Rozdział 59

13.4K 1K 65
                                    

6 września, 11:00,

8 godzin do pełni

Miałam rację! Cieszył się jak głupi do sera, gdy powiedziałam mu o swoich planach oznaczenia i sparowania. Specjalnie ubrałam wtedy czerwoną sukienkę z delikatnego materiału, wiązaną na szyi. Nie zakładałam bielizny, by nie tylko miał lepszy dostęp, ale by wyraźniej czuł mój zapach, przez cały dzień. Chciałam go trochę pomęczyć i zastrzegłam sobie zasadę, że nie będzie seksu do wieczora. Więc biedak bardzo szybko zapełnił kosz chusteczkami, po moim wyjściu. 

Wiedziałam to, ponieważ sprawdzałam.

Nie miałam co robić tego dnia, więc odwiedziłam Marię. Cynthia dalej leczyła kaca, a Alex poszedł podrywać Linę. ( bliźniaczą siostra Hanny — gdyby ktoś nie ogarnął. Tak mało ważna postać, że sama bym zapomniała o niej, gdybym akurat tego nie pisała )

Siedziała w kuchni z Hanną i wpatrywała się w przestrzeń.

— Kiedy będą wyniki?— zapytałam omegę.

— Właśnie kończę robić obiad i idziemy do Roberta po odbiór wyników.

— Nie musisz... zabiorę ją.

Podeszłam do niebieskookiej, która lekko uniosła głowę. Pocałowałam ją w czoło i pociągnęłam nieobecną dziewczynę za rękę, tym samym podrywając ją na nogi. Nie sprzeciwiała się, idąc krok za mną, jak na ścięcie.






10 minut później

— Robercie. Powiedz mi, jaki jest stan jej zdrowia.

— Ma zaburzenia poziomu hormonów, ale w jej stanie nie jest to nic nadzwyczajnego.

— Jej stanie...?

— Tak. Ona jest...

— W ciąży. — Dokończyłam zszokowana.

Normalnie nie byłam zwolenniczką robienia dzieci przez przypadek, ale w tym momencie niebiosa zesłały na nas błogosławieństwo. To dziecko mogło uratować Marię przed wykończeniem się. Musiałam tylko odpowiednio nią pokierować.

— Dziękuję, doktorze. To wspaniała wiadomość!

— Też tak sądzę — odparł i ze smutkiem spojrzał na wilczycę.

Poklepałam go po ramieniu i zaprowadziłam brunetkę do jej pokoju.

— Posłuchaj mnie uważnie — zaczęłam, gdy usiadła na brzegu łóżka.

Nastroiłam się na jej myśli przez kontakt wzrokowy. Jej oczy stały się nieobecne, ciało weszło w tryb wahadła. To znaczyło, że była już w transie. Głosem nieznoszącym sprzeciwu, acz wciąż melodyjnym, narzuciłam jej swoją wolę.

— Kochasz Zareka?

— Tak — szepnęła ze łzami w oczach.

— Jak bardzo?

— Tak jak las, który jest naszym domem, jak księżyc, który daje nam siłę, jak uczucie wolności przy biegu w ciemną noc i bardziej niż własne życie.

— Tak, właśnie...— szeptałam kusząco, w głębi czując gorycz — Tak bardzo go kochasz...

— Tak, ale jego nie już ma. Odebrano mi go.

I tak wkrótce ulegniesz (DNO PISARSKIE, UNIKAĆ)Kde žijí příběhy. Začni objevovat