Zniewolona

501 6 1
                                    

8 stycznia 1880 r.

Była to chłodna, zimowa noc która troskliwie otulała białym, śnieżnym puchem oraz martwym granatowym niebem pogrążonych we śnie mieszkańców pewnej malowniczej wsi. Tych kilka uśpionych godzin w cyklu całego dnia, czas spokoju i wypoczynku, to najlepsza część doby. Jednak chwilowe odprężenie można porównać do ciszy przed burzą. Gdy tylko odrobina przebłysku światła wdarła się w ciemną, ponurą noc, znów nastawał czas nieustannej harówki. Ludzie którym los nie zapisał życia w dobrobycie, zmuszeni byli do ciężkiej pracy aby przetrwać. Mimo wszystkich złych uroków ubóstwa, wyciskali życie jak cytrynę, wykorzystywali prawidłowo każdą sekundę swojego istnienia. W XXI wieku radość z najcenniejszego daru jaki nam dano - życia, została odłożona do lamusa. Tamtej niezwykłej nocy, która zarazem odmieniła życie wielu osób, do niewielkiej miejscowości trafiła młoda dziewczyna z gór. Co zaprowadziło ją tak z dala od rodzinnego domu? Jakie okoliczności ją tam skierowały? - Drobną, ukrytą pod grubym, podartym płaszczem postać.

Brukowa droga przy której rozpościerały się smoliste drzewa i ich wykrzywione, łamiące się ze starości konary. Tyle dostrzegała przez zamglenie uciekinierka, czasem pojawiały się u niej makabryczne, nieprzejrzyste halucynacje. Dziewczyna ledwo balansowała przy życiu, wycieńczony organizm mocno domagał się jedzenia. Ostatni spożyty przez nią posiłek to sucha kromka chleba, nic więcej nie posiadała. Głód ściskał ją od środka swymi ostrymi szponami, gdyby nie tląca się nadzieja w umierającym ciele młodej kobiety. Już dawno nie byłoby jej wśród żywych. Obolały od wędrówki tułów szczypał przenikający mróz, ale umykająca przytomność sprawiła że nastolatka nie czuła nic oprócz dręczącego bólu psychicznego. Brnęła powoli przed siebie, bezcelowa droga bez powrotu. Gdzie miała się teraz podziać, kiedy opuściła swój azyl? Dodatkowo znalazła się w obcym dla niej miejscu, straciła orientację i nie wiedziała w jakiej części Królestwa Polskiego się znajduje.

Odmrożone stopy same posuwały się do przodu, a po sinej twarzy płynęły łzy rozczarowania. - Nie chcę teraz odchodzić. Błagam... Kochana Mamo nie zabieraj mnie w tej chwili do siebie. - Szeptały prawie bezgłośnie, pełne usta, bladoróżowe niczym delikatny płatek kwiatu dzikiej róży. Szloch przerodził się w niezbyt mocne łkanie. Ogromne tonące we łzach oczy stawały się coraz bardziej przerażone. Pojawiła się pewna wizja, przewidzenie: Jasne, rażące światło gasło jak życie biedaczki, kiedy oślepiająca łuna ustała, na jej miejscu pojawiła się kredowo biała twarz którą otaczała biel rzadkich włosów. Lazurowe oczy spoglądały nieprzytomnie w dal, a cieńkie niczym struna usta wymawiały ostrzegawcze słowa. - Odejdź stąd! Nie zbliżaj się do mnie, natychmiast wróć tam skąd do mnie przybyłaś. Bardzo Cię kocham, zawsze o mnie pamiętaj. Bardzo Cię proszę abyś nie wymazywała mnie ze swojej pamięci, pragnę aby w Twoim gorącym sercu, nigdy nie zabrakło dla mnie miejsca. A nasze wspólne chwile niech nie pozostaną kiedykolwiek zapomniane. - To były ostatnie, wymamrotane przez staruszkę słowa. Wtem wszystko zniknęło z pola widzenia, został ten niebieski błysk. A może to zimowe niebo w kolorze chabrów? Rozjaśnia się by ustąpić miejsca nadchodzącemu porankowi, który budzi pozytywniejsze uczucia nić noc - ubrana w ciemną szatę, połyskującą od srebra niezliczonej ilości gwiazd.

Zatrwożenie i bezruch który ją ogarnął, przerwało echo stukotu końskich kopyt, które momentalnie ustało. Ospale się obejrzała, jej oczom ukazały się dwa konie, które nie mogły cieszyć się najlepszym stanem. Po dłuższych oględzinach nareszcie dostrzegła pulchnego faceta, który siedział w furmance - przyłączanej niedbale do wychudzonych wierzchowców. W mroku z trudem ujrzała : siwe wąsy, parę szarych oczu bez życia. Szarobiałe łachmany które okrywały tajemniczego mężczyznę, przypominały śnieg pokrywający teraz okoliczne pola. Ciągnący się jakby w nieskończoność. - Ależ panienko. - zachrypnięty głos potężnego chłopa, wyrwał ją z rozmyślań o jej Matce i niedawnego spotkania z nią. - Dlaczegóż to jesteś tutaj sama o tej porze? Nie powinnaś teraz spać w swojej chacie? Nie doskwiera Ci ten ziąb? - Pytał dociekliwie, jednak nie uzyskał odpowiedzi. Dziewczyna nie odpowiadała mu ponieważ nie miała ochoty na konwersację z podstarzałym, obcym jej starcem. Nie miała też bladego pojęcia jakie on ma zamiary wobej niej, na tym pustkowiu. Krytyczny stan sytuacji pogarszał fakt że wokół nich znajdowały się jedynie nagie korony drzew oraz rozległe, zakryte pokrywą śnieżną - pola. Nawet gdyby zagubiona w obcym miejscu istota, krzyczała z całych swoich sił, wołanie o pomoc nie dotarłoby do nikogo. Nie miał kto udać się do niej z pomocą. A nawet jeśli ktoś by się zjawił nieopodal, niewiadomo czy ta osoba odważyła by się zbliżyć do miejsca zbrodni. Jakiekolwiek wysiłki samoobrony podjęte przez nią zakończończyły by się totalną porażką. Nie wiedziała co ma począć, rozgorączkowana dygotała z zimna i strachu. Nieświadoma swoich czynów, spojrzała w łagodną parę końskich oczu. Jej serce zalała fala gorąca i momentalnie ogarnął ją błogi spokój.

ZniewolonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz