Bałem się otworzyć tę wiadomość. Spodziewałem się opóźnionego obwiniania albo bełkotu o tym, że za mną tęskni... Sam nie byłem pewien, obawiałem się, że ta wiadomość zrujnuje mi życie i naprawdę nosiłem się z zamiarem usunięcia jej. Ale ponownie odczytałem.


„Przykro mi. Dobranoc."


Nie mogłem w to uwierzyć. Chociaż bardziej nie mogłem uwierzyć w to, że nie mogłem w to uwierzyć. Wyobrażałem sobie jakieś wylewne płacze zakochanej dziewuchy, a kiedy dostałem zdawkową odpowiedź, którą pisało się tylko dlatego, że wypadało, czułem się gorzej, niż gdyby naprawdę zaczęła mi się żalić.


— Co jest ze mną nie tak?! — krzyknąłem w przestrzeń.


— Wszystko! Zamknij mordę! — Usłyszałem zza okna.


Przyjemni sąsiedzi... Zabawne, ale facet, który to powiedział, chyba miał rację. Ciężko było mi powiedzieć, co właściwie było ze mną dobrze. Szczególnie kiedy zapijałem antydepresanty drinkiem, paląc skręta nad pracą naukową. Zdecydowanie nie było dobrze. Ktoś mógłby pomyśleć, że się staczałem, ale zielska w papierosie było tyle co nic, a whisky? Każdy ma czasem prawo wypić. Nie upijałem się, po prostu chciałem wykrzesać z tabletek dodatkowe właściwości i szybciej zasnąć. Choć nie byłem wcale pewien, że właśnie tak działają z alkoholem, zgubiłem gdzieś ulotkę. Postawiłem na potęgę autosugestii.


Dwa drinki i trzy papierosy później, czyli około trzeciej w nocy, nie wytrzymałem. Odpisałem.


„Gdy ktoś zadaje ci pytanie, wypada na nie odpowiedzieć."


Chociaż starałem się brzmieć obojętnie, wiadomość wybitnie ociekała niezadowoleniem.


„Jeśli się nie chce dzielić swoim życiem, to się nie odpowiada. Dobranoc, profesorze."


— Ta mała...! — krzyknąłem ponownie.


Ame miauknął zdezorientowany i przybiegł do mnie. Wdrapał się po moim ramieniu i położył na karku. Przez chwilę nawet mnie lizał, ale na szczęście szybko zrezygnował. Nie lubiłem szorstkiego, kociego jęzora na plecach.


Nie odpisałem więcej. Czułem, że się błaźnię. Dopisałem akapit pracy do końca, a potem poszedłem spać, kładąc kota na poduszce obok siebie. Przynajmniej on mnie w pełni akceptował i nie stwarzał urojonych problemów. Zapewne dlatego, że nie rozumiał tego, co robiłem i mówiłem. W innym wypadku też by się ode mnie odwrócił. W końcu zrażanie do siebie ludzi miałem we krwi.


~*~


Dziwak odpisał. Nawet się nie ucieszyłam. Spodziewałam się jakiejś ekscytacji, drżenia rąk czy czegokolwiek, ale dostałam tylko obojętność. I pytanie, na które nie zamierzałam odpowiadać. Nie musiał wiedzieć, że przez niego nie potrafiłam pracować. W ogóle niczego nie musiał wiedzieć. Ja się dowiedziałam: że żyje i musi w dalszym ciągu mieć co najmniej jedną kończynę, bo dał radę napisać wiadomość. To mi wystarczało.

Dziwak z dyplomemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz