I

117 15 27
                                    

Kieran

Pierwsze zadanie wydawało się łatwe — dostać się na polanę nieopodal wioski. Musieliśmy przedrzeć się przez niebezpieczny, mroczny las, uzbrojeni tylko w miecze, którymi większość z nas nie umiała się obronić, a co dopiero zaatakować. Strach działał jednak na mnie pokrzepiająco. W obliczu nieznanego zawsze starałem się być spokojny i czujny. Gdy obserwowałem księżyc, odbijający się w ostrzu, słyszałem głos mojej matki. W ciemności zawsze kryje się światło, mawiała.

Nasza grupka poborowa liczyła kilkanaście osób. Byliśmy pełni determinacji, jednak tliła się w nas iskra niepokoju. Baliśmy się, że nie podołamy. To, czego nauczymy się podczas lekcji, nie będzie się równało z tym, co nas czeka — brak litości, blizny, krew na naszych rękach. Zabijanie stanie się koniecznością, a walka codziennością. Nikt z nas nie chciał być oprawcą, ale właśnie na tym polegała wojna.

Dorastałem w zamku, nie będąc świadomym tego, co działo się jego za murami. O prawdzie nie można było mówić głośno. Tylko nieliczni wiedzieli, na jakich fundamentach zostało zbudowane nasze królestwo. Tych, którzy byli niewygodni dla władzy, zabijano. Tych, którym zdołało się uciec lub których wygnano, nazywano wyklętymi. Od niedawna byłem jednym z nich.

Gdy dotarłem do wioski, zdziwiło mnie, że ludzie całkowicie przyzwyczaili się do takiego trybu życia. W dzień pracując, a nocą czekając na świt. Tak jakby tylko on przynosił im nadzieję.

Szedłem przez las, mocno trzymając klingę miecza. Usłyszałem dźwięk gniecionych liści i miałem nadzieję, że to tylko ktoś z grupy. Zatrzymałem się i rozejrzałem dookoła, lecz jedynym, co dostrzegłem, był błysk światła gdzieś daleko przede mną. Poczułem, że czekała mnie końcówka trasy. Zacząłem biec do celu. Las coraz bardziej się przerzedzał i w końcu dotarłem na polanę. Z lekkim zawodem stwierdziłem, że nie byłem pierwszy; na środku łąki stały dwie osoby, chłopak i dziewczyna. Podeszłem bliżej i przyjrzałem się im wyraźniej. On — wysoki, z szelmowskim uśmiechem na twarzy, ona — niższa, z włosami czarnymi jak heban. Blask jego różdżki leciutko oświetlał twarz dziewczyny i przez chwilę miałem wrażenie, że zauważyłem w jej oczach iskierki. Chłopak schylił się i szepnął jej coś do ucha. Tym razem jej twarz stężała, czarnowłosa odwróciła się, a nasze spojrzenia się spotkały. Czułem, że jej oczy przeszywały mnie na wskroś. Nie odwróciłem wzroku, póki ona tego nie zrobiła. Zainteresowałem się nią, kimkolwiek była.

Rozejrzałem się i zauważyłem, że nasza grupa zdążyła się już zebrać. Schowałem miecz i ustawiłem się w szeregu razem z resztą, jednak przez dłuższy czas nie nadszedł żaden z trenerów. Odczuwałem zniecierpliwienie wszystkich dookoła. Słyszałem ciche szepty. Niektórzy zaczynali sądzić, że zrobiliśmy coś źle. Ja jednak trwałem w przekonaniu, że to kolejna część zadania, sprawdzenie nas w jakiś sposób.

Wtedy usłyszeliśmy głos:

— Ella, może damy już im spokój?

Należał do kolegi czarnowłosej dziewczyny. Ella było najwidoczniej jej imieniem. Kompletnie do niej nie pasowało.

— Już i tak wszystko zepsułeś — odpowiedziała. Miała niski i melodyjny głos.

Wszyscy patrzyli na nich, nie bardzo wiedząc, co się działo. Ja również. Wyszli przed szereg i odwrócili się do nas twarzami. Chłopak pierwszy zabrał głos:

— Nazywam się Christian. To moja przyjaciółka, Ella. — Wskazał na nią, a ta uniosła dumnie podbródek. — Ten rok różni się od innych i tym razem to my będziemy was szkolić.

— Jeśli martwicie się — zaczęła dziewczyna, widząc nasze powątpiewające miny — że nie przygotujemy was dostatecznie dobrze, to rozwiewamy wasze wszelkie obawy. Będziemy was cisnąć tak, jak ciśnięto nas kiedyś. — Wyraźnie było słychać ironię w jej głosie. Nie wyglądała na zadowoloną, że musiała tu być. — Jakieś pytania?

Cisza.

— Świetnie. Przejdźmy do konkretów. Oczekujemy od was dwóch rzeczy. Pierwszą jest szacunek. Do nas, do siebie nawzajem. Bez współpracy żaden zespół nie ma szansy na wojnie. Drugą jest zaangażowanie. — Skrzyżowała ręce na piersiach. — Czeka was ciężka praca. Nie wiem, czy wszyscy dadzą sobie radę, jednak mocno w to wierzę.

Wszyscy uważnie ją słuchali. Robiła na innych wrażenie. Całkiem nie kojarzyłem jej twarzy, a byłem tu ponad tydzień. Ella wydawała się w pewien sposób ważna, więc było dziwne, że ani razu jej nie spotkałem.

— Co jakiś czas sprawdzać was i nas będą trenerzy, więc nie przynieście nam wstydu. To chyba wszystko. Chris?

Dziewczyna przekrzywiła lekko głowę, spoglądając na swojego przyjaciela, a ciemne włosy zasłoniły część jej twarzy. Chłopak wyciągnął z pochwy swój miecz i zaczął mówić:

— Ostrza, które dostaliście, są wasze. Dbajcie o nie i nie używajcie ich, póki nie dowiecie się jak. — W tym momencie jednym ruchem ręki skierował ostrze w stronę dziewczyny stojącej przed nim. Na imię było jej bodajże Lydia. Nie drgnęła, ale wszyscy wstrzymali oddech. Zrobił krok w jej stronę. Był tak blisko, że mógłby teraz z łatwością przebić jej tchawicę. — Nietrudno zrobić nim krzywdę — dokończył bezbarwnym głosem, po czym cofnął miecz.

— Widzimy się jutro w południe na łące przy pastwisku — podjęła dziewczyna. — Nie spóźnijcie się.

Zerknęła po kolei na każdą znajdującą się przed nią twarz, aż zatrzymała się na mojej. Znowu świdrowała mnie wzrokiem. Skrzywiła się.

— I ostatnie — zaczęła, nadal na mnie patrząc. — Pamiętajcie, że z tego nie można tak po prostu się wycofać. Albo walczysz, albo nie jesteś po naszej stronie. — Zrobiła przerwę. Wydawało mi się, że posmutniała. — A teraz możecie wracać. Bądźcie ostrożni. Zanim nadejdzie świt, wszystko jest bardziej niebezpieczne.

Skinęliśmy jej głowami, po czym zaczęliśmy iść w stronę wioski. Trzymaliśmy się grupką, więc czuliśmy się pewniej. Chris i Ella szli kilka kroków za nami, bacznie obserwując okolicę. Trafiliśmy na idealnie bezchmurną noc. W naszych stronach rzadko padało, ale równie rzadko widywaliśmy słońce. Dla tutejszych ludzi świt miał większe znaczenie, wymawiali to słowo wręcz z czcią. Nadal nie rozumiałem, dlaczego.

Tak naprawdę nie umiałem zrozumieć jeszcze wielu spraw.

  •••  

No i mamy pierwszy rozdział. Nie jest długi, bo nie chciałam w nim ująć zbyt wielu informacji — z każdą kolejną częścią będę Was oswajać z innym skrawkiem tego świata.

Dziękuję za wszystkie głosy i komentarze! To bardzo pokrzepiające widzieć, że trud, który wkładam w pisanie, nie idzie na marne 💞

Ola xx

Zaklinaczka mieczy. Zanim świtWhere stories live. Discover now