Rozdział 2

3K 189 41
                                    

* Harleen *

- Mógł byś się pokazać?

-Dla Ciebie wszystko księżniczko!

   Śmiejąc się zrobił teatralny ukłon na środku pomieszczenia po czym stanął z założonymi rękami ukazując wszystkie metalowe zęby w maniakalnym uśmiechu.

   I tak oto przede mną stanął pół nagi postrach Ghotam. Miał na sobie jedynie czarne dresy z napisem "Arkham Asylum" .Na Jego przeraźliwie bladej cerze widniało wiele tatuaży.Jasno zielone oczy podkreślone były czarnym rozmazanym cieniem ,a usta wykrzywione w jego charakterystyczny uśmiech pomalowane krwisto czerwoną szminką.

   Po kilku minutach przeszywania mnie wzrokiem w końcu przerwał ciszę która nastała w pomieszczeniu.

-Przyszłaś patrzeć się na moją klatę czy mnie leczyć ? - zagadnął uśmiechając się.

-Raczej to drugie -zarumieniłam się-usiądziemy?

-Zapraszam! -krzyknął uradowany niczym małe dziecko i odsunął mi jedno z krzeseł przy drewnianym stole.Usiadłam na nim bez wahania po czym otworzyłam zeszyt .

-Może zaczniemy od prostych pytań?

-Okey. -zaczął się bawić swoimi palcami.

-Jak masz na imię?

-Joker.

-To raczej pseudonim chodzi mi o prawdziwe imię.

-Nie pamiętam.

-Nie pamiętasz czy nie chcesz pamiętać?-zapytałam.

-Czy to ma znaczenie ? Tak czy inaczej się nie dowiesz.-uśmiechnął się szerzej.

-Och.

-A ty ? Jak się nazywasz?

-Ach! przepraszam dr. Harleen Quinzell -podałam mu rękę.Jednak zamiast normalnie uścisnąć mi dłoń pocałował ją.

-Przyjaciele mówią Ci Harley,Hay?-zapytał.

-Tak właściwie to nie mam przyjaciół -czułam dziwny przymus by być z nim szczera.

-W takim razie już jednego masz -uśmiechnął się.

-Przepraszam ,ale muszę już iść -powiedziałam spoglądając na zegarek.

-Okey , wrócisz? -zapytał robiąc "podkówkę".

-Tak  jutro - uśmiechając się wyszłam z sali.

*****

   Będąc w domu moje myśli wciąż krążyły wokół Jokera.Wzięłam gorącą kąpiel po czym układając sobie pytania na kolejną rozmowę z pacjentem usnęłam.

*Joker*

   Leżąc na łóżku próbowałem ogarnąć tą cholerną kostkę Rubika.  Moje myśli jednak cały czas kręciły się wokół ładnej pani psycholog.

~Idioto myśl o ucieczce ! A nie o jakiejś blond idiotce !~

   Przycisnąłem dłonie do skroni.

-Nie mów tak!

   Całkiem miła , reszta psychologów na mój widok uciekała z sali z krzykiem i potem to oni "potrzebowali" leczenia psychiatrycznego.

~Ty barani łbie ! Jak jest tępa to się nie boi! Ona Cię omamiła ! Ogarnij się!~

-Przestań !

   I w tym momęcie wpadłem w furię.Roztrzaskałem stół ,a potem jeszcze kilka innych mebli znajdujących się w moim pokoju ,drąc się i przy okazji zdzierając gardło.Do pokoju wbiegli trzej ochroniarze  jednym rzuciłem o ścianę.

-Ojej nie żyje ! Jaki pech nikt nie mówił że ma tak słabą głowę -zaśmiałem się .

Uśmiechając się łapałem kolejnego i przycisnąłem do ściany grożąc  że jeśli zaraz nie zadzwonią po dr.Quinzell to rozwalę im te pieprzone łby w drobny mak... 

  Kurwa! dla czego ja tak na nią reaguje?!

******

   Przepraszam za ewentualne błędy =*

   PS: Mam nadzieje że się spodoba =)











Love story (?) //  Joker & HarleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz