Film minął nam w takiej właśnie atmosferze. Nabijałyśmy się wraz z fabułą filmu z oryginalnego dziełka, poziom beki osiągał tak krytyczny poziom, że w połowie filmu musiałam wyjść do łazienki, bo gdybym tego nie zrobiła, mogłoby się to skończyć naprawdę źle.

Po seansie za to poszłyśmy coś zjeść. Nie byłam głodna, ale w dobrym towarzystwie aż żal było nie spróbować nowej oferty w KFC. Uwielbiałam tę knajpę. Kurczak w pikantnej, chemicznej panierce był jednym z moich ulubionych dań, zaraz za herbatą, papierosem i tostami z masłem czosnkowym.

Zamówiłyśmy po zestawie i spędziłyśmy kolejną upojną godzinę, śmiejąc się ze wszystkiego, z czego tylko się dało. A jak z czegoś się nie dawało, to śmiałyśmy się z faktu, że się nie da. Dzięki temu udało mi się na chwilę zapomnieć o upokorzeniu i urażonej dumie, którą sprezentował mi w podzięce zdziwaczały wykładowca.

Dziewczyny próbowały ze mnie wyciągnąć, co się stało. Już pierwszego dnia zauważyły, że zachowanie Michaelisa się zmieniło, ale milczałam jak grób, uznając, że to nic szczególnego. W końcu jednak postanowiłam podzielić się z nimi częścią prawdy, bo całej obiecałam przecież nie wygadać. Opowiedziałam więc o zapalniczce, jego nocowaniu i mojej wizycie u niego. Historia nie do końca trzymała się kupy, bo nie było żadnego powodu, by tak drastycznie się odciął, ale nie naciskały, więc i ja nie siliłam się na kłamstwa. Bo nie lubiłam kłamać, więc tak dla obu stron było lepiej.

Poza tym byłyśmy dorosłe i rozumiałyśmy, że każda z nas ma takie sprawy, o których nie lubi i nie chce rozmawiać. Chęć zaspokojenia ciekawości musiała więc ustąpić akceptacji prywatności drugiej osoby, ale miałyśmy to dobrze obcykane, więc nawet nie było niezręcznie.

Do domu wróciłam po dziesiątej. Szłam z Martą na piechotę przez Chmielną, cudem unikając Czarnego Romana, który ostatnimi czasy zaczepiał każdą dziewczynę, która na niego spojrzała. A że wyróżniał się na tle ludzi w sposób znaczny, niezwrócenie na niego uwagi graniczyło z cudem. Na szczęście skupił się na jakiejś parze, która paliła papierosa na jednej z ławek. Dosiadł się do nich i zaczął coś opowiadać. Zdecydowanie miałyśmy szczęście.

Nie chciało mi się już jeść. Usiadłam do komputera, znalazłam sobie zlecenie i pisałam do pierwszej w nocy. Potem mi zbrzydło. Co za dużo, to niezdrowo, przesadzanie zawsze miało jakieś negatywne konsekwencje.

Znudzona zaczęłam przeglądać Internet. Zanim się obejrzałam, wykorzystywałam zdolności infobrokerskie, które posiadłam w trakcie licencjatu, by dowiedzieć się czegoś więcej o Michaelisie. Często po prostu googlowałam ludzi. Nie, bo mi zależało, nawet nie dlatego, że byli ciekawi. Czasem po prostu chciałam sprawdzić, jak wiele mogę się dowiedzieć.

O Sebastianie Michaelisie było głośno. Konferencje, prace naukowe, wyróżnienia. Za to żadnych zdjęć i prywatnych informacji. Przywykłam do tego, że wykładowcy nie wpisywali prawdziwych danych w profilach na fejsie, ale żeby nigdzie nie było nic? Wyglądało to nieco podejrzanie.

Dowiedziałam się za to, ile miał lat, gdzie znajdowała się alma mater, o której napomknął zdawkowo, opowiadając o incydencie z romansem. Znalazłam kilka jego prac, w tym rozprawę doktorską z japonistyki. Z braku lepszych lektur, zaczęłam ją czytać. Lubiłam czasem z własnej woli potyrać się naukowym bełkotem. Wydawałam się sobie wtedy taka wykształcona i elitarna. Gorzej, że tylko udawałam, że rozumiem, co czytam. Tak naprawdę połowa tego była dla mnie ni mniej ni więcej jak cholerną makareną.

Praca była strasznie długa i szczegółowa, ale poruszała bardzo ciekawy wątek związany ze zwyczajami i językiem ujętymi w świetle psychologicznym – mój ulubiony rodzaj bełkotu. Dowiedziałam się paru ciekawych rzeczy, które zamierzałam wykorzystać na zajęciach, żeby sprawdzając kolejne kolokwium, zachodził w głowę, skąd to wiem i jak bardzo wepchałam mu się w przeszłość. Znając jego paranoiczne skłonności, z pewnością będzie go to dręczyło co najmniej kilka dni. Mały krok na drodze do wielkiej zemsty.

Dziwak z dyplomemWhere stories live. Discover now