Dziewczyna wstała i poszła do kuchni, kiedy w moim telefonie rozdzwonił się alarm. Wróciła z dwiema szklankami wody i paczką tabletek. Usiadła obok mnie, wręczyła mi naczynie i zaśmiała się złośliwie.

— Nie powinno się zapijać kawą — mruknęła tylko i odczekała, aż wyciągnąłem swoje tabletki, żeby połknąć wraz ze mną. — Też nie jestem normalna, chociaż pewnie dolega nam zupełnie co innego. Mniejsza z tym, podtrzymuję to, co powiedziałam na Paryżu. Nie wydam cię. I nie mam takich dobrych kolegów, więc nie musisz się martwić.

Kamień z serca, nawet nie zdawała sobie sprawy.

~*~

Ucieszyłam się, gdy Michaelis się wreszcie obudził. Wydawał się w pełni poczytalny. Wyjaśnił mi, co właściwie się stało, połknął leki, spalił pół paczki papierosów, a potem zmartwił się na myśl o powrocie do domu. Bąknął coś o kocie, ale nie drążyłam. To, że z naszej anonimowości nie pozostały nawet strzępy, nie oznaczało, że nagle będę chciała go bliżej poznać. Chociaż właściwie chciałam, ale nie sądziłam, by nasza zakazana (przynajmniej jego zdaniem) znajomość chociaż trochę się rozwinęła.

Spodziewałam się, że będzie mu łatwiej rozmawiać, że czasem wymienimy się smsami i może kiedyś zdradzi mi, co będzie na kolokwium, ale na nic więcej nie liczyłam, choć już to ostatnie było raczej żartem, bo nawet nie chciałabym tego wiedzieć, to by było oszukiwanie, nie lubiłam kłamać.

Dowiedziałam się przy okazji, że mojej poprzedniej wiadomości nawet nie odczytał. Skasował ją, a potem żałował, że nie zaspokoił swojej ciekawości i chciał napisać, ale coś mu wypadło i zupełnie zapomniał. Nie miałam mu już za złe. Byłam zbyt zmęczona, żeby myśleć w tych kategoriach.

— Zaczynam z tobą o piętnastej, a ty?

— O trzynastej, z drugim rokiem japonistyki na licencjacie.

— To w tym samym budynku, tam na końcu koło pokoju samorządu? — upewniałam się.

Byłam już na czwartym roku, a jakoś nigdy nie zapuściłam się te dwadzieścia metrów dalej, żeby sprawdzić, kto i jakie zajęcia tam ma. Nigdy nie uważałam tego za istotne, więc w końcu tam nie poszłam.

— Nie wiem, co tam jest, ale tak, tam na końcu. Muszę wrócić do domu.

— I co, może mam ci pomóc? — zapytałam ironicznie.

W zasadzie i tak planowałam to zrobić, ale w jego stwierdzeniu było czuć nutę pewności, że to zrobię, a tego nie lubiłam, więc odruchowo zrobiłam mu na złość. Czemu miałam być miła dla ludzi, skoro oni nie dawali nic w zamian? Przez to tylko potem cierpiałam, bo jak już mi na kimś zależało, to nawet nie wytykałam mu tych drobnych błędów. Za to ludzie potrafili mi wyrzucić wszystko, dlatego właśnie rzadko się przywiązywałam, a gdy już to robiłam, to i tak zawsze kończyłam tak samo. Tylko z Martą i Elizą było inaczej. Nie wiem, jak ja na nie trafiłam, ale to lepsze niż wygrana w totka. Taka pierwszego stopnia.

— Mogłabyś? Nie wyobrażam sobie tego, a nie mogę zostawić kota samego...

— Ach, Ame! — krzyknęłam nagle, uświadamiając sobie, że rzeczywiście miał kota, nawet pomogłam mu wybrać imię, tylko jakoś mi to umknęło.

— Właśnie tak. Nic lepszego nie wymyśliłem. Pomożesz mi czy nie? Wolałbym wiedzieć, inaczej zadzwonię po...

— Po nikogo nie dzwoń. Twoi koledzy wykładowcy narobią przypału mi. A wyobraź sobie, że chcę spokojnie skończyć studia. Sporo przeszłam, żeby zrobić ten licencjat — przerwałam mu, mierząc wzrokiem telefon, który mężczyzna posłusznie schował do kieszeni.

Dziwak z dyplomemWaar verhalen tot leven komen. Ontdek het nu