Kostka XII

15.8K 756 1K
                                    

- Jesteś bardzo powolny. Gdzie twoja forma? - Rex nie szczędzi mi komplementów od samego rana... - Mógłbyś się bardziej postarać. Wieczorem nie będziemy ćwiczyć, ale rano...

- Rex... Odpuść trochę. Ledwo żyję – opieram dłonie na kolanach, starając się zapanować nad oddechem. Mój trener spogląda na zegarek, sprawdzając czas.

- Nie jest źle – stwierdza po chwili – nie oznacz to jednak, że nie może być lepiej. Popracujemy nad lepszym czasem – uśmiecha się złowieszczo.

- Super – ocieram pot z czoła.

- Gdzie się podział twój entuzjazm? Sport uwalnia endorfiny.

- Mam dwie prace, do tego trenuję z tobą. Dziwisz się, że jestem zmęczony?

- Zrezygnuj z cukierni. Przecież zarabiasz tam marne grosze.

- Nie mogę. Obiecałem, więc dotrzymam słowa.

- Chcesz więcej czasu spędzać ze swoją dziewczyną, tak? Biorąc pod uwagę jaka jest... agresywna, teraz rozumiem dlaczego zapragnąłeś trenować boks – wybucha śmiechem.

- Mylisz się. Chcę się nauczyć lepiej bronić. Moja dziewczyna ma problem z takim jednym typem. Nie mogę tego tak zostawić.

- Jessie... Nie obraź się, ale bijatyki powinieneś zostawić innym. Potrzebujesz co najmniej kilku miesięcy treningu, a nie kilku dni.

- Nie wierzę własnym uszom! Rex, ponoć jesteś najlepszy – drwię z niego.

- Jestem, dlatego umiem ocenić twoje możliwości. Gdybym serio chciał cię zaatakować, skończyłoby się pobytem w szpitalu.

- Nie mam kilku miesięcy, więc musisz się bardziej starać.

- No dobra, skoro wiem na czym ci zależy, od jutra będziemy się poważnie przykładać. Ostrzegam, że łatwo nie będzie.

- Wiem.

- Odpocznij i widzimy się wieczorem na lotnisku.

Obserwuję jak wsiada do swojego samochodu i odjeżdża, po czym osuwam się na trawnik przed domem. Mam przed sobą cały dzień pracy, noc w samolocie, poranny trening i co najmniej dziesięć godzin na kortach tenisowych. Miną wieki zanim pozwolą mi położyć się spać...

Pakuję najpotrzebniejsze rzeczy do torby upewniając się, że zabrałem paszport oraz dokumenty i wychodzę, machając pani Brown, która podlewa kwiatki przed domem. Zazdroszczę jej. Też chciałbym mieć swój kąt, albo miejsce, które mógłbym nazwać domem...

- Jessie, dobrze że już jesteś – Sebastian podbiega do mnie w chwili, gdy zamykam za sobą drzwi Fantazji.

- Coś się stało?

- Diana i Collin kłócą się o coś od samego rana.

- Nie przejmuj się, oni często się kłócą – zapewniam przestraszonego chłopaka.

- Ich kłótniom zawsze towarzyszy dźwięk rozbijanego szkła? - pyta niepewnie.

- Nie wiem, aż tak dobrze ich nie znam – podnoszę ladę i idę za Sebastianem na zaplecze. Drzwi od kuchni są zamknięte, lecz nie da się ukryć, że rodzeństwo nie szczędzi sobie przykrych słów.

- Powiedziałem, że nie! - krzyk Collina powoduje u mnie gęsią skórkę.

- Nie bądź taki uparty! To dla twojego dobra!

- Dla mojego dobra?! Chyba zupełnie zgłupiałaś!

- Masz to zrobić! Dziadek z pewnością by tego chciał – Diana niechętnie wraca wspomnieniami do okresu, gdy żył ich dziadek. Bardzo go kochała i nadal za nim tęskni. Musi chodzić o coś ważnego, skoro powołuje się na jego autorytet w potyczce z własnym bratem.

CzekoladaOnde histórias criam vida. Descubra agora