J E D E N

1.8K 103 85
                                    

Podniosłam się z ziemi. Otarłam moją czarną suknię, która sięgała aż do kostek z brudu. Zawołałam Marie - moją kamerdynerkę. Poprosiłam ją o chusteczkę higieniczną. Podała mi ją. Otarłam oczy i resztę twarzy z łez.

- [Imię], wszystko w porządku? - spytała Marie, co mnie zdenerwowało. Czy nie zauważyła, że rozpaczam? Czy nie zauważyła tych trupów przede mną?

- Nie! Nic nie jest w porządku! Moi rodzice i młodsza siostra nie żyją! Są martwi! A wiesz, co to znaczy? Że już nigdy nie będę mogła zamienić z nimi ani jednego słowa! Nie będę mogła więcej wygłupiać się z Michelle! Że muszę dorosnąć, włączyć się w życie szlacheckie! Ale nie! Wszystko jest w porządku! - wyrzuciłam wszystko z siebie. Kopnęłam w ziemię, odwróciłam się i wbiegłam do posiadłości trzymając swoją suknię po bokach, żeby się nie potknąć. Znowu zaczęłam płakać. Biegłam korytarzami. Było słychać tylko stukanie moich niskich obcasów o drewnianą podłogę i mój płacz. Dotarłam do swojego pokoju. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Przekręciłam zamek w drzwiach, zrzuciłam buty z nóg i rzuciłam się na łóżko kontunuując moj płacz.

W tym momencie nie liczyło się dla mnie to, że pochodziłam z rodziny szlacheckiej i takie zachowanie nie powinno mieć miejsca. Nie dbałam o to. Po prostu potrzebowałam wszystko z siebie wyrzucić.

***

Nie byłam w stanie powiedzieć, ile czasu tak płakałam. Jednak to delikatnie poprawiło moje samopoczucie. Nagle usłyszałam pukanie do drzwi.

- Wejść... - mruknęłam w poduszkę. Drzwi się otworzyły, a Marie weszła do pokoju. No tak, przecież zostawiłam ją w ogrodzie. Powinnam ją przeprosić, bo trochę za dużo sobie pozwoliłam.

- Marie, wiesz ja... - zaczęłam, jednak nie dane mi było dokończyć.

- Tak, rozumiem Panienko. To była moja wina. Po prostu zadałam nieodpowiednie pytanie. Przecież wiem, jak bardzo ich kochałaś. Rozumiem, że cierpisz z tego powodu i pamiętaj, że zawsze będę Cię wspierała, Panienko. - powiedziała Marie, a ja wstałam i do niej podeszłam, po czym ją objęłam.

- Nie, nic się nie stało to moja wina. Jednak to nie ważne. Powinnyśmy zająć się organizacją pogrzebu. Należałoby pierw ustanowić termin, następnie powiadomić listownie arystokrację o tym wydarzeniu. - zaczęłam. W końcu musiałam przestać rozpaczać. Zdarza się, że ludzie umierają.

- Panienko uważam, że jako, iż jest dzisiaj siedemnasty marca - środa, to pogrzeb mógłby mieć miejsce trzeciego kwietnia. byłby to wystarczający czas, aby dostarczyć listy, pozwolić gościom się przygotować i również dać nam czas na ustalenie wszystkiego.

- Tak, zgadzam się. Marie, przynieś mi do biura dużo papieru, kopert i pióro oraz pieczęcie szlacheckie rodziny Richtie. Napiszę listy.

- Dobrze. Lista rodzin szlacheckich, które znała matka Panienki powinna być w sejfie.

- Tak wiem, dziękuję. - powiedziałam i odeszłam. Skierowałam się w stronę biura. Weszłam do pomieszczenia, które było w miarę duże. Podłoga była z ciemnych, drewnianych paneli, ściany pomalowane były w kolorze szarym. Przy ścianie stały regały zapełnione jakimiś starymi księgami oraz papierami. Przy oknie stało biurko wykonane w całości z drewna. Stała na nim jedynie lampka w lewym rogu.

Podeszłam do rogu pokoju, gdzie znajdował się sejf. Wpisałam hasło, a on się otworzył. Wyjęłam listę z rodzinami szlacheckimi, które muszę zaprosić. Marie przyniosła mi wszystkie potrzebne przedmioty, więc zaczęłam pisać.

Po napisaniu około czterdziestu został mi jeszcze jeden. Był od do niejakiego Phantomhive'a. Nie znałam żadnego szlachcica z tego rodu. Wydawało mi się to dziwne, że z każdą z pozostałych rodzin miałam styczność chociaż raz w życiu, a to nazwisko słyszałam pierwszy raz. Poczułam niepokój, jednak zbagatelizowałam to. Napisałam list i włożyłam go do koperty. Zakleiłam ją, zaadresowałam, po czym zrobiłam to samo z pozostałymi. Przykleiłam pieczęcie. Następnie zawołałam Marie.

- Co się stało Panienko? - spytała zaraz po wejściu do pomieszczenia.

- Niezwłocznie wyślij te listy. - powiedziałam podając jej około pięćdziesiąt listów.

- Oczywiście, Panienko... - rzekła i wyszła z pomieszczenia. Wiedziałam, że za chwilę wróci. W końcu nie zajmie jej to długo.

Wyszłam z pokoju i zeszłam na dół. Mój kucharz - Chris - akurat przygotował posiłek. Był to łosoś ze szpinakiem. Do tego zielona herbata żurawinowa wraz z dosyć dużą, jak na damę ilością cukru. W ciszy zaczęłam spożywać w między czasie popijając ciepły napój. Po skończonym posiłku wzięłam ze stołu serwetkę i przetarłam nią usta. Odłożyłam na talerz i wstałam od stołu. Udałam się do swojego pokoju. Wzięłam przygotowane wcześniej przez Marie ubrania do spania. Weszłam do łazienki, która znajdowała się w moim pokoju. Moja pokojówka - Zoe nalała mi wody do wanny. Sprawdziłam temperaturę. Była idealna. Rozsunęłam zapięcie sukni, które znajdowało się z tyłu i zdjęłam ubranie. Odłożyłam je na oparcie krzesła, na które następnie usiadłam. Wzięłam z moich stóp baleriny i odstawiłam je pod mebel. Odpięłam paski od moich pończoch i powiesiłam je obok sukni. Odpięłam stanik, oraz zdjęłam resztę bielizny i również odłożyłam do reszty. Rozpuściłam włosy i weszłam do wanny. Relaksowałam się starając zapomnieć o wszystkim. Jednak nieudolnie.

Cały czas miałam przed oczami widok ich trupów. Cały czas słyszałam ich głos. Poczułam, że po policzku spłynęła mi samotna łza. Szybko ją starłam. Nie chciałam więcej płakać. To nie miało sensu. Nie mogłam okazywać słabości. Wystarczająco się już napłakałam.

Poza tym uświadomiłam sobie, że jutro będę musiała pójść do Undertaker'a, żeby zajął się zwłokami. Był moim przyjacielem, wiec mogłam mu zaufać nawet, jeżeli był bardzo pokręcony. Przy okazji zaproszę go na pogrzeb, bo nie napisałam do niego listu.

Wzięłam z półki żel do ciała i nalałam trochę na gąbkę. Zaczęłam przesuwać nią po całym ciele. Następnie wzięłam szampon i wycisnęłam niewielką ilość na swoje włosy. Wcierałam płyn we włosy. Następnie wszystko spłukałam i wyszłam z wanny. Wzięłam ręcznik i zaczęłam się wycierać, a drugi założyłam na głowę, żeby wycisnąć wodę z włosów. Ubrałam bieliznę, a następnie koszulę nocną w ciemnym kolorze i czarne skarpetki, które sięgały mi do kostki. Wyszłam z łazienki i weszłam do mojego pokoju. Zapaliłam małą lampkę, a główne światło zgasiłam. Musiałam sobie sama poradzić, bo Marie aktualnie wysyłała listy. Jednak nie byłam taką sierotą, żeby nie dać sobie rady z umyciem się i położeniem spać. Weszłam do łóżka, zdjęłam swój naszyjnik z czarnym kamieniem i położyłam się. Usnęłam...

~~~~~~~~~
A oto pierwszy rozdzialik!!! Yaaay!!! Także no...jestem z niego bardzo zadowolona. W sumie to nie przedłużam. Dobranoc i WESOŁYCH ŚWIĄT!!! 🐰🐣🎀

Droga Pod Wiatr || Ciel x Reader [ZAWIESZONE]Where stories live. Discover now