3

8 0 0
                                    

Kiedy Sofia otworzyła oczy, zobaczyła, że pływa w cuchnącej fosie wypełnionej po brzegi gęstym czarnym szlamem. Ze wszystkich stron otaczała ją ponura mgła. Spróbowała stanąć, ale stopy nie dosięgły gruntu i zapadła się jeszcze głębiej – szlam wlał się jej do nosa i zapiekł w gardle. Krztusząc się i próbując złapać oddech, znalazła wreszcie coś, czego mogła się chwycić. Przerażona zobaczyła jednak, że to truchło na wpół zjedzonej kozy. Zachłysnęła się i próbowała odpłynąć, ale nie widziała dalej niż na kilka centymetrów. Ponad nią rozległy się niesione echem krzyki. Spojrzała w górę. Liczne stado szkieletowych ptaków wdarło się w mgłę i puszczało do fosy wrzeszczące dzieci. Gdy ich krzyki zamieniły się w pluski, nadleciała kolejna fala ptaków, a potem jeszcze kolejna, aż wreszcie całe niebo wypełniło się spadającymi dziećmi. Sofia zauważyła ptaka nurkującego dokładnie nad nią i odsunęła się w samą porę, żeby spadający jak bomba dzieciak tylko ochlapał jej twarz błotem. Wytarła szlam z oczu i znalazła się twarzą w twarz z chłopcem. Pierwszą rzeczą, jaką zauważyła, było to, że nie nosił koszuli. Miał chudą i bladą pierś, bez cienia nadziei na jakiekolwiek mięśnie. Z małej głowy wystawał mu długi nos, miał też sterczące zęby i czarne włosy opadające na wyłupiaste oczy. Wyglądał jak mała złowroga łasica. – Ptak mi zeżarł koszulę – wyjaśnił. – Mogę dotknąć twoich włosów? Sofia cofnęła się. – Zwykle nie robią czarnych charakterów z włosami księżniczek – powiedział, podpływając do niej pieskiem. Sofia rozpaczliwie rozejrzała się za jakąś bronią – kijem, kamieniem, zdechłą kozą... – Może zostaniemy kumplami z pokoju albo najlepszymi kumplami, albo jakimikolwiek kumplami – oznajmił, znajdując się teraz w odległości najwyżej pół metra. To było tak, jakby Radley zamienił się w gryzonia i zebrał się na odwagę. Chłopiec wyciągnął w kierunku Sofii cherlawą rękę. Dziewczyna już była gotowa przyłożyć mu w nos, kiedy jakiś wrzeszczący dzieciak wpadł pomiędzy nich. Sofia ruszyła w przeciwną stronę, a kiedy się obejrzała, Łasica gdzieś zniknął. We mgle widziała dzieci pływające pomiędzy unoszącymi się w fosie torbami i kuframi, szukające swojego bagażu. Te, którym udało się go znaleźć, kierowały się z nurtem w stronę rozlegającego się z oddali złowieszczego wycia. Sofia podążyła za nimi. Mgła wreszcie rozstąpiła się, odsłaniając brzeg. Sofia dostrzegła wilki stojące na dwóch łapach, ubrane w kurtki wojskowe. Trzaskały biczami, zapędzając uczniów do szeregu. Sofia chwyciła wystający korzeń, chcąc wyciągnąć się ze szlamu, ale zamarła na widok swojego odbicia w wodzie. Jej sukienka była niewidoczna spod warstwy błota

i żółtka, twarz miała wysmarowaną lepkim czarnym brudem, a w jej włosach zamieszkała chyba cała rodzina dżdżownic. Zakasłała i z trudem złapała oddech... – Ratunku! Trafiłam nie do tej szko... Wilk brutalnie wyciągnął ją na brzeg i kopnął do szeregu. Otwarła usta, żeby zaprotestować, ale zobaczyła Łasicę płynącego w jej stronę i piszczącego: – Zaczekaj na mnie! Szybko dołączyła do rzędu dzieci ciągnących bagaże przez mgłę. Jeśli któreś się ociągało, najbliżej idący wilk wymierzał błyskawiczne uderzenie, więc szła szybko, jednocześnie wycierając sukienkę, wydłubując robaki i żałując swoich idealnie spakowanych bagaży, które zostały gdzieś daleko. Brama zamku zrobiona była z żelaznych szpikulców poprzeplatanych drutem kolczastym. Kiedy Sofia podeszła bliżej, zobaczyła, że to nie jest drut, tylko setki czarnych żmij, które syczały, usiłując ugryźć zbliżających się. Sofia przebiegła z piskiem, a potem obejrzała się i odczytała napis umocowany ponad bramą, podtrzymywany przez dwa rzeźbione czarne łabędzie:

Akademia Zła

Kształtowanie i Propagacja Grzechu

Przed nimi wznosił się niczym skrzydlaty demon szkolny zamek. Główna wieża zbudowana z grubo ciosanego czarnego kamienia przebijała bure chmury jak potężny tors. Po jej bokach wyrastały dwie grube, pokręcone spirale, z których jak krwawiące skrzydła zwieszały się krwiście czerwone pnącza. Wilki pogoniły dzieci w stronę wejścia do głównej wieży, do długiego tunelu przypominającego kształtem paszczę krokodyla. Sofię przeszedł dreszcz, gdy zorientowała się, że tunel z każdym krokiem robi się coraz węższy i węższy, aż wreszcie ledwie widziała dzieciaka idącego przed nią. Z trudem przecisnęła się między dwoma ostrymi głazami i wreszcie znalazła się w wilgotnym holu, śmierdzącym zgniłymi rybami. Demoniczne gargulce pochylały się z kamiennych występów, trzymając w pyskach zapalone pochodnie. Żelazny posąg łysej, bezzębnej wiedźmy trzymającej w garści jabłko lśnił słabo w złowieszczym blasku płomieni. Na wyszczerbionej kolumnie pod ścianą widoczna była gigantyczna czarna litera N, ozdobiona złośliwie wykrzywionymi karłami, trollami i harpiami wspinającymi się po niej jak po drzewie. Na następnej kolumnie znajdowało się czerwone jak krew I, z kołyszącymi się na nim olbrzymami i goblinami. Posuwając się wraz z niekończącym się szeregiem dzieciaków, Sofia zdołała odczytać napis na kolumnach: N–I–G–D–Y.

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Mar 11, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

Akademia dobra i złaWhere stories live. Discover now