Never Ever

187 21 7
                                    

*Zalecam przeczytanie tekstu piosenki i obejrzenie teledysku piosenki Never Ever. Poniższe opowiadanie zostało oparte na tych dwóch rzeczach*

Rozejrzałem się niespokojnie po pomieszczeniu: zimne, metalowe i do tego ciasne. Nie lubiłem nigdy wind, zawsze mi się kojarzyły z klatką albo pułapką, z której nie można wyjść. Moje myśli niedawno też były takie: ograniczone, skupione tylko na jednym i zamknięte na innych. Spojrzałem nerwowo na zmieniające się numery: 10,11,12... Winda poruszyła się szybko, ale dla mnie w tej chwili za wolno. Spojrzałem jeszcze raz w to miejsce, licząc, że w jakiś sposób winda przyspieszyła. Nie zrobiła tego. Uderzyłem w ścianę windy, zły na to do czego doprowadziłem, zły na moją ignorancję, zły na siebie. Człowiek dostrzega wartość danej rzeczy, czy chwili dopiero wtedy, gdy to traci. Nie chciałem należeć do tych osób, którzy chcą coś zmienić, wtedy kiedy już nic nie można zrobić.
Drzwi się otworzyły, a ja szybko wybiegłem w stronę schodów prowadzących na dach wieżowca. Myśli mi wirowały, pytania bez odpowiedzi gromadziły się i nie mogły opuścić mojej głowy. Jedna kartka z paroma słowami, które nie dawały mi żadnej pewności, że znajduje się w odpowiednim czasie i miejscu.
„Dusza będzie miała krótszą drogę"
Kiedyś mnie takie zagadki bawiły, ale teraz, gdy zdawałem sobie sprawę z powagi tych słów, nie bawiły mnie one ani trochę. Otworzyłem drzwi od dachu i ujrzałem widok na całe miasto, które dopiero budziło się do życia. Budynki oblane promieniami słońca. Na tle tego wszystkiego stała jedna, drobna osóbka. Moja serce w tym samym czasie poczuło ulgę i przyspieszyło na ten widok. Od tak dawna nie byłem nigdzie w odpowiednim miejscu i czasie. Po cichu przybliżyłem jak najbliżej się tej osoby, obawiając się, że przez to dziewczyna postawi swoją stopę poza krawędź i spadnie. Zmierzyłem plecy mojej migotki, była taka krucha w tej chwili, ale czy nie zawsze taka była?
—Twoja zagadka nie ma sensu — powiedziałem za jej plecami —Jak spadniesz to twoja dusza nie będzie bliżej nieba.
—Moje serce nie wytrzyma w połowie drogi i po prostu umrę w locie. Czy to nie będzie cudowna smierć? Zawsze marzyliśmy o tym, by skoczyć ze spadochronu i poczuć się wolnym, prawda Jinyoung?
Pomimo sytuacji uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Mieliśmy tak wiele marzeń, planów, celów, które przeze mnie się nie spełniły. Spojrzałem na nią i zrobiłem dodatkowe kroki tak, by wyrównać się z nią. Ryzykowałem, ale wolałem, by stała ona jak najbliżej mnie.
—Nadal możemy się poczuć wolni, nie w taki sposób, w inny.
—Jinyoung jest za późno, nic nie zmienisz — powiedziała nie odwracając wzroku od nieba.
—Migotko nie mów tak, nie teraz gdy jestem gotowy, gdy wszystko sobie ułożyłem. Przestałem być zagubionym, wiem czego chcę i nie chcę byś już nigdy więcej czekała, nigdy więcej cię nie zostawię.
— Teraz jesteś gotowy? Co z chwilami kiedy cię nie było, kiedy na moje wołanie odpowiadałeś mi ciszą? Nie potrafię o nich zapomnieć, to nie jest takie łatwe — słyszałem w jej głosie zbierające się łzy, nie miała już sił ukrywać to co ukrywała od tak dawna — Nie chcę o tym zapomnieć.
Zagryzłem swoją pięść. Starałem się być opanowany, pomimo kumulujących się we mnie łez i złości na siebie. Spojrzałem na nią, oświetloną słońcem, była w tej chwili taka słaba, a zarazem wciąż piękna. Postawiłem nogę, a potem kolejną na krawędzi, tuż obok niej. Dziewczyna spojrzała wtedy na mnie po raz pierwszy. Miałam rację, jej oczy były pełne łez, a policzka mokre od nich.
—Ja jestem gotowy na naszą miłość, a ty jesteś? —powiedziałem i w tej chwili nie mogłem już ukryć mojego drżącego głosu — Przepraszam cię, że dopiero teraz jestem.
Migotka uśmiechnęła się do mnie, a następnie postawiła stopę poza krawędzią i poleciała do przodu. W jednej chwili zapomniałem o tym jak wysoko stoję i bez żadnego zastanowienia chwyciłem jej dłoń, która była skierowana w moim kierunku. Poczułem jej ciężar i jednocześnie ból na klatce piersiowej, gdy się oparłem o podwyższenie. Dziewczyna nie krzyczała, ani nie płakała; była pogodzona z tym, że w tej chwili może umrzeć.
—Byłam cały czas gotowa — powiedziała nagle.
Spojrzałem na nią i zdałem sobie sprawę, że to nie może być nasze pożegnanie.
—Proszę cię, nie kończ tego tak.
Pomału zacząłem ją wciągać z powrotem na dach. Używałem wszystkich swoich sił, tak nie wiele brakowało by znalazła się bezpiecznie obok mnie
—Nie musisz się obawiać, nigdy więcej cię nie opuszczę. — powiedziałem i w tym samym momencie dziewczyna wylądowała obok mnie. Przygarnąłem ją do siebie i objąłem najmocniej jak tylko mogłem — Nigdy więcej.
Leżeliśmy tak dopóki nie zdałem sobie sprawy, że dziewczyna leży nieprzytomna. Spanikowałem, ale szybko wybrałem numer pogotowia i opisałem im całą sytuację. Chwyciłem ją i pobiegłem w stronę windy. Dziewczyna cały czas mi opadała, przez co co chwile musiałem w jakiś sposób ją poprawiać. Jej ciało było takie bezwładne, ale byłem pewny, że żyje. Uratowałem ją, po raz pierwszy nie zrobiła tego ona. Od dzisiaj to ja się nią będę zajmował, nigdy więcej na odwrót.
Karetka ją zabrała pozostawiając mnie samego, nie mogłem z nią jechać, lecz tylko za nią. Było to utrudnione przez mój brak prawa jazdy. Zawołałem taksówkę, a ta prędko podjechała po mnie. Wsiadłem, a kierowcy nakazałem jak najszybciej jechać do szpitala, gdzie zabrali moją migotkę.

Never EverWhere stories live. Discover now