Prolog

4K 181 37
                                    

Niebezpieczna gra zostanie wydana!

Maj roku 2016

Wszystko mieli wyłożone jak na tacy. To miało być rutynowe zatrzymanie. Czterech funkcjonariuszy Warszawskiego Wydziału Kryminalnego powoli skradało się pod oknami dziupli grupy przestępczej, którzy handlowali ludźmi, przerzucając ich ze wschodu na zachód. Było to prawdziwe utrapienie dla polskiej Policji, ponieważ Polska była krajem tranzytowym, a takich spraw na biegu policja liczyła w setkach. W dzisiejszym dniu całą akcją dowodziła komisarz Weronika Kardasz, pseudonim Wera, wraz ze swoich partnerem Michałem Ochódzkim mieli sprawdzone info od jej informatora. W dniu dzisiejszym w tym właśnie opuszczonym budynku w podwarszawskich Łomiankach mieli być wszyscy podejrzani wraz z porwanymi kobietami, których tranzyt miał nastąpić do Austrii. Był maj, a słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Cała czwórka przykucnęła pod otwartym oknem. Weronika powoli uniosła ciało i zaglądnęła do środka budynku. W małym pomieszczeniu paliło się światło, ale w środku nie było nikogo.

- Jest za cicho - powiedział do niej szeptem Michał.

Spojrzała na niego z niepewnością, chociaż nie powinna. Jako funkcjonariusz policji nie powinna okazywać strachu, jednakże z Michałem pracowała od dawna, praktycznie od początku jej pracy w policji. Razem równo pokonywali kolejne szczeble kariery, byli niemal nierozłączni. Na komendzie często się z nich śmiali, że są jak bliźniaki jednojajowe. Zanim jedno pomyślało drugie już to robiło. Rozumieli się bez słów.

- Informacje były sprawdzone - uniosła lekko brew, by odczytać myśli przyjaciela.

- Wera znasz zasady. Nigdy nie powinniśmy w stu procentach ufać naszym wtyczkom - odezwał się podkomisarz Karol Zabłocki. Ostatnim członkiem tego teamu był Mateusz Wolis, który był najniższy rangą i nie za wiele się odzywał.

- Wiem o tym, ale z nim współpracujemy od lat i jego informacje zawsze były sprawdzone.

- Wera decyzja należy do ciebie, to tobie komendant przydzielił dowodzenie nad tą akcją - jej jasnowłosy przyjaciel uśmiechnął się i pokiwał głową.

- Wchodzimy - skinęła głową i wszyscy jednomyślnie wykonali jej komendę, chyląc swoje plecy skradali się do wejścia.

Ustawiając się w szpaler bojowy dwóch po bokach wejścia i dwóch na wprost drzwi. Ich frontową formacją była ona i on. Weronika nigdy by nie dopuściła, by wejściem na sguat mieli zająć się młodsi policjanci. Widziała na ich twarzy lęk, chociaż dumnie wypinali piersi z nałożonymi na nie kevlarami, mającymi uratować ich życie w razie czego. Waga tego cholerstwa na początku przytłaczała, ale po tylu latach dziewczyna nie odczuwała jej ciężaru. Weronika do szkoły policyjnej poszła tuż po maturze. Pochodziła z małego miasteczka, gdzie nie miała szans na dobrą pracę, więc opuściła rodzinne strony przeprowadzając się do stolicy, wcześniej jednak odbyła półroczne szkolenie w Szkole Oficerskiej w Słupsku, a swój pierwszy przydział jako funkcjonariusza dostała w Piasecznie, to właśnie tam sparowali ją z Michałem i tak zostało do dziś. Gdzie szła ona tam szedł on i odwrotnie. Wera omiotła wzrokiem swoich towarzyszy. Wedle jej informatora w środku powinno być trzech mężczyzn, każdy z nich posiadał broń krótką, ale nie byli wyćwiczeni w strzelaniu do ruchomego celu. Tacy ludzie, jak ci, których mieli zaraz zatrzymać byli zabójcami słabych w walce z silniejszymi padali jak muchy.

- Na mój znak - kobieta uniosła ręce i na trzech pierwszych palcach prawej ręki bez słowa odliczyła od trzech w tył. Kiedy schowała ostatni palec nie musiała mówić co mają robić, każdy doskonale to wiedział. Ona i Michał z impetem, jednocześnie naparli na drzwi silnym wykopem. Siła tych dwojga sprawiła, że ledwo trzymające się w zawiasach skrzydło otworzyło im wolną drogę do opuszczonego domu. Obydwoje przekroczyli próg osłaniani przez dwóch pozostałych ludzi. Przy wejściu po lewej stronie znajdował się oświetlony pokój, gdy Weronika przekręciła głowę w drugi bok ujrzała drugie pomieszczenie w którym było ciemno. Instynktownie odbezpieczyła broń, a z lewej strony wyswobodziła latarkę i rozświetliła ciemne pomieszczenie. Na pierwszy rzut oka wszystko wydawało się normalne, aż nazbyt normalne. Wiedziała, że być może ludzie, którzy zamieszkiwali ten dom również mieli swoją wtyczkę w policji, zostali poinformowani o zasadzce i rozpierzchli się jak karaluchy. Wtedy cały plan szlag trafił. Przykro o tym mówić, ale takie rzeczy się zdarzają, jednak Weronika i jej zespół był jednym z lepszych, przydzielani do najgorszych zadań zawsze sobie z nim radzili. Dziewczyna w dalszym ciągu lustrowała pomieszczenie, gdy światło padło na podłogę, a w rogu dostrzegła usadzonego w kącie swojego martwego informatora wiedziała, że mają przesrane. To nie oni zrobili zasadzkę, to zasadzka czekała na nich. Wtem usłyszała szmer w drugim końcu korytarza i opuściła latarkę głośno krzycząc „To zasadzka! Odwrót!". Michał plądrował oświetlone pomieszczenie, kiedy Wera z pozostałą dwójką opuściła pomieszczenie on dopiero był w progu. Wtedy padł pierwszy strzał, który powalił jej przyjaciela na ziemię tuż pod jej nogi. Jej towarzysze otworzyli ogień do postaci, która wyszła przed dom z bronią w ręku, sama nie dobyła broni. Stała w szoku i patrzyła jak ciało jej przyjaciela leży przytwierdzone twarzą do ziemi. Karol szarpnął ją za ramię, gdy z wnętrza domu dało się słyszeć kolejne strzały. Jeżeli ktoś by jej zapytał, jak udało jej się biec nie potrafiłaby odpowiedzieć na to pytanie. Łzy w jej gardle sprawiły, że się dławiła. Gnani wystrzałami pędzili do bezpiecznego miejsca w ich samochodzie. Tak trzeba było postąpić. Uciekać, jeżeli ocenisz, że nie masz szans z napastnikiem, chroń życie swoich towarzyszy, a przede wszystkim swoje własne, jednak jej się to nie udało. Nie ochroniła Michała, nie zrobiła nic. Po raz pierwszy w życiu sparaliżował ją strach.

***
Kiedy kolejny oddział policji przybył na miejsce poza martwym ciałem Michała Ochódzkiego nie znaleźli tam nic. Tak zwykle bywało, gdy kryjówka była spalona przestępcy kryli się w kolejnym miejscu, a cały proces wykrycia ich zaczynał się na nowo.
Weronika nie pamięta jak przeżyła pogrzeb przyjaciela, chociaż podobnież wygłosiła piękną mowę. Dlaczego zgodziła się na to? Nie wiedziała. W tamtym czasie działała jak na autopilocie i tak jest do dziś. Po dziś dzień w jej głowie brzmi również salwa honorowa wystrzeliwana dla poległego w służbie ojczyźnie. To tyle co po nas pozostaje - pomyślała. Nazajutrz poszła do swojego Komenda błagając o przeniesienie.

- Gdzie chcesz się przenieść? - zapytał jej wtedy patrząc ze zmartwieniem w jej smutne niebieskie oczy - Weź sobie urlop tyle ile potrzebujesz Wera, ale nie odchodź. Nie chcę stracić kolejnego dobrego człowieka - komendant cenił ją. Była dla niego jak córka. Nigdy nie miał swoich dzieci i zawsze sobie wyobrażał, że gdyby miał córkę to byłaby taka jak Weronika. Dowodził Wydziałem Kryminalnym od dziesięciu lat, a od sześciu ona była z nimi.

- Potrzebuję czasu. Przenieś mnie proszę - jej zwykle wyprostowana poza zmieniła kształt. Garbiła się, jakby chciała skryć się sama w sobie.

- Gdzie chcesz się przenieść? Gdzie mam cię dać? - Komendant Ryszard Bąk ze zmęczenia pił już czwartą kawę. Przejechał prawą dłonią po twarzy zostawiając na niej czerwone ślady.

- Przenieś mnie do Ochrony Informacji - powiedziała bez namysłu nie siląc się na tytułowanie Szefa zbyt długo się znali, by udawać przy nim. Czym innym były publiczne wystąpienia.

- Na rok. Po tym czasie jeżeli nie zdecydujesz się wrócić nie będzie tu dla ciebie miejsca Wera- zmartwiony spojrzał w jej dokumentację, którą miał rozłożoną przed sobą. Ta zaledwie dwudziestoośmio letnia kobieta miała większe jaja niż niejeden facet w policji.
- Nikt nie ma do ciebie pretensji Wera - komendant spojrzał na jej smutną twarz. Jej oczy były ukryte za grzywną, która opadała na czoło. Głowę miała spuszczoną, a ramiona przygarbione.
- Wiem, ale proszę pana... - łzy w jej oczach mówiły wszystko. Przytłaczało ją poczucie winy z powodu śmierci przyjaciela. Mężczyzna z ciężkim bólem serca podniósł telefon i spojrzał na nią. - Załatwię to. Spocznij komisarzu.

Weronika nie musiała spoczywać, robiła to od dłuższej chwili, ale miała daleko w dupie konwenanse obowiązuje podczas spotkania z komendantem. Skinęła głową i szepcząc ciche „dziękuję" opuściła pokój.
Nazajutrz przeniesiono ją do Wydziału Ochrony Informacji Niejawnych i Archiwum, gdzie pracuje do dziś.

Ja wiem, że szału nie ma i dupy nie urywa, ale to wprowadzenie, także mam nadzieję, że będzie lepiej. Jakby ktoś chciał wiedzieć więcej o czym to będzie to zajrzyjcie do opisu 😀 w ogóle moi drożdży czytelnicy, co powiecie o takim pomyśle?
Całuje 😘😘

Niebezpieczna gra - Wydana Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz