Prolog

14 2 1
                                    

- Panno Frost, zapraszam do tablicy
Uniosłam głowę i spojrzałam na sukę Carolyn McHrist.
- Po co?- spytałam od niechcenia- już 4 raz w tym tygodniu bierze mnie pani do przepytania. W tej klasie jest jeszcze 25 osób, które z chęcią rozwiążą miliony matematycznych główien.
Kobieta spojrzała na mnie jadowitym wzrokiem a ja wysłałam jej najbardziej fałszywy uśmiech na jaki było mnie stać.
Wygrałam to, jędzo.
- Może chciałabyś porozmawiać z dyrektorem o swoim zachowaniu?- spytała
- A bardzo chętnie- odpowiedziałam i zaczęłam się pakować- bardzo tęskniłam za panem Thomsonem.
Chłopak przede mną parsknął śmiechem.
I z czego się cieszysz idioto.
Nie czekając na odpowiedź matematyczki wyszłam z sali i udałam się do gabinetu naczelnego pojeba tej budy- Christiana Thomsona.

Zapukałam trzy razy w drzwi i czekałam na odpowiedź. Po chwili rozległ się niski głos dyrektora.
- Wejść!
- Dzień dobry- powiedziałam
Mężczyzna widząc mnie głośno westchnął.
- Witaj Clary. Powiedz mi- czy nie może być ani jednego dnia bez twojej wizyty? Czy naprawdę nie potrafisz chociaż przez jeden dzień zachowywać się jak przeciętny uczeń w tym ośrodku?
- Może- odpowiedziałam krótko.
- Wiesz, że muszę wezwać twoich rodziców?- spytał
- Niech pan wzywa, ale wątpię, że tu przyjdą, pewnie są w delegacji- odpowiedziałam obojętnie
Christian wstał z fotela i podszedł do dużego okna przez które było widać Manhattan. Widok był naprawdę przepiękny.
- Nie mam już sił do ciebie. Wiem, że w głębi jesteś wrażliwą dziewczynką która się tylko zagubiła i ciężko przeżyła śmierć rodziny...
O nie. Nie miałam ochoty tego słuchać bo wiedziałam, że zaraz wybuchnę płaczem. Jak najszybciej wyszłam ze szkoły.
Na dworzu pruszył delikatny śnieg. Zawsze uwielbiałam zimy. Do czasu gdy moi rodzicie i brat nie zginęli w wypadku samochodowym. Auto wpadło w poślizg i uderzyło w drzewo. Śmierć na miejscu.
Dla mnie to był również wyrok śmierci. Nie miałam żadnej babci, cioci ani nikogo bliskiego. Zostałam sama.
Przez następne kilka dni żyłam na ulicy. Kradłam chleb ze sklepu, czasami coś większego. Moja złodziejska kariera zakończyła się gdy sprzedawczyni przyłapała mnie na próbie przemycenia kilku bułek z serem. Wezwano policję, ja skończyłam w domu dziecka, a po roku trafiłam do rodziny zastępczej. Macocha, Kristen jest szefową w jakieś firmie, ojczym- Daniel- biznesmenem w dużej korporacji. Oboje są wiecznie w delegacjach a ja żyję sama w ogromnym domu.

Skręciłam do małej kawiarenki, niedaleko metra. 
Pomieszczenie było co prawda niewielkie, ale bardzo przytulne. W powietrzu można było wyczuć aromat świeżej kawy. Usiadłam wygodnie na kanapie, wyjęłam telefon i włączyłam Facebooka. Na stronie głównej pojawiało się nowe zdjęcie dodane przez Harry'ego McLinley'a. Był to szkic Manhattanu z lotu ptaka. Chłopak ma talent... Weszłam na jego profil i wysłałam zaproszenie do grona znajomych. Praktycznie po kilku sekundach dostałam powiadomienie o akceptacji zaproszenia. Postanowiłam wysłać do niego wiadomość.

Ja:
Like for like?

_______________________________________
Oto prolog mojej nowej powieści:) jak się podoba?

Like for like, sweetheart?Where stories live. Discover now