Rozdział 2

57 9 11
                                    

Chloe wbiegła na plener zdyszana, była tam już cała grupa i profesor.

– Spóźniona, aż 20 minut! – zarzucił wzrok na dziewczynę.

– Nie ładnie to tak przerywać w zajęciach... Proszę wziąć szkicownik i robić to co grupa.– dokończył.

Chloe rozejrzała się po plenerze, popatrzyła w górę, a następnie na boki, szukając dobrego obiektu do szkicowania. Za swój cel uznała "korytarz" z drzew. Była wręcz zachwycona tym miejscem. W rysunku dodała krajobrazowi magii i tajemniczości, a zarazem mroku. Jej prace były trochę inne niż wszystkich, miały w sobie coś co je wyróżniało. Chloe miała własny styl tworzenia szkiców i idealnie to ukazywała w rysunkach. Była leworęczną osóbką co wszystkich zadziwiało, a zdarzało się to rzadkością. Irytowało ją każde zwrócenie uwagi o tym, że jest leworęczna. Tak jakby to nie było normalne.

–Nieźle Ci idzie młoda.– powiedział Mack, stojąc za nią.

–Boże, nie strasz mnie kiedy widzisz, że jestem na czymś skupiona.– prychnęła.

–Proszę, proszę. Młoda się denerwuje, nie martw się ja tylko mówię, że naprawdę świetnie wyglądają te barwy. – pokiwał głową i wskazał na jej szkic.

–Ale wydaje mi się, że jesień nie jest aż w takich niebieskawych odcieniach. 

–To moja interpretacja jesieni, Mack. Zajmij się swoją. – Przewróciła oczami i kontynuowała szkice niebieskimi barwami.

–Jak chcesz, chciałem tylko pomóc. A jeśli chodzi o coś poza zajęcia to może wyskoczyłabyś ze mną na kawę? – zapytał.

–Nie dzięki, dziś jestem zajęta. –odpowiedziała ignorując zaloty chłopaka.

–Warto było spróbować.– wzruszył ramionami i odszedł.

Chloe popatrzyła na niego kątem oka i tylko prychnęła pod nosem widząc jego blond włosy i dość muskularną budowę ciała. Delikatnie odchyliła się, chcąc zobaczyć jego szkic.

–Póki nie wyjdziesz ze mną na kawę, nie zobaczysz szkicu.– zaśmiał się pod nosem, ciągle szkicując.

Chloe szybko oderwała wzrok i powróciła do szkicu wzdychając. Zajęcia powoli dochodziły końca. Dziewczyna schowała swój szkicownik do torby i oddała zaległe fotografie profesorowi. Przeprosiła go jeszcze raz za swoje spóźnienie tłumacząc się w sposób nierealny. Profesor bardzo ją lubił, więc wybaczył i tylko powiedział żeby nie zdarzało się to za często. Chloe pokiwała głową i wyszła z pleneru, kierując się w stronę domu. Po drodze sprawdzała internet, aż nagle dostała sms-a od Mack'a.

Mack Schutte: Myślę, że na jednej próbie się nie skończy.

Chloë: Panie Schutte, łaskawie odczep się, bo nie umówię się z panem.

Odłożyła telefon do torby ignorując kolejne wiadomości Mack'a i jego prób umówienia się. Nie chciała z nim żadnego bliższego kontaktu, uważała, że jest on jednym z tych co "spróbują, dobiorą i opuszczą". Poza tym miała dużo czasu aby kogoś sobie znaleźć, ale aktualnie nie potrzebowała tego. Była introwertykiem, wolała samotnie słuchać muzyki niż słuchać czyiś problemów. Nagle zaczął padać deszcz. Chloe nim się obejrzała, zrobiła się ulewa, więc zaczęła biec. Deszcz aż odbijał się od jej ciała. Tworzyły się wielkie kałuże, w które co chwila wpadała. Nim dobiegła do domu była cała przemoczona, z włosów można było wycisnąć wiadro wody. Z każdym krokiem, jej buty chlupały nadmiarem wody. Zrezygnowana, stwierdziła, że bieg i tak już nic nie da, więc zaczęła powolnie iść. Dom miała już nie daleko, więc nic nie traciła. Doszła do drzwi i otworzyła kluczem, wchodząc rzuciła torbę na kanapę i zdjęła buty. Weszła prosto na górę do pokoju, aby ściągnąć ubrania i wrzucić do prania. Zabrała z szafy czystą bieliznę i dużą białą koszulkę. Udała się do łazienki i wykąpała dokładnie, próbując się zrelaksować. Siedziała tam dość długo, aż w końcu po godzinie wyszła orzeźwiona. Z ręcznikiem na głowie, kapciach i koszulce zbiegła na dół do kuchni po kanapki. Wyciągnęła świeży chleb, szynkę, sałatę i majonez. Posmarowała 4 kromki i położyła na nich składniki. W międzyczasie zaparzyła sobie swoją ulubioną miętową herbatę. Z gotowym jedzeniem położyła się w salonie na sofie, włączając telewizję na randomowym kanale. Akurat leciała jakaś komedia romantyczna. Nagle usłyszała dzwonienie telefonu, którego nie wyciągnęła z torby. Chloe zsunęła się bezsilnie z łóżka i powolnie otworzyła torbę, szukając telefonu. 

–Mack, mówiłam nie umówię się z tobą.– wyparowała pierwszym zdaniem.

–To chociaż otwórz mi te cholerne drzwi. Zmoknę tu. 

–co? - Zamurowało ją i od razu ściszyła telewizor. Była zestresowana i nie wiedziała co ma robić.

– Nie ma mnie w domu. – powiedziała płytko.

– Przecież Cię słychać, nie żartuj sobie.

–Nie żartuje, jestem u ojca.

–Ygh, a kiedy wrócisz?–zapytał zrezygnowany.

–Nie mam pojęcia. I proszę nie przychodź jeśli Cię o to nie proszę.–Warknęła i rzuciła telefon na blat rozłączając się.

Dziewczyna się zdenerwowała i wyłączyła telewizor. Pobiegła do pokoju i włączyła laptopa. Otworzyła poradniki z Tulpami i wonderlandami, zaczęła od rozpisywania całego procesu w czarnym zeszycie. Rozpisała sobie cechy swojej tulpy oraz jak ma wyglądać.
Przez chwilę pomyślała, że to wszystko to jakieś szaleństwo i jest chyba niezrównoważona psychicznie, że będzie rozmawiać z kimś kto nie istnieje. Mimo to kontynuowała rozpiskę. Założyła także swój dziennik snów. Stwierdziła, że będzie on w dość nietypowej formie. Formie szkiców. Na razie nie zaczynała nauki, stwierdziła, że zacznie jak będzie na to gotowa. Zaczynała od malutkich kroczków jakimi są próby rozmowy z samym sobą. Brzmi to trochę dziwnie ale to najważniejszy etap w tworzeniu. Niby malutkie, a jednak ważne.
Popatrzyła na zegar i przypomniała sobie o jutrzejszej szkole. Na szczęście nie miała wiele nauki, więc nawet się za to nie brała. Po prostu zeszła na dół po tabletki na noc. Gdy była już w kuchni, pomyślała, że bezsensu tak co noc schodzi po nie. Zabrała więc je ze sobą wraz z wodą. Będąc w pokoju tuż przed snem połknęła dwie i położyła się na łóżku próbując zasnąć. 

You've reached the end of published parts.

⏰ Last updated: Feb 27, 2017 ⏰

Add this story to your Library to get notified about new parts!

WonderlandWhere stories live. Discover now