•2•

265 28 18
                                    

Celestia leciała bezustannie ponad zalesionymi nizinami i pagórkami. O czasu do czasu sprawdzała, czy nikt nie leci za nią i jej malutką siostrzyczką. W ciągu wielu godzin wyczerpującego lotu klaczka nadal w umyśle odtwarzała wszystko, czego była świadkiem.

Jej mama w tak złym stanie... zły mag...dużo krwi...

Załkała z rozpaczy, ale w porę uświadomiła sobie, że mała Luna usnęła otulona dodatkowo w długą różową grzywę siostry. Postanowiła więc przynajmniej na pewien czas zachować ciszę. Nie tylko ze względu na źrebaka - widziała, że od teraz ich życie przestało być pełne spokoju i harmonii, a niebezpieczeństwo czyha na małe alikorny z każdej strony.

Kiedyś pewnie cieszyłabym się z przygody. - pomyślała z goryczą wpatrując się w horyzont. Znowu spojrzała w tył, a tam ujrzała na horyzoncie już nie tylko czyste niebo, ale i powoli za niego zachodzące słońce. Ten widok, mimo że zwiastował nadchodzący zmrok, nieco pocieszył białą alicorn. Uwielbiała wieczorami obserwować to niezwykłe zjawisko, które uważała za niezwykle piękne i nieuchwytne zarazem. Tak jak wszystkie inne alikorny nie miała pojęcia, dzięki komu mogą oglądać codzienną przemianę dnia w noc i na odwrót. A był to zbiorowy wysiłek setek jednorożców, które od wieków zużywały coraz więcej magii, aby ten cykl nie ustał. Lecz ich odizolowane społeczeństwo utożsamiało to wspaniałe zjawisko z cudem Matki Natury.

Celestia zdecydowała się dać odpocząć umęczonym skrzydłom, dopiero gdy na niebie pojawił się księżyc w pełni, a jego światło nie pozwalało już wyraźnie zobaczyć niebezpieczeństw wokoło. Wylądowała na małej polance pośrodku lasu, na której rósł pojedynczy, rozłożysty dąb. Gdy tylko kopyta młodej klaczy dotknęły bujnej trawy, poczuła, że odpływa z niej resztka siły. Upadła i głośno załkała. Nie zważała już nawet na śpiącą siostrzyczkę, którą mogła obudzić, zrzucając ją gwałtownie z grzbietu. Wstrząsnęła nią taka rozpacz, że mogła jedynie leżeć na boku i liczyć słone łzy, które leciały po jej policzkach i spadały bezgłośnie na ziemię.

Po pewnym czasie położyła się na plecach i rozpostarła zdrętwiałe skrzydła. Przez załzawione oczy spojrzała na rozgwieżdżone niebo nieprzykryte nawet jedną chmurką. Jej wzrok skupił się szczególnie na jednej gwieździe, której na pewno wcześniej nie widziała. Ta zdawała się migotać ze wszystkich najjaśniej i być najbliżej zasięgu jej kopyt. Uśmiechnęła się pomimo ogromnego smutku, tęsknoty i szoku wywołanego tym, czego jeszcze tak niedawno była świadkiem. Wiedziała, że ta gwiazda musi być jej mamą. Alicorny od wieków wierzyły w to, że ich przodkowie nie umierają w stu procentach, bo ich dusze odlatują do gwiazd. Te rozjaśniają nieboskłon tym jaśniej, im szlachetniejsze życie miał dany ogier lub dana klacz. A Lauren na pewno zasłużyła sobie, żeby stać się bardzo jasną gwiazdą.

Pomóż mi mamo! - pomyślała. - Co mam robić? Jak ja i Luna poradzimy sobie całkiem same?

Gwiazda zamigotała jakby w odpowiedzi.

Jasne. Nie powie mi nic, co zrozumiem. - westchnęła.

Dopiero wtedy spojrzała na swoją siostrę, która leżała zwinięta jak w kłębek na kępce koniczyny. Przestraszyła się następnych myśli, które niespodziewanie ją zaatakowały:

Skąd my weźmiemy jedzenie i picie? Jak przeżyjemy bez pomocy dorosłych?

Wiedziała, że sama dałaby sobie radę z głodem, zaspokajając go dzięki jadalnym roślinom i leśnym owocom, ale skąd weźmie wodę i - przede wszystkim - mleko dla małej, która nie mogła brać jeszcze niczego innego do pyszczka? Czuła się jednak zbyt wyczerpana, aby od razu brać się za poszukiwanie pożywienia. Zanim jednak usnęła, położyła się obok Luny i przykryła ją skrzydłem.

- Musimy przeżyć. Dla mamy... Ona bardzo liczyła na to, że zawsze będziemy trzymać się razem i damy sobie radę ze wszystkim, co nas czeka . - szepnęła, po czym ostatni raz spojrzała na nocne niebo i powtórzyła w myślach słowa Lauren:
"Leć i zamieszkaj w bezpiecznej dla was  krainie..."

•••

Gdy wczesnym rankiem obudził ją cichy głosik, natychmiast otworzyła oczy. Najpierw oślepił ją blask porannego słońca, ale szybko dostrzegła Lunę, która wyczołgała się spod jej skrzydła i tupała głośno, nawołując przy tym mamę:

- Ma-ma. Ma-ma.

Celestia zacisnęła zęby, żeby powstrzymać się od płaczu. Po chwili spokojnie powiedziała:

- Siostrzyczko, mamy na razie nie ma. Teraz ja się tobą zajmę.

Zrozpaczony źrebak nie rozumiał, o co jej chodzi. Codziennie to mama przychodziła do niej nad ranem, tuliła ją i karmiła. I codziennie przecież budziła się miękkim łóżku pod kocykiem, a nie na ziemi pod skrzydłem siostry. Wpatrywała się więc tylko w jasnogrzywą i nagle zaczęła krzyczeć:

- Mamaaaa!

- Mama nie może... - Celestia starała się być opanowana, pomimo strachu, który zakradał się do jej umysłu.

Co jeśli nie przestanie i ktoś ją usłyszy?

Ale mała klaczka jednak przestała i zaczęła cicho łkać, stojąc ze spuszczonym łepkiem.

- Pewnie jesteś głodna. - domyśliła się biała alicorn. Rozejrzała się wokoło.

Ciekawe, czy gdzieś w pobliżu jest wioska czy przynajmniej osada.

Była pewna, że na wschód od jej ojczyzny leży kraj gryfów - pół lwów-pół orłów - zwany Griffland'em. O jego mieszkańcach wiedziała niewiele. Większość stworzeń nie przepadała za gryfami - wydawały się być przerażające z wyglądu, a ich charakter nie zachęcał, aby lepiej je poznawać. Znaczna część gryfów była urodzonymi samolubami i pyszałkami. Takie stereotypy były wpajane młodym alicornom od najmłodszych lat - także te o innych stworzeniach.

Wyżebranie od nich wody i jedzenia nie wchodzi w grę. Prędzej zrobią nam krzywdę.

Bezradnie usiadła na trawie, czując, że burczy jej w brzuchu, a język zamienia się w pustynię.

Co dopiero Luna musi przeżywać... Dobrze, że chociaż nie rozumiała, czego byłyśmy świadkami. - spuściła głowę zasmucona. Szybko jednak ją podniosła, a w jej jasnych oczach można było dostrzec błysk determinacji.

- Nie mogę się poddać. - powiedziała trochę do siebie, trochę do siostrzyczki. Ta nagle załkała trzy razy głośniej, pokazując na swój pyszczek. Celestia czym prędzej wzięła ją w kopyta i zaczęła nucić piosenkę, którą często śpiewała im mama do snu. Jej głos, nieco podobny do głosu Lauren, pozwolił Lunie się uspokoić. Po chwili mała już spała w objęciach starszej alikorn, która postanowiła, że zrobi wszystko, aby ją chronić - nawet za cenę życia.

Chwilę stała tak zamyślona, wpatrując się w linię drzew przed nią. Potem, nie myśląc już za wiele, Celestia umieściła wygodnie siostrzyczkę na swoim grzbiecie i poleciła na wschód w głąb Griffland,u.

***




Po stronie ciemności *dead*Where stories live. Discover now