Prolog: Bo ignorując mnie, uczysz, jak mam żyć bez Ciebie

530 54 8
                                    

 Biegnę. 

 Ile sił w nogach.

 Coś mnie goni. Coś złego.

 Boję się. W oczach mam panikę i łzy.

 Nie wiem, gdzie jestem. Wokół panuje ciemność. Czuję tylko przenikliwe zimno.

 Nagle wpadam w czyjeś ramiona. Nie krzyczę, bo głos więźnie mi w gardle. 

 Ale instynktownie czuję, że obejmujące mnie ramiona należą do osoby, która nie chce mnie skrzywdzić.

 Nagle światło rozjaśnia przestrzeń. Świeci prosto na nas - na mnie i na...

 Czuję, jak moje usta rozciągają się w szerokim, rozmarzonym uśmiechu.

 Mój wybawiciel okazuje się być chłopakiem, o którym marzyłam.

 -Remek... -Mówię jego imię, albo raczej szepczę. Tak, z moich ust wydobywa się cichy szept.

 Nie zważam już na otoczenie, zapominam o tym czymś, co pragnęło mnie dorwać. 

 Widzę tylko JEGO. Tylko w jego ramionach mogę czuć się bezpieczna, wolna od trosk i problemów.

 Już się nie boję. Zagrożenie minęło.

 -Chodź ze mną. -Mówi mój ukochany.

 Od razu się zgadzam. Jak mogłabym mu odmówić?  

 Chwyta mnie za rękę i ruszamy przed siebie. 

 Jestem pewna, że nic nie może zniszczyć tej chwili.

 Ale zaraz? Co to za hałas? Taki nieprzyjemny dla ucha szum.

 Rozglądam się dookoła i z przerażeniem odkrywam, że wszystko wokół zaczyna blednąć. Z każdą chwilą coraz bardziej. Ów hałas staje się głośniejszy, aż w końcu moje uszy nie mogą tego wytrzymać.


 Uchylam oczy, z każdą kolejną chwilą będąc coraz bardziej pewna otaczającej mnie rzeczywistości. Leżę w swoim łóżku, brutalnie wyrwana ze wspaniałego snu. Krzywiąc się na dźwięk hałasującej suszarki dochodzący z łazienki, sięgam pod poduszkę. Wyciągam spod niej mój stary telefon z pękniętym ekranem i zerkam przymrużonymi oczami na widniejącą tam godzinę. Dochodzi dziewiąta rano. 

 No nie! 

 Dzisiaj sobota, wolne od szkoły, ale mimo to nie mogę spędzić tego poranka na bujaniu w sennych obłokach.

 Odkładam telefon na bok i wbijam zaspany wzrok w sufit. Próbuję przypomnieć sobie mój ostatni sen. Pamiętam, że jeden moment był w nim bardzo przyjemny. I nagle na mojej twarzy rozkwita szeroki uśmiech, ponieważ już wiem, że moje senne marzenie nawiedził Remek.

 Remek to chłopak, który chodzi ze mną do szkoły. Jest w drugiej klasie technikum, czyli rok wyżej niż ja, lecz parę dni temu go poznałam, dosłownie wpadając na niego na korytarzu, gdy wychodziłam z sali matematycznej. Oczywiście spaliłam raka, wykrztuszając ciche "przepraszam". On tylko uśmiechnął się i powiedział, że nic się nie stało. Następnie przedstawił się, więc odwdzięczyłam mu się tym samym. Rozstaliśmy się, idąc w dwie różne strony, ale ja ciągle o nim myślę. Pierwszego dnia szkoły, kiedy go zauważyłam, nie przypuszczałam nawet, że kiedykolwiek zwróci na mnie uwagę, a co dopiero, że się do mnie odezwie. Mam nadzieję, że wyjdzie coś więcej z tego (nie)fortunnego zderzenia na korytarzu.

Pomocna Dłoń | M.ROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz