Gdy kładł pudełko na blat swego biurka w dalszym ciągu był pod wrażeniem. Tak imponującego pierścionka nie widział już dawno. Vivienne najwidoczniej sądziła podobnie, gdyż przechyliła nieco głowę i unosząc brwi, wyrecytowała:
– Osiemnastokaratowe białe złoto, owalny brylant i diamenty. Chopard Blue Diamond Ring we własnej osobie. Gdyby nie fakt, że ma już właściciela, sama chętnie bym go sobie przywłaszczyła, wiesz, Isshin?
Wywrócił oczami w geście dezaprobaty. To oczywiste. Nie spotkał dotąd kobiety, która potrafiłaby się oprzeć diamentom.
– A skoro tak, oczywiście nie byłabym sobą, gdybym i sobie nie zabrała jakiegoś prezentu. Jak ci się podoba? – rzuciła z wyniosłym uśmiechem, wyciągając przed siebie dłoń, na której dostrzegł nowy nabytek, o którym mówiła. Delikatna obrączka z białego złota wysadzana drobnymi diamentami zamigotała nieco. Pokiwał głową z uznaniem.
– Nie wiedziałem, że lubisz klasykę – stwierdził, obserwując jak cofała dłoń i kładła ją na skórzanym oparciu fotela.
– Też o tym nie wiedziałam, ale wiesz jak to jest. Gdy znajdujesz się wśród półek z ciekawymi zabawkami nigdy nie możesz być pewien, która wyląduje w twoim koszyku – powiedziała, nie przestając się uśmiechać. – Zresztą i tak nikt nie zauważy czy zniknęło jedno świecidełko, czy też może dwa.
Isshin lekko odchylił głowę w tył.
– Mam przez to rozumieć, że nie było żadnych komplikacji?
Pytanie to okazało się zbędne. Przez jej twarz przemknął cień jawnej satysfakcji, który mógł oznaczać tylko jedno.
– Dostałam to niemal na tacy.
Uśmiechnął się. Zawsze wiedział, że Vivienne Slight była tym, czego potrzebował i nie pomylił się wiele, zatrudniając ją. W tej jednej chwili wydawało mu się, że zadanie, które czekało ją już niebawem było niczym innym jak dziecinną gierką. Dla kogoś tak dobrego w tym fachu nie było rzeczy niemożliwych, nawet jeśli poziom obecnego zlecenia o dużo przewyższał wszystkie poprzednie skoki. Ba, to czego się podjął w razie niepowodzenia mogło zakończyć całą jego karierę i pogrążyć wszystkich podwładnych, ale... cena naprawdę była kusząca. Zresztą ufał jej. Ufał tej przebiegłej, pewnej siebie kobiecie, która w przeciągu ostatnich sześciu miesięcy wzbogaciła go o ładnych parę milionów, maskując swe działania tak dokładnie, że policja z góry umorzyła śledztwo w sprawie zaginionych kosztowności.
Ale i tak miał pewne obawy. Gdyby ich nie czuł, z góry założyłby wygraną, a wtedy, w razie niepowodzenia, mógłby czekać go bolesny skok na głęboką wodę.
Odchrząknął, wyrywając się z odmętów tych rozmyślań. Nie dopuszczał do myśli czegoś tak absurdalnego jak przegrana. Ignorując zdziwione spojrzenie Vivienne, nacisnął duży przycisk na interkomie i polecił sekretarce, by przyniosła papiery, które dostarczył jej dziś rano.
– Kolejne zlecenie? – zapytała Viv, obserwując go kątem oka. Jej wcześniejszy uśmiech zniknął, jednak w dalszym ciągu była nadzwyczaj spokojna. – Myślałam, że nie podpiszesz nic tak szybko.
Mężczyzna oparł dłonie o biurko i zsunął wzrok na potężny, rzeźbiony regał po brzegi wypchany książkami. Czemu miał dziwne wrażenie, że jego dobry humor umykał wraz z każdą minioną sekundą?
– Też tak sądziłem, ale... – urwał.
– Ale? – kobieta wbiła w niego uporczywe spojrzenie, jakby chciała z twarzy wyczytać wszystkie jego myśli.
YOU ARE READING
Play my game
FanfictionHistoria jednego zlecenia i dwóch przypadkowych osób, które spotkają się w złym czasie. W rolach głównych: Abarai, Kurosaki, Shuuhei i cała reszta śmietanki towarzyskiej podzielona na dwie opozycje.
Znajdź i porwij, Vivienne
Start from the beginning