Rozdział Pierwszy

Start from the beginning
                                    

- To twoja zasługa, jesteś najlepszym bratem na świecie - wymamrotała w jego szyję.

- Czy myślisz, że skoro moja siostra bierze ślub, to będę stronił od ubrania jej w najpiękniejszą suknię z mojego sklepu? - spytał z małym humorem w głosie. Jego oczy jednak były puste i z czystego szmaragdu, stały się po prostu szare. Patrzył się w nieistniejący punkt nad jej głową, ale mimo tak wielu uczuć, które wychodziły z każdym jego słowem, i ich braku w środku jego serca, w głowie miał pustkę.

- Nie siedź do późna - powtórzyła, spoglądając ostatni raz na jego twarz. Przez chwilę wyglądała, jakby widziała, ale postanowiła to przemilczeć.

Gdy Michelle opuściła sklep, został sam. Ale mentalnie był sam od dobrych kilku, kilkunastu lat, jednak niekoniecznie był z tego powodu niezadowolony. Czuł jednak zmianę w swoim życiu, i to wcale nie przez widok swojej młodszej siostry w pięknej, ślubnej sukni, z pierścionkiem zaręczynowym na palcu i szerokim uśmiechem. Był szczęśliwy, ponieważ ona była. Ale jego serce boleśnie zaciskało się, a wewnątrz niego odzywał się próżny, zadufany w sobie człowiek, który za cel obiera sobie sukces zawodowy i pieniądze, jak bardzo tego nienawidził. To było częścią jego i jego życia, chociaż nie objawiało się to często. Lecz teraz dawało o sobie znać w najpotężniejszy z możliwych sposobów i nie umiał się od tego uwolnić.

Zaczął zbierać porozrzucane kawałki materiałów, aby odłożyć je na swoje miejsce bądź wyrzucić do kosza. Suknię schował w specjalnym miejscu, aby nikt, prócz niego i Carlo - osobistego projektanta - nie znał miejsca jej położenia, bo gdyby coś jej się stało, mógłby winić o to tylko samego siebie. Coś znów dotknęło go, gdy jedwabny materiał podrażnił jego szorstkie dłonie. Jak na zawołanie, w jego głowie odtworzył się krótki fragment, jaki zdołał zapamiętać - jego matka w długiej, alabastrowej sukni, spoglądająca nań z góry, i jej uśmiech, który był dla niego całym światem. 

Tak szybko, jak obraz pojawił się w jego głowie, wspomnienie rozpłynęło się w powietrzu. Zamrugał szybko i wyprostował, aby na dobre wyrzucić wspomnienie sprzed siedemnastu lat ze swojej głowy. Nie teraz.

Ostatecznie zamknął salon sukien ślubnych na krótko przed dwunastą, chociaż oficjalnie zamknięty był on już od siódmej wieczorem. Było to jednak jedyne miejsce, w którym mógł przebywać godzinami, rozmyślając nad wieloma sprawami, jednocześnie będąc swoim własnym szefem. Sprzyjał wszystkiemu fakt, że prócz salonu, mieściły się również tutaj usługi kwiaciarskie, których Harry był osobistym założycielem, wskutek czego w całym budynku roznosił się zapach konwalii, róż, frezji, żonkili... wszystkiego tego, co przyjemne dla nosa. Harry był wielbicielem kwiatów, ale nigdy nie miał czasu, aby móc poszerzać swoją wiedzę na ich temat.

Dotarłszy do mieszkania, rzucił krótkie spojrzenie w kierunku kuchni, jakby kogoś się tam spodziewając, chociaż nie miał kogo. Kogo mógłby spodziewać się o dwunastej w nocy w swoim mieszkaniu, gdy żył samotnie?

Skrzynka na listy również była pusta. Puste były szuflady w komodzie, ale tylko te po prawej stronie, jedna półka w szafce nad zlewem, a miejsce obok, na łóżku, zawsze było zimne i zaścielone. Ściany świeciły pustkami, tak jak jego lodówka, bowiem jadał jedynie na mieście. Mimo tego wszystkiego, jak bardzo dziwne czasami się to dla niego wydawało, nie czuł potrzeby, aby tego zmieniać. Jedynym powodem, dla którego zamartwiał się od jakiegoś czasu, był majątek, który wiedział, że należał się jemu, ale go nie otrzyma. Jak wspomina słowa ojca, większą część majątku otrzyma z ich dwójki ta osoba, której pierwszej przyjdzie stanąć na ślubnym kobiercu. Gdy wypowiadał te słowa, Harry był małym chłopcem. Ale czas mijał i utwierdzał go w przekonaniu, że ten mówił poważnie, a decyzja ta mogła znacząco wpłynąć na jego życie.

Your Guardian Angel (Larry Stylinson)Where stories live. Discover now