Rozdział 3: Powrót Nadziei

12 1 0
                                    




-Przykro mi, proszę pana.

Spojrzałem w twarz lekarza. Nie mogłem uwierzyć w jego słowa, w żadne które padało z jego ust. To niemożliwe żeby wszystko co zrobiłem dotychczas poszło na marne. Nie wierzę żeby całe moje starania... były bezwartościowe.

-Ona... Odeszła.

Ostatecznie i nieodwołalnie, słowa te przepłynęły koło moich uszu i zniknęły, tak samo jak spojrzenie lekarza. I jak wszystkie myśli jakie miałem w głowie, tak i ta zniknęła odgoniona przez przerażenie jakie wywołało we mnie jedno potężne uczucie.

Poniosłem porażkę.

***

3 dni wcześniej

Miejski szpital, dział onkologii

Minęły 4 dni od kiedy uznałem, że projekt jest już praktycznie ukończony. Dzisiaj naprawiłem ostatni błąd w kodzie, i byłem pewien że wszystko w końcu zadziała. Musiał, gdyż inaczej straciłbym wszystkie nadzieje. Teraz pozostała tylko jedna kwestia...

-Mówisz że co chcesz zrobić?!

-To co usłyszałeś. Potrzebuję ustawić kilka mocnych komputerów obok siebie, połączyć je w sieć żeby mogły wzajemnie korzystać ze swoich zasobów gdy program zacznie działać... I zaryzykować że to będzie wystarczyć i nie usmażę wam płyt głównych. – Wytłumaczyłem raz jeszcze kumplowi, o co mi chodziło. Jego reakcja wcale mnie nie zaskoczyła.

-A jeśli usmażysz to...? – Spytał niepewnym tonem Michał

-To będziemy mieli problem. – Odparłem ze śmiechem – Bo zostaniemy bez komputerów i wszystko pójdzie w diabły.

Mimo wesołej odpowiedzi ta perspektywa wcale a wcale mnie nie pocieszała, pomijając już nawet problemy czysto organizacyjne – przewiezienie i połączenie całego potrzebnego sprzętu nie było tak proste jak byśmy tego chcieli.

-A jeśli się uda?

-Wtedy, Michał – odparłem po chwili zastanowienia – zmienię ten świat.

***

Dzień później

Salon w domu Codiego

-No, chyba wszystko podłączyliśmy! – Zawołałem, zacierając ręce – Czy ktoś widzi coś co mogliśmy zepsuć?

-Nein. Wszystko w najlepszym porządeczku. – Powiedział Filip, sprawdzając ostatnie kable – Pięć komputerów, połączone w jedną sieć. Cokolwiek będzie chciało się przemieścić, zrobi to z łatwością. Poza tym całkowicie odłączone od sieci zewnętrznych, przewodowych i bezprzewodowych. Żadnego podłączenia do internetu czy sieci domowych. Słowem, zamknięty układ.

-To dwa słowa – Zauważył Maciek z krzywym uśmiechem – nie jedno. Poza tym, sprawdź jeszcze czy na pewno wyjęliśmy z mojego komputera kartę sieciową, mam tam modem bezprzewodowy.

-Leży na stole – Odparłem z kolei ja – Więc tym się nie martw. Daniel – spojrzałem na piątego z naszego grona – czy jesteś pewien, że na twoich dyskach nie ma nic poza systemami operacyjnymi?

Ojciec Daniela był z zawodu informatykiem, a w jego domu było wiele starych, niepotrzebnych dysków. Wybraliśmy te o największej pojemności i podłączyliśmy po jednym na komputer, wcześniej instalując systemy operacyjne. Nie chcieliśmy ryzykować uszkodzeniem naszych prywatnych danych.

-Tak, wszystko jest czyste. Co z danymi które planujemy tam wrzucić?

-Książki i pliki instalacyjne programów do ich odczytu są na dyskach zewnętrznych. Za chwilę je tam wrzucimy, tuż przed wstawieniem właściwego programu.

-Czyli – podsumowałem – Wszystko jest już w porządku. Komputery gotowe, systemy działają. Od strony technicznej wszystko podłączone. A zatem... rozpocznijmy wgrywanie potrzebnych dodatków.

Ten proces, choć był upierdliwy, nie trwał długo. Trzeba było tylko zainstalować kilka programów i zgrać dane, które same w sobie nie zajmowały dużo. Po ukończeniu tego procesu została tylko jedna rzecz – wgranie i uruchomienie programu sztucznej inteligencji.

-Cell, mam pytanie – powiedział nagle Maciek – Jeśli to zadziała, masz dla tego jakieś imię?

-Po pierwsze, jeśli zadziała to proponuję próbować przestawiać się na formę ludzką czy też osobową. Po drugie, co do imienia, zastanawiałem się nad tym i chyba zostanę przy imieniu które dobrałem już dawno: Tes.

-Czyli prosto. Jasne, okej.

Podczas tej rozmowy wgraliśmy już ostatnie programy i dane. Zostało tylko jedno. Podłączyłem dysk zewnętrzny do głównego komputera, na którym miał znaleźć się tylko główny program. Zgrywanie go zajęło kilkanaście minut – krócej się nie dało z powodu rozmiaru plików. Kiedy skończyłem, wszystko było już gotowe. Pozostało tylko włączyć program.

-Czy wszystko jest na pewno gotowe? – Spytałem, patrząc po twarzach wszystkich naokoło. Byli skupieni, niepewni tego co miało się wydarzyć. Każdy z nich wiedział, że w tym momencie może się jeszcze wycofać, ale mimo wszystko tego nie robili. Byli świadomi że jeśli to się uda to uczynią coś, co może zmienić spojrzenie całego świata na informatykę... i nie tylko.

Skinęli głowami. Wiedzieli, dlaczego to robili.

-W takim razie... Zaczynamy. – Powiedziałem, naciskając przycisk uruchamiający program.

TesWhere stories live. Discover now