Rozdział 8

285 23 15
                                    


     Chwyciłam za pilota i wyłączyłam telewizor. Podniosłam się z kanapy i z powrotem wlazłam po stromych schodkach do mojego pokoju. Zarzuciłam na swoją kolorową bluzkę na ramiączkach biały sweterek i skierowałam się ku swojej szafie. Wyciągnęłam z nich parę kolorowych wrotek, kask i ochraniacze. Wzięłam to wszystko na dół i rzuciłam gdzieś obok drzwi. Udałam się na chwilę do łazienki, gdzie umyłam zęby i zrobiłam delikatny makijaż. Mama twierdzi, że jestem jeszcze za młoda na jakikolwiek makijaż. Ja tam lubię sobie czasem zaszaleć i zrobić coś więcej, niż tylko pomalowanie rzęs tuszem. Rozczesałam swoją burzę loków, którą zawsze mam na głowie. Po rozczesaniu wyglądają już mniej chaotycznie, ale i tak nie zadowala mnie ten efekt. Po wyjściu z łazienki od razu udałam się po moje wrotki. Zawiązałam dokładnie sznurówki, po czym założyłam na siebie ochraniacze i kask. Długo już jeżdżę i myślę, że nie potrzebuję już ochraniaczy, ale ostrożności nigdy za dość. Uchyliłam drzwi i udałam się na zewnątrz.

     Droga prowadząca do głównej bramy była lekko z górki, więc nawet nie musiałam ruszać nogami, aby się przemieszczać. Nagle poczułam jak mój wisiorek z księżycem zsuwa się po mojej szyi. Chciałam go złapać, ale już zdążył polecieć na ziemię. Gwałtownie się odwróciłam i schyliłam po drobny łańcuszek. Tak, to tylko zwykły wisiorek, ale dla mnie wiele on znaczył. To jedyna pamiątka po mojej starej rodzinie. Podniosłam go z ziemi i umieściłam z powrotem na swoje miejsce. Odetchnęłam i odwróciłam się w stronę, w którą miałam zamiar się udać. Nagle poczułam, że ktoś przede mną stanął, jednocześnie upadając przy tym tyłkiem na ziemię. Podniosłam głowę do góry i znowu zobaczyłam tego chłopaka co wcześniej. Matteo? Czy jak on tam miał. W tym oświetleniu co teraz go widzę, wygląda bardzo korzystnie, nie powiem. Jego loczki na głowie ułożyły się w lekki nieład, a oczy błyszczały mu w promieniach słońca. Przeskanowałam go wzrokiem. Ubrany był w szkolny mundurek, co oznaczało, że udaje się do szkoły. Tylko zaraz, co on tutaj robi?

-Tak się zastanawiam... - podrapał się po swoim podbródku - ile będziesz się na mnie jeszcze tak patrzeć - spojrzał na mnie przenikającym wzrokiem.

-Co? Patrzeć się? - zaśmiałam się lekko, chociaż w głębi duszy byłam poddenerwowana. - Po prostu czekam, aż... odsłonisz mi światło! - zaśmiałam się ponownie, tyle, że bardziej głupkowato.

-Słońce jest za Tobą - jego kąciki ust podniosły się do uśmiechu. Widać, że miał ze mną ubaw.

Wystawił rękę w moją stronę. Chwyciłam się jej pewnym gestem i uniosłam z powrotem na nogi.

-Dzięki - powiedziałam, otrzepując się z jakiegokolwiek pyłu, czy drobnych kamyczków.

-Uznajmy, że wyświadczyłem Ci przysługę. Teraz kolej na Ciebie.

Zerknęłam na niego pytająco.

-Jak masz na imię?

-Luna - odpowiedziałam krótko.

-Luna... - przybrał zamyśloną minę.

-Matteo! - zza budynku wyłoniła się wysoka blondynka. Miała krótkie włosy, lekko pofalowane. Ubrana była również w szkolny mundurek. - Wszędzie Cie szukałam! Jeszcze chwila, a spóźnilibyśmy się do szkoły - spojrzała na mnie dosłownie morderczym spojrzeniem, które od razu zamieniła na lekki uśmiech. Pocałowała chłopaka w policzek i ponownie spojrzała na mnie, tym razem z okazaniem wyższości. Nie wiem o co jej chodzi. Chwyciła Matteo za rękę i dosłownie zaczęła go ciągnąć w stronę samochodu, po czym zaczęła mu coś szeptać do ucha.

Zignorowałam całą tą sytuację i udałam się do głównej bramy. Zatrzymałam się na chwilkę. W sumie powinnam raczej powiedzieć rodzicom, że jadę. Albo w sumie, mam telefon, jak coś to zadzwonią. Otworzyłam bramę i pojechałam przed siebie. Nie znałam Buenos Aires, ale na szczęście miałam mapę w swoim telefonie. Udałam się do centrum. Teraz jest o tyle dobrze, że większość osób jest albo w szkole, albo w pracy, co umożliwi mi swobodne poruszanie się po mieście, bo przynajmniej nie będzie tłumów.

Przejechałam już na prawdę spory kawałek. Przysiadłam sobie na ławeczce i wyciągnęłam telefon z kieszeni. Była godzina 13:00. Mama ani tato nie dzwonili ani razu. Widocznie są zajęci pracą. To w sumie dobrze. Simon pewnie jest w szkole, więc marne szanse, że odbierze. Schowałam telefon do kieszeni i odchyliłam delikatnie głowę w tył. Promyki słońca ogrzewały moją twarz. Nagle przed oczami przemknął mi kolorowy budynek. Obróciłam się w tył i zauważyłam wielki napis "JAM&ROLLER". Oczy mi zaświeciły, a na twarzy pojawił się szeroki uśmiech.

Soy Luna - Moja wersja wydarzeń.Where stories live. Discover now