Rozdział 1

168 16 4
                                    

*11 listopad 2k16* *dzień koncertu Justina w Polsce* *czas teraźniejszy*

-To już dzisiaj! Nie mogę uwierzyć! Nie wytrzymam! - krzyczę przez łzy w oczach,  jestem taka podekscytowana. Dzisiejszy dzień jest spełnieniem moich największych marzeń, nareszcie mogę go zobaczyć na żywo, usłyszeć jego cudowny głos...Jestem taka podekscytowana!  Dobra... Madeleine, uspokój się to tylko zwykły koncert. Co ja mówię?! To będzie najlepszy koncert na świecie! Słyszysz co mówisz dziewczyno?! Dzisiaj jest ten dzień, ten upragniony dzień, dzień na który czekałaś jebane 17 lat i wreszcie nadszedł i musisz wykorzystać z niego jak najwięcej maleńka, rozumiesz?!

- Możesz przestać drzeć tą mordę?! - warknął do mnie mój brat Sebastian, wychylając głowę zza drzwi. Gówniarz 13 lat, a odzywa się jakby co najmniej 20 miał.. Oj ukróci mu się to w końcu. Myśli że wszystko może, że jest najlepszy i najmądrzejszy. Debil, w końcu wykończy rodziców tymi ciągłymi wybrykami... Mam go serdecznie dość, ale co mam zrobić.

- Nie, nie zamknę! Ty brudasie jak masz jakiś problem to zamknij się w pokoju i nie wychodź. Nie będziesz mi mówić co mam robić, a czego nie... Ledwo się od ziemi odbiłeś, a już masz najwięcej do powiedzenia. - powiedziałam wkurzona. Dzisiaj jest najszczęśliwszy dzień w moim życiu i nie pozwolę żeby takie małe gówno mi go zepsuło. 

Schodzę na dół do kuchni, gdzie czeka już na mnie mama.

- Cześć mamo! Za ile wyjeżdżamy? - zapytałam nie czekając na jej odpowiedź na pierwsze pytanie.

- Hola, hola! Panienko! A może daj mi odpowiedzieć  na pierwsze pytanie zanim zadasz kolejne . Dzień dobry Madeleine, ja rozumiem że jesteś bardzo podekscytowana i nie możesz się doczekać, ale najpierw powinnaś zjeść śniadanie..Wykąpać się i spakować! Jedziemy tam na dwa dni, weź sobie ciuchy na zmianę. Tata wspominał coś ze o 12 chce już wyruszać, także masz jeszcze dwie godziny na zrobienie tego co masz zrobić, a w twoim przypadku musisz się pospieszyć. - wiem że ma racje.. Mam tyle rzeczy do zrobienia. Muszę się wykąpać, pomalować i spakować, trzeba wybrać te najlepsze ciuchy, bo przecież nie pójdę jak fleja. 

- Tak, mamo masz racje.. przepraszam, ale sama rozumiesz.

- Wiem słońce, na prawdę  nie masz czasu! Zmykaj już stąd, zawołam cię jak zrobię śniadanie.

- Dobrze - rzuciłam jeszcze przez ramie, wbiegając na górę do mojego pokoju. Od czego by tu zacząć? Najpierw się spakuje, tak to jest dobry pomysł, zawsze pakuje się na ostatnią chwile i przez to zapominam najważniejszych rzeczy.. ale dzisiaj wszystko na spokojnie, a makijaż mogę zrobić przecież na miejscu w hotelu, z tego co wiem będę miała trochę czasu do koncertu. Wyciągam więc z szafy dwie pary moich ulubionych jeansów, kilka koszulek, jakąś bluzę no i bieliznę. Myślę że nic więcej nie będzie mi potrzebne, jedziemy w końcu tylko na dwa dni. Na zegarku jeszcze przed jedenastą, czyżbym jednak miała czas na szybki prysznic i makijaż? Ponownie otwieram szafę i wyciągam szare zwężane dresy i zwykłą białą koszulkę, czas na bieliznę.. stawiam na czarne bokserki i gładki stanik. Szybciutko biegnę do łazienki, zamykam za sobą drzwi na kluczyk żeby mieć pewność że nie będzie nieproszonych gości. Wyskakuje z piżamy i wchodzę pod prysznic.. Woda jest taka ciepła, jest tak przyjemnie że aż nie chce się wychodzić. Ale halo, nie masz czasu! Musisz się pośpieszyć! Moja odpowiedzialna strona wyrywa mnie z rozmysłów. Ma racje, nie ma czasu. Wyciskam na rękę płyn do kąpieli i myje dokładnie każdą najmniejszą część ciała. Następnie włosy i jestem czyściutka. Wychodzę spod prysznica stając na ręcznik, tak  aby nie zachlapać podłogi, wycieram się i ubieram we wcześniej przygotowanie ciuchy. Dokładnie szczotkuje ząbki, następnie zabieram się za suszenie włosów, nienawidzę tego. Związuje włosy w niechlujnego koczka, teraz czas na makijaż. Tydzień temu przedłużyłam sobie rzęsy wiec na szczęście nie muszę ich malować, a drugi plus jest taki że płacząc na koncercie się nie rozmarzę. Pozostało mi jedynie nałożyć trochę podkładu i podkreślić brwi. Jestem gotowa. Pakuję jeszcze kosmetyczkę do walizki, gdy słyszę głos mamy z dołu wołającej mnie na śniadanie. 

UNHEALTHY RELATIONSHIP.Where stories live. Discover now