która wydaje się witać gości. Gdyby nie dzierżyła tego miecza w swoich rycerskich rękawicach to prawdopodobnie wyglądałaby milej. Z lewej strony w rogu stał mały drewniany stolik bez krzeseł czy jakichkolwiek innych siedzeń. Jeśli zostałabym tu dłużej musiałabym się zaprzyjaźnić z podłogą, ponieważ w razie gdybym chciała usiąść przy tym stoliku musiałabym usiąść właśnie na niej. Za dyrektorem, intensywnie nad czymś rozmyślającym, rozciągały się wielkie drewniane schody. Połączenie kafelkowej podłogi z drewnianymi schodami. Dziwne. Ale ładne. Wraz z początkiem schodów, po prawej i lewej ich stronie rozpoczynały się dwa rzędy pomalowanych na biało drzwi.

- Anastazjo, rozumiem, że nasi uczniowie, jak i cała szkoła, mogą Ci się wydać chłodni, ale proszę cię, daj nam szansę. Po raz pierwszy przyjmujemy do murów naszej szkoły, kogoś kto nie jest stąd. Wszyscy się tu znamy, a ty jesteś obca, daj nam trochę czasu, a przyzwyczaimy się do ciebie, a ty przyzwyczaisz się do nas. Wiem, że to nie będzie łatwe, ale spróbuj. Jeżeli po miesiącu nadal będziesz się tu źle czuła, to wtedy zadzwonię po twoich rodziców aby cię odebrali stąd - odezwał się dyrektor po długim namyśle. Prawie błagał mnie abym została. Wydało mi się to dziwne, bo miałam wrażenie, że wielu uczniów ubiega się o miejsce w tej szkole, skoro są tu tak wysokie wymogi rekrutacyjne. Jednak chyba się pomyliłam.

Wahałam się czy tu zostać. Te zasady są naprawdę surowe i boję się, że nie dam rady ich przestrzegać. Ale, co mi szkodzi spróbować?

- Dobrze, ale wolałabym jednak tylko przez tydzień się przyzwyczajać - odpowiedziałam. Doskonale wiedziałam, że przyzwyczaić się do kogoś przez tydzień jest praktycznie niewykonalne, więc szykowałam się na szybki powrót do domu.

Dyrektor uśmiechnął się do mnie jakby tylko czekał aż się zgodzę.
- Więc zapraszamy w progi naszej szkoły. - Podał mi klucz do pokoju. Przyłożył rękę do moich pleców i zaczął mnie prowadzić w stronę schodów. - Budynek powstał w XII wieku, zbudowany jako letnia rezydencja króla ówcześnie panującego w naszym pięknym kraju. Przyjeżdżał tu wyjątkowo często, gdyż, jak pewnie sama zauważyłaś, jest to wyjątkowo urokliwe miejsce. - Rzeczywiście, podczas jazdy samochodem zdążyłam polubić tutejsze widoki, których nie mogę zobaczyć na codzień zamieszkując jedno z większych miast tego kraju.

Dotarliśmy na pierwsze piętro, po lewej stronie schody pięły się dalej, natomiast po prawej stronie rozciągał się korytarz, a wzdłóż niego wiele par drzwi. Wszystkie były pomalowane ma zielono, w odróżnieniu od, jak przypuszczam, sal lekcyjnych, które znajdują się na parterze.

- Na pierwszym piętrze znajdują się sypialnie chłopców, więc mam nadzieję, że nie będziesz tu zbyt często zaglądać. - Uśmiechnął się do mnie. Chyba wiedziałam o co mu chodziło, ale jeżeli mam być szczera wolałam się nawet nie domyślać. - Na drugim piętrze znajdują się pokoje dziewcząt, wszystkie drzwi są ponumerowane, więc ufam, że dasz sobie radę z odnalezieniem własnego pokoju. Jak już odsapniesz chwilkę po podróży prosiłbym cię o udanie się do mojego gabinetu, który jest na parterze zaraz na przeciwko zbroi, której się dzisiaj przyglądałaś.

Odwzajemniłam uśmiech, którym zarządca tej placówki mnie cały czas obdarzał i zaczęłam się wspinać po schodach z moją ciężka torbą. Powoli, schodek po schodku, dotarłam na półpiętro gdzie oparłam się o przyjemnie chłodną ścianę i postanowiłam sobie chwilkę odpocząć. Czeka mnie jeszcze dwanaście schodów, a następnie marsz korytarzem aż do pokoju numer 56, gdzie będę mieszkała przez tydzień. Wątpię, że pobędę tu dłuższy okres niż siedem następnych dni. Po dwóch minutach spędzonych na odpoczynku ruszyłam na podbój pozostałych małych przeszkód w postaci drewnianych stopni. Wspinałam się tak długo, aż ujrzałam mój cel. Bardzo długi korytarz z dziesiątkami drzwi. W końcu. Podłoga była również z bladoróżowych płytek, tak jak na parterze, jednak drzwi znów zmieniły kolor. Tym razem był to krwisto czerwony. Ruszyłam przed siebie, na szczęście, prostym korytarzem ciągnąc za sobą bordową walizkę.

Pokoje zaczynały się od liczby 51, więc mój pokój był pewnie gdzieś na początku.

Z pokoju po drugiej stronie korytarza wyszedł jakiś chłopak, który wyglądał na niewiele starszego ode mnie. Uśmiechnęłam się przyjaźnie starając się nawiązać nić porozumienia z kimkolwiek. Domyślałam się, że ma dziewczynę, skoro przebywał na tym piętrze, ale to nie oznaczało, że nie może mieć koleżanki.

- Hej jestem... - Zaczęłam, lecz zostałam zignorowana. Zrobiło mi się przykro, dopóki przy samych schodach nie zatrzymał się i nie odwrócił do mnie. Żywiłam cichą nadzieję, że jednak uda mi się zaprzyjaźnić z nim.

- Nowa. Wiem. Każdy to wie. Jesteś sensacją ostatnich tygodni. Ale mam dla ciebie dobrą radę. Jeśli chcesz przeżyć znikaj stąd tak szybko jak się pojawiłaś. - Zjechał mnie wzrokiem od stóp aż po głowę i cicho prychnął. Prawdopodobnie nie odpowiadał mu mój ubiór. Sam ubrany był w spodnie zwisające na jego biodrach i szary T-shirt. Poprawił blond włosy i zbiegł po schodach, prawdopodobnie na swoje piętro.

Więc, jeśli chcę przeżyć to mam z tego miejsca zniknąć? Interesujące, chyba jednak zostanę tu trochę dłużej niż tydzień.

Odwróciłam się na pięcie i bacznie obserwując numery na drzwiach ruszyłam w kierunku mojego tymczasowego pokoju.


WięzienieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz